[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miały co najmniej pięćlat i były wynikiem jakichś młodzieńczych fanaberii.Parę dni przed wyjazdem do Włochznalazłam dawno zapomniany, zakurzony pakiet o pozaginanych w ośle uszy rogach i wrzuciłamgo do torebki.Przyszło mi do głowy, \e dzięki wizytówkom potraktują mnie z większymszacunkiem.Kiedy się odwiedza hrabinę, prawdziwą europejską damę w starszym wieku, któraw dodatku nie ma zielonego pojęcia o twoim istnieniu, liczy się ka\dy szczegół.Naturalnie miałam zamiar wręczyć kartę właściwemu słu\ącemu przy głównym wejściu.Gdybym nie była taka skonsternowana, zrozumiałabym, \e zachowuję się co najmniejabsurdalnie; co to za gość, który przełazi przez mur, a potem wręcza wizytówkę kucharce!Mało powiedzieć, \e się zdziwiła.Po prostu osłupiała.Wzięła w końcu kartę za sam brze\ek,jakby kartonik miał za chwilę eksplodować, i skinieniem ręki zaprosiła mnie do środka.Kuchnia była du\a, nisko sklepiona, z podłogą z czerwonych płytek.Najwybredniejsza panidomu (moja matka) nie miałaby się tu do czego przyczepić wszędzie panowała nieskazitelnaczystość, a z bulgoczących na płycie kuchennej garnków unosiły się rozkoszne zapachy.Ajednak wyczuwało się tu pewną pustkę, mo\e dlatego, \e w tak przestronnym pomieszczeniu,przeznaczonym dla licznego personelu, znajdowały się tylko dwie osoby.Młoda dziewczyna,szczupła, czarnowłosa, zajęta przy zlewie skrobaniem jarzyn, obejrzała się przez ramię iprzyglądała mi się rozszerzonymi oczami.Kucharka obracała w palcach moją wizytówkę; nigdynie była w takiej sytuacji i nie wiedziała, co ma robić.W końcu wzruszyła ramionami i wskazałami krzesło przy długim stole.Potrząsnęłam głową z uśmiechem.Znów wzruszyła ramionami,przyjrzała się karcie i poczłapała do drzwi.Płynęły minuty.Czułam się jak idiotka, stojąc tam tak potulnie z zało\onymi rękami,przestępując z nogi na nogę.Dziewczyna przy zlewie ciągle na mnie zerkała, chichocząc wkułak.W czasach, w których zatrudniano w takich domach tuziny słu\by, powinna byćpomywaczką.Zamiast uniformu słu\bowego miała na sobie opiętą spódnicę, podkreślającą jejobfite kształty i jeszcze ciaśniejszy sweterek.Kiedy uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam Buon giorno , wybuchnęła piskliwym śmiechem.Na odwrocie wizytówki napisałam: Muszę się z Panią zobaczyć w sprawie Pani wnuka.Niebyło to zbyt eleganckie, ale krótkie i konkretne.Kiedy kucharka wróciła, ju\ myślałam, \ezostanę wyproszona za drzwi.A jednak kiwnęła ręką, bym za nią poszła.Szłam więc, stukając obcasami po gołych deskach.Po jakimś czasie ich odgłos stłumił dywan,ale wkrótce zastukały jeszcze głośniej, tym razem na marmurowej posadzce.Tylko to pózniejpamiętałam ten odgłos własnych kroków, niczym bicie w bęben.Nie potrafiłabym opisaćpokoi, korytarzy ani mebli; serce waliło mi jak młotem i \ołądek podchodził do gardła.Spodziewałam się, \e kucharka przeka\e mnie kamerdynerowi albo pokojówce, ale onaprowadziła mnie po całych kilometrach marmurowych posadzek, a\ wreszcie otworzyła jakieśdrzwi.Słoneczny blask zalewał pokój, złocąc białe ściany i framugi, tak jak szampan złocikryształowe kieliszki.Byłam zbyt zdenerwowana, by zwracać uwagę na szczegóły.Widziałamtylko kobietę siedzącą za biurkiem obok drzwi na taras.Nie podniosła się z miejsca.Obraz, który powstał kiedyś w mojej wyobrazni, roztrzaskał się w mgnieniu oka jak zbitakamieniem szyba.W dzisiejszych czasach określenie czyjegoś wieku nastręcza wprawdzie pewnetrudności, ale i tak mogłabym przysiąc, \e kobieta nie ma ani jednego dnia ponad czterdzieści lat.Bezlitośnie odsłaniające prawdę promienie słoneczne padały prosto na jej twarz.Miaławprawdzie doskonały makija\, ale trzeba czegoś więcej ni\ makija\u, aby ukryć zmarszczkiwy\łobione przez wiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]