[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zgłową ciążącą jak worek mąki będzie mi się trudno zabrać doczegokolwiek.W kiepskim nastroju usiadłem na chwilę wogrodzie trybuna, ale Justyn nie był szczególnym miłośnikiemprzyrody i miejsce nie okazało się najlepsze na użalanie się nadsobą.Odnalazł mnie tam pies gospodarza, usadowił się obokmnie i zaczął obgryzać brzeg mojej tuniki, ale obrośniętawilgotnym mchem ławka nie spodobała mu się, szybkozeskoczył i posapując, zniknął w ciemnościach.Ja teżpowlokłem się do swojego pokoju.Stałem plecami do drzwi.Właśnie ściągnąłem tunikę(czystą; za porządną, żeby w niej spać), kiedy usłyszałem, żektoś wchodzi.- Nagi leśny chochlik widziany od tyłu.Co za wspaniaływidok! - usłyszałem.Helena.Ponieważ nie zapomniałem, że już mnie tego dniazaatakowano, odwróciłem się dość gwałtownie.Pełnezadowolenia spojrzenie Heleny przesunęło się po mnie, kiedyzasłaniałem się ściśniętą w garści tuniką, podejmując próbęzachowania przyzwoitości.Jej oczy się śmiały, a to zawszemiało dla mnie nieodparty urok.-To prywatny pokój, moja pani.220- Zwietnie! - odparła.Czułem, jak się czerwienię, aleprzybrałem pogardliwy wyraz twarzy, co tylko ją zachęciło.-Witaj, Marku - dodała.Milczałem.- Chyba chciałeś się ze mnązobaczyć.- Skąd ci to przyszło do głowy?- Poczułam mocny zapach czegoś po goleniu w moimpokoju.- Pociągnęła nosem.W myślach przekląłem Ksantusa.Tak mnie wypachnił, żepies gończy mógłby pójść moim tropem z Cieśniny Galijskiejaż do Kapadocji.Helena przechyliła głowę i przyglądała mi się.Opierała sięo drzwi, jakby chciała powstrzymać mnie przed ucieczką.Zacisnąłem szczęki.- Jak się miewa Tytus? - zapytałem.- A skąd niby mam to wiedzieć?- Wobec tego, co sprowadza taką elegancką damę do tejgłuszy?- Ktoś, za kim się uganiam.- Helena posiadała tęumiejętność, że jej najbardziej nielogiczne postępowanie robiłowrażenie racjonalnej reakcji na jakąś zwariowaną zniewagę zmojej strony.- Zostawiłaś mnie! - rzuciłem cicho, oskarżycielskimtonem.- A jak było w Wejach? - zapytała.W jej kulturalnymgłosie słyszałem sarkazm.- Weje to dziura - oznajmiłem.Ni stąd, ni zowąd poczułemsię zmęczony.- Czy wdowy są tam atrakcyjne? - rzuciła lekko.Jak się spodziewałem, zaczęła się walka na słowa.Już wie-działem, dlaczego czuję się przegrany.- Niektóre tak sądzą.- Rozmawiałam z taką jedną - oświadczyła lakonicznie221Helena.- Twierdziła, że twoja wyprawa do Wejów okazała sięszalonym sukcesem.- No to łże.Helena spojrzała na mnie.Nie bez powodu byliśmyprzyjaciółmi; znaliśmy się na tyle dobrze, by walczyć ze sobąna noże, ale też oboje wiedzieliśmy, w jaki sposób zaapelowaćo rozejm.- Tak właśnie sobie mówiłam - powiedziała cicho.- Aledlaczego skłamała, Marku?- Była wściekła, że nie miałem na nią ochoty i wróciłem dodomu, do ciebie.A co t y robiłaś w Wejach?- Szukałam cię.W tym miejscu, gdzieś w połowie drogi pomiędzy nami,spór wygasł.- No to już mnie znalazłaś - oświadczyłem.Helena Justyna przeszła przez pokój.Minę miała zdecy-dowaną, na co nie byłem jeszcze do końca przygotowany.- Co ci chodzi po głowie, moja pani?- Nic takiego, co by ci się nie spodobało.- odrzekła,wyrywając mi z rąk tunikę.%7łeby zachować resztki dumy, próbowałem ją zagadać.- Ostrzegam, nie znoszę zuchwałych kobiet.- Nieprawda.Lubisz, jak dziewczyna wygląda na taką,która wie dokładnie, co myślisz, i nie obchodzi ją.A jednak pojawiła się jakaś niepewność.Dała krok do tyłu.Ja dałem krok do przodu.Czułem jej ciepło, zanim jeszcze odsłonięte ramionaHeleny splotły się z moimi.Przebrała się z wełnianej szaty, wktórej ją wcześniej widziałem, w coś lżejszego.Gdybymodpiął dwie brosze, wiotka tkanina spłynęłaby na podłogę,222odsłaniając ją całą.Wydawało mi się, że te brosze mają prostezapięcia.Położyłem ręce na jej barkach, jakbym nie byłpewny, czy ją odsunąć, czy przyciągnąć do siebie.Kciuki sametrafiły na zapięcia.Helena zaczęła się cofać, co automatycznie zawiodło nas wstronę łoża.- Nie denerwuj się, pani!- Nie jestem taka strachliwa.- Powinnaś.- Och, przestań udawać twardziela! - parsknęła.Helenadobrze mnie znała, a tego, czego nie wiedziała, i tak siędomyślała.- Nie jesteś oprychem, umiesz być czuły.-mówiła.Zgadza się, umiałem być czuły.Czułość tak mnie przepełniała,że nie mogłem już myśleć o niczym innym.Wylądowaliśmy na łożu.Pozwoliłem, by wzięła sprawy wswoje ręce.Zawsze lubiła wszystko organizować.Tej nocypodobało mi się to, co jej się podobało.Dzień przyniósł dośćproblemów.Teraz trzymałem w ramionach Helenę Justynę, wnajbardziej przyjaznym z jej nastrojów; miałem wszystko,czego pragnąłem, i byłem gotów na wszystko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]