[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pięćdziesiąt metrów dalej miała miejsce scena zjego koszmarów: ciała na ziemi, mężczyzni w czarnych kombinezonach, ciągnącyszamoczącą się kobietę na tył zaparkowanej furgonetki.Podniósł broń, ale powstrzymał się.Czy to naprawdę był atak, czy może natknął się na próbny alarm policyjny albo plan filmuakcji? Czy mężczyzni w czerni naprawdę byli terrorystami, czy może policjantami lubaktorami? Najbliższe ciało znajdowało się w odległości trzydziestu metrów.Na ziemi obokniego zauważył telefon komórkowy i pistolet SIG-Sauer P226 kaliber 9 mm.Gabriel zakradłsię szybko do leżącego mężczyzny i ukląkł u jego boku.Krew i rany postrzałowe byłyprawdziwe, jak również cień śmierci w jego lodowatych oczach.Wiedział już, że nie był topróbny alarm policyjny ani plan filmowy.To był atak, którego tak się obawiał, a któryrozgrywał się teraz na jego oczach.Terroryści nie zauważyli Gabriela.Wciąż klęcząc, podniósł obiema rękami berettę iwycelował w jednego z mężczyzn, którzy ciągnęli w kierunku furgonetki kobietę.Odległośćtrzydzieści metrów, strzał, jakich oddał w życiu niezliczoną ilość razy.Dwukrotnie nacisnąłspust, raz za razem, pach-pach, dokładnie tak, jak go nauczono.Chwilę pózniej zobaczyłróżowy błysk i mężczyzna upadł na ziemię w półobrocie niczym zabawka wypuszczona zdziecięcej ręki.Gabriel wycelował o stopień w prawo i ponownie strzelił.Kolejny błysk,krew i mózg.Załatwiony.Tym razem odpowiedzieli mu ogniem.Gabriel uciekł ze ścieżki i ukrył się za pniemdrzewa, a seria strzałów rozdarła korę na strzępy.Kiedy strzelanina ustała, wychylił się izobaczył, że terrorystom udało się wsadzić kobietę do furgonetki.Jeden zamykał tylne drzwi,pozostali gnali w stronę drugiego pojazdu.Wycelował w zamykającego drzwi mężczyznę istrzelił.Pierwsza kula trafiła go w lewą łopatkę, aż nim zachwiało, druga uderzyła w środekklatki piersiowej.Furgonetki ruszyły z piskiem opon i przejechały przez szeroki zieleniec w stronęMarble Arch i ruchliwego skrzyżowania w północno-wschodnim zakątku parku.Gabriel wstałi pobiegł za nimi sprintem, po czym zatrzymał się i strzelił kilka razy w tył pojazdu, gdzie -jak wiedział - siedzieli tylko terroryści.Jechali w kierunku obrzeży parku.Gonił ich przezkilka sekund, ale po chwili uznał to za bezcelowe, więc odwrócił się i z powrotem pobiegł namiejsce ataku.Na przesiąkniętej krwią ścieżce leżało dziewięć porozrzucanych ciał.Nie żyło sześciuAmerykanów oraz dwóch zastrzelonych przez Gabriela terrorystów.Ten, który przedmomentem wpychał kobietę na tył furgonetki, leżał teraz i z trudem łapał oddech, a z jego ustciekła krew.Gabriel kopnął tkwiący w jego ręce pistolet automatyczny i zdarł mu z głowykominiarkę.Zobaczył twarz, która wydała mu się jakby znajoma, i po chwili zdał sobiesprawę z tego, że to Samir al-Masri, Egipcjanin z zachodniej części Amsterdamu.Jego oczy zaczynały zachodzić mgłą.Gabriel chciał się od niego czegoś dowiedzieć,zanim umrze, więc podniósł go za kombinezon i uderzył mocno w twarz.- Samir, gdzie oni ją zabierają? Mów, co się stanie z dziewczyną!Z jego oczu na chwilę znikła mgła.