[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To prawda, że każdy z nas ma głowę zaprzątniętą jedną myślą.Niewiem, co za siłą pcha nas do walki o tę śmieszną pozycję.Ale musisz pamiętać, że już dwukrotnie cię pokonałem, zadrugim razem wielkodusznie darowując ci życie na Cieniu-Ziemi.- Nie było to znowu takie wielkoduszne.Zostawiłeś mnie na śmierć podczas Wielkiej Zarazy.A za pierwszymrazem, jak sobie przypominam, skończyło się remisem.- A więc musimy to teraz rozstrzygnąć, Corwinie - oznajmił.- Jestem od ciebie starszy i lepszy.Jeśli chceszzmierzyć się ze mną, z przyjemnością stawię ci czoło, Zabij mnie i tron jest twój.Spróbuj.Nie sądzę jednak, żeby ci sięudało.Wolałbym też od razu odeprzeć twoje pretensje.Nacieraj.Zobaczymy, czego się nauczyłeś na Cieniu-Ziemi.Obaj mieliśmy już miecze w garści.Wyszedłem zza biurka.- Ależ ty masz niebywałą czelność! - powiedziałem.- Dlaczego niby masz być lepszy od nas i bardziejpredestynowany do rządzenia?- Bo to ja zająłem tron - odpowiedział.- Spróbuj mi go odebrać.Spróbowałem.Zacząłem od cięcia w glowę, które sparował, ja zaś odpowiedziałem na jego pchnięcie w sercecięciem w nadgarstek.Obronił się i pchnął między nas stołek, który odrzuciłem kopniakiem, mając nadzieję, że rąbnę go wtwarz, ale nie trafiłem.Odparłem jego natarcie, a on moje.Walczyliśmy zaciekle bez większego skutku.Zastosowałemteraz bardzo wymyślny atak, którego nauczyłem się we Francji, a który składał się z natarcia, zasłony czwartej i szóstejoraz wypadu zakończonego niespodziewanym cięciem w nadgarstek.Drasnąłem go i popłynęła krew,- Piekielny bracie! - powiedział cofając się.- Jak mi donoszą, towarzyszy ci Random.- To prawda.Więcej jest takich, którzy sprzysięgli się przeciwko tobie.Natarł gwałtownie zmuszając mnie do cofnięcia się i zrozumiałem, że przy całym moim kunszcie jest nadallepszy.Był jednym z największych szermierzy, z jakimi przyszło mi walczyć, i odczułem nagle, że nie dam mu rady,parowałem jak wściekły i z równą wściekłością cofałem się krok po kroku pod jego naporem.Obaj mieliśmy za sobą wiekitreningu u najlepszych mistrzów klingi, z których największym był mój brat, Benedykt - w obecnej chwili jednak niemogłem liczyć na jego pomoc.Chwytałem rozmaite przedmioty z biurka i rzucałem nimi w Eryka, lecz on stale uchylał sięi nacierał nieubłaganie.Starałem się zajść go od lewej strony, ale nie mogłem uciec od czubka jego miecza wymierzonegoprosto w moje lewe oko.I balem się.Eryk był wspaniały.Gdybym nie czuł do niego takiej nienawiści, wyraziłbym muuznanie za jego artyzm.Tymczasem wciąż się cofałem, coraz jaśniej ze strachem uświadamiając sobie, że nie zdołam go pokonać.Wwalce na miecze był lepszy ode mnie.Przeklinałem go w duchu, ale nic nie mogłem na to poradzić.Jeszcze trzy razypróbowałem bardziej wymyślnych ataków, lecz bez skutku.Parował każde pchnięcie i przeciwnatarciami wciąż zmuszałmnie do odwrotu.Chciałbym być dobrze zrozumiany.Ja sam jestem naprawdę niezłym szermierzem.Tyle że on był lepszy.Usłyszałem w hallu hałas i szczęk broni.Nadchodziła świta Eryka.Jeśli nawet Eryk nie zabije mnie wcześniej, toz pewnością zrobi to któryś z jego ludzi - choćby strzałem z kuszy.Prawy nadgarstek Eryka wciąż krwawił.Ręką nadal władał pewnie, miałem jednak wrażenie, że w innychokolicznościach, walcząc defensywnie, mógłbym go dzięki tej ranie zmęczyć i potem wykorzystać najmniejszy momentnieuwagi.Zakląłem pod nosem, a on się roześmiał.- Byłeś głupi, zjawiając się tutaj - powiedział.Nie zorientował się, do czego zmierzam, aż do chwili, kiedy było już za pózno.Cofając się, znalazłem się tuż przydrzwiach - było to ryzykowne, bo nie zostawiało mi pola manewru, ale lepsze niż pewna śmierć.Lewą ręką zdołałemzasunąć rygiel.Drzwi były wielkie i ciężkie, będą musieli je teraz wyważyć, aby wejść.Zyskałem dzięki temu jeszcze paręminut, lecz jednocześnie otrzymałem pchnięcie w lewe ramię, które mogłem tylko częściowo odparować podczaszamykania rygla.Na szczęście, prawa ręka, którą walczyłem, pozostała nietknięta.Uśmiechnąłem się, dodając sobieanimuszu.- A może to ty byłeś głupcem, wchodząc tutaj - powiedziałem.- Idzie ci coraz gorzej, sam widzisz - iprzypuściłem gwałtowny, bezlitosny atak.Odparował go, ale musiał się przy tym cofnąć o dwa kroki.- Ta rana daje już osobie znać - dodałem.- Ręka ci mdleje.Chyba sam czujesz, że opuszczają cię siły.30 / 55Zelazny Roger - Dziewięciu książąt Amberu - tom 1- Zamknij się! - warknął i zrozamiałem, że powiedziałem prawdę.To zwiększyło moje szansę o parę procent,natarłem więc z nowym impetem, wiedząc, że niezbyt długo będę mógł utrzymać takie tempo.Ale Eryk tego nie wiedział.Zasiałem w nim ziarno niepokoju i cofał się teraz przed moim niespodziewanymzaciekłym atakiem.Rozległo się walenie do drzwi, ale jeszcze przez parę minut nie musiałem się o to martwić.- Zaraz z tobą skończę, Eryku - powiedziałem.- Jestem twardszy niż dawniej i już po tobie, bracie.Zobaczyłem w jego oczach strach, który odbił się grymasem na twarzy i wpłynął na zmianę stylu walki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]