[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale onimogą nie.A mo\e?.Nie."I nagle pytania te stały się ju\ niepotrzebne.Morwin napotkał przedmiot swych poszukiwańzupełnie nieoczekiwanie.Wchodził właśnie na wąskigrzbiet skalny, gdy ujrzał szczupłego, ciemnegomę\czyznę, który stojąc z dłońmi zaciśniętymi nalasce, spoglądał za siebie.Spotkanie to wprawiłoMorwina w dziwne zakłopotanie.Wracał właśnie dorównowagi, gdy dobiegł go podniecony, telepatycznyprzekaz Shinda:- To nasz człowiek! Jestem tego pewny! Ale cośjest nie w porządku! On jest świadomy naszejobecności! On.Morwin złapał się za głowę i opadł na kolana.Poraz pierwszy w \yciu jego umysł rozdarł telepatyczny,pełen grozy okrzyk.- Shind! Shind! Co się dzieje?- Ja.Ja.Ona mnie przejmuje! Tutaj.Umysł Morwina zawirował.Kalejdoskop wra\eńi \ywych kolorów mieszających się ze sobąnieustannie zacierał w nim zdolność do obiektywnegorozró\niania co rzeczywiste, a co jest jedynie tworemjego wyobrazni.Nagle