[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziwnie cicho.- Martw się lepiej Aazarzem.Niemcy jedyne co mogą zrobić touruchomić działania mylące.Jak zawsze zresztą, jeśli chodzi o skarbyukryte w Polsce.Przed spotkaniem w schronisku Orlinek nierazskutecznie potrafili skierować na manowce wywiad radziecki.Potemte\ to robili.A zaczęli tym gorliwiej po zjednoczeniu, kiedy okazałosię, \e mo\na uniknąć płacenia potę\nego haraczu.Niemcy nie wy-chylają się i tylko obserwują.Dobrze byłoby znać chocia\ dziesiątączęść ich raportów na ten temat.- Marzenia ściętej głowy.A ty co zamierzasz robić? Zdemasko-wałeś Witka, ale straciliśmy trop Saszki.- Jutro pogrzeb Doroty - twarz Michała ściągnęła się, poszarzała.- Jadę do Oleśnicy.Rodzina chciała koniecznie, \eby tam ją po-chować.A potem.- zamyślił się.- Potem skorzystam z urlopu.Po-jadę do Londynu zobaczyć się z Patrykiem.- Jedz - przytaknął skwapliwie Bzowski.- Przyda ci się kontakt zsynem.Masz przecie\ dla kogo \yć.198Irmina z ogromnym z zainteresowaniem przeglądała pełną papie-rów teczkę.- Jak ci się udało to zdobyć? - spytała z niedowierzaniem.- Do-stęp do tych dokumentów jest ściśle tajny.Najściślej jak mo\na.- Tak ścisłe, \e u was mało kto wie o ich istnieniu.Za komunymógł je oglądać pierwszy sekretarz i szef Stasi.A odkąd nastałonowe.-.tylko szef kontrwywiadu - wpadła mu w słowo.- Zaufaniedo rządzących jest znacznie mniejsze ni\ dawniej.- Bo demokracja to nie jest dobry system dla zachowywania ta-jemnic, piękna pani.A to, co trzymasz w ręku, jest warte miliony.Setki milionów.Kopie tych planów były te\ w posiadaniu erefenow-skiego BND.Gabinet Willy'ego Brandta poleciał na pysk w siedemdziesiątym czwartym roku, bo okazało się, \e osobistym asystentemkanclerza był agent wschodnioniemiecki.Węszył, korzystając z kre-dytu zaufania grzebał w ró\nych sprawach, między innymi miał mo-nitorować postępy śledztwa wywiadu, dotyczące skarbów ukrytychna Dolnym Zląsku.Od tamtej pory dostęp do dokumentów stał siępraktycznie niemo\liwy.Podszedł do niej, zajrzał przez ramię.Oglądała właśnie planytwierdzy w Srebrnej Górze.W dolnym prawym rogu widniały dwapodpisy - doktora Alfreda Rohdego i Gustawa Ringela.- Te znaczki - wskazał parafki - to nasza przepustka do bogac-twa.Dzięki nim wiadomo, \e plany są wiarygodne.- Dlaczego mi to pokazujesz?- Bo będę potrzebował twojej pomocy.- Kiedy?- Kiedy przyjdzie pora, kochanie.Za chwilę się dowiesz.- I to jest właśnie to, co zamierzasz opchnąć Ruskim za cię\kiszmal?Poło\ył jej rękę na karku, pogładził delikatnie.Pokręciła leciutkogłową, przeciągnęła się, dając znać, \e sprawia jej to przyjemność.- Myślałam, \e masz dostęp do całego skarbu - powiedziała ci-cho.199Dłoń Aazarza przesunęła się do przodu.Pochylił się, oparł ręką ostół.Palce sięgnęły dekoltu.- Mam dostęp do pełnej informacji, jak widzisz.To w zupełnościwystarczy.W dzisiejszych czasach informacja jest cenniejsza odzłota.- Co chcesz, \ebym zrobiła?- Na początek skopiujesz papiery.Ale nie zeskanujesz ich tak poprostu.Chcę, \eby wyglądały jak prawdziwe, \eby nie ró\niły się na-wet szczegółem, jednym pyłkiem, choćby tylko przypadkowymznaczkiem.- Rozumiem.Zamierzasz Rosjanom wcisnąć kopie, a oryginałysprzedać potem komu innemu?- Nie - dłoń Aazarza powędrowała dalej, wcisnęła się w misecz-kę stanika, objęła pierś.Palec wskazujący spoczął na sutku, zaczął sięporuszać, dra\niąc wra\liwe miejsce.- Oni dostaną oryginał.Kopiesą dla mnie.Na wszelki wypadek.Zrobisz to?