- Skąd wiesz, jak mam na imię?- Wiem wszystko.Dokąd ją zabierają?Zdobył się na szyderczy uśmiech.- Jeśli wiesz wszystko, to dlaczego mnie pytasz?Gabriel znów go uderzył, tym razem mocniej, i tak wściekle nim potrząsnął, aż sięprzestraszył, że złamał mu kark.Ale to nie miało znaczenia, ponieważ Samir i tak już umierał.Gabriel wycelował broń w jego twarz i krzyknął:- Ty skurwielu, gdzie oni ją zabierają? Mów, zanim odstrzelę ci łeb!Ale ten tylko znów się uśmiechnął - już nie szyderczo, ale wzniośle, jak ktoś, ktozrealizował swoje pragnienie, by umrzeć.Gabriel zaprowadził go do bram śmierci i byłbardzo szczęśliwy, że mógł zobaczyć, jak przez nie przechodzi.Przyłożył lufę beretty dotwarzy terrorysty i właśnie miał nacisnąć spust, kiedy usłyszał krzyk:- Rzuć broń! Ręce do góry!Gabriel puścił Egipcjanina, po czym położył berettę na ziemi i powoli podniósł ręce.To, co się potem wydarzyło, będzie pamiętał jak przez mgłę.Wpatrujące się w niego martweoczy Samira.Ktoś powalił go na ziemię, a następnie uderzył w tył głowy.To był mocny cios,który niemal rozłupał mu czaszkę na dwie części.Poczuł przypływ nieznośnego bólu izobaczył błysk jaskrawego światła.Ujrzał również kobietę w ciemnoniebieskim dresie,prowadzoną przez morderców w kominiarkach do doliny zgliszcz.*O godzinie 3:14 w nocy w prywatnych apartamentach na pierwszym piętrze BiałegoDomu zadzwonił telefon.Prezydent podniósł z widełek słuchawkę już po pierwszym sygnalei szybko przyłożył ją do ucha.Natychmiast rozpoznał głos po drugiej stronie linii: to CyrusMansfield, jego doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego.- Panie prezydencie, obawiam się, że w Londynie miał miejsce kolejny atak.- Czy to coś poważnego?Mansfield odpowiedział na pytanie najlepiej, jak tylko potrafił.Prezydent zamknąłoczy i wyszeptał:- Mój Boże.- Brytyjczycy robią wszystko, co w ich mocy, by uniemożliwić im ucieczkę zLondynu - rzekł Mansfield.- Ale jak się pan zapewne domyśla, sytuacja jest niezmierniechaotyczna.- Proszę przygotować Situation Room.Będę na dole za pięć minut.- Oczywiście, panie prezydencie.Prezydent odłożył słuchawkę i usiadł na łóżku.Kiedy włączył nocną lampkę, żonaobudziła się i spojrzała na niego.Widziała już kiedyś ten wyraz jego twarzy.- Czy to coś poważnego?- Znów uderzyli w Londynie.- Zawahał się.- Jako zakładniczkę wzięli ElizabethHalton.Część drugaObca ziemia11Nowy Scotland Yard, godzina 00:26, sobotaNie uskarżałbym się nawet z powodu bardzo dużego guza.Limuzyna Grahama Seymouraodjechała z piskiem opon z podjazdu Nowego Scotland Yardu, głównej siedziby londyńskiejpolicji, i skręciła w ulicę Broadway.Mężczyzna z MI5 wyglądał na przemęczonego, ale miałdo tego pełne prawo.Na stacjach metra przy Marble Arch, Piccadilly Circus, Leicester Squarei Charing Cross wybuchły bomby, w Hyde Parku zamordowano sześciu amerykańskichdyplomatów i ludzi ze służby bezpieczeństwa, a córkę ambasadora amerykańskiego,Elizabeth Halton, uznano za zaginioną i najprawdopodobniej porwaną.Ale jedyną jak narazie aresztowaną osobą był Gabriel Allon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]