- Bez problemu.Daj mi dwa dni.- Masz czas do jutra rana.Parsknęła śmiechem.- Dowcipniś z ciebie.Trzeba mi było dać tę robotę przedwczoraj,na pewno bym się wyrobiła bez problemu.- I mogłyby przyjść głupie myśli do ślicznej główki.Cały czasbędę patrzył ci na ręce.- Naprawdę do nikogo nie masz zaufania?- Nie wygłupiaj się.Do roboty.Wziął ją pod ramiona, podniósł i odwrócił przodem do siebie.- A gdzie Saszka?- Musiał wyjechać.- Daleko?- Daleko.- śeby odciągnąć od nas psy?- A przynajmniej część z nich.Jednym ruchem podniósł jej spódnicę na wysokość bioder.- Miałam pracować - zaprotestowała słabo.- Za chwilę.To przecie\ długo nie potrwa, a ja muszę spuścić zkrzy\a, \eby nie myśleć o niepotrzebnych rzeczach.No ju\, kotku, naco czekasz?200Posadził ją na stole.Posłusznie rozchyliła uda, - Za polsko-niemieckie pojednanie - oznajmił uroczyście, rozpinając spodnie.19Michał wysiadł z pociągu.Keleti Palyaudvar.Dworzec Wschod-ni.W tym miejscu kończą się tory, pociągi wje\d\ają na peron, jakbydocierały na koniec świata.Kiedyś podobnie wyglądał Zwiebodzkiwe Wrocławiu, zanim zrobiono z niego targowisko.Oczywiście niebył tak imponujący jak budapeszteńska budowla, ale na kimś, ktowchodził tam pierwszy raz, wywierał bardzo podobne wra\enie nie-samowitości.Człowiek jest przyzwyczajony, \e tory kolejowe sączymś nieskończonym, ciągną się nie wiadomo skąd i kończą niewiadomo gdzie.To znaczy niby wiadomo - prowadzą do znanych znazwy miast i miasteczek, docierają przecie\ tylko tam, gdzie czło-wiek zechciał je poło\yć.Jednak komuś, kto na nie patrzy i ma odro-binę wyobrazni, wcale nie kojarzą się tylko i wyłącznie z technicz-nym sposobem przemieszczania się w przestrzeni.Bo kto mo\e na-prawdę zagwarantować, \e tysiące, setki tysięcy podkładów nie wią\ątorów gdzieś w niezbadanej dali, w jakimś tajemniczym bezczasie?Mo\e tory zaświatów łączą się gdzieś na jakimś odległym węzlekolejowym z \elazną drogą po tej stronie \ycia? A mo\e to miejscewcale nie jest zbyt odległe? W ogóle podró\owanie pociągami jest wpewnym sensie prze\yciem mistycznym.Pasa\er jedzie, ale w istocienie tyle jedzie, ile jest wieziony, uzale\niony od wielu czynników, niemo\e na nic wpłynąć ani niczemu zapobiec.Wsiadając do samocho-du oddaje się w ręce losu, ale sam trzyma kierownicę, decyduje z jakąszybkością i jaką drogą będzie zmierzał do celu.W pociągu niejakooddaje swoje istnienie opatrzności, która w ka\dej chwili mo\e oka-zać się złym fatum.Nie wie, kto prowadzi pociąg, nie widzi twarzytego człowieka.A mo\e gdyby spojrzał w oczy maszynisty, do-strzegłby oznaki szaleństwa? Wtedy mógłby wycofać się z zamiarupodró\y.Pasa\er nie wie, kto zawiaduje ruchem, czy ten człowiekjest w tym dniu szczęśliwy czy smutny.A mo\e spotkało go201nieszczęście i spowoduje wypadek wiedziony podświadomym pra-gnieniem, aby i inni poczuli to, co on.Ale co tam pociąg! śycie składa się właśnie z drobiazgów, naktóre trudno wpłynąć, fest taka chwila, kiedy fale wartkiej rzeki eg-zystencji porywają bez litości, zalewają twarz i usta, zapierają dech,aby wypchnąć na wpół zatopione ciało na brzeg w jakimś nieznanym,obcym miejscu.Tym razem przeznaczenie wyrzuciło porucznika w stolicy Wę-gier.Michał zawsze lubił Budapeszt.Nie wiedział nigdy do końca,czy woli to miasto, czy Pragę.A raczej nie wiedział jeszcze tydzieńwcześniej.Od śmierci Doroty Praga zawsze ju\ będzie mu się koja-rzyć z tragedią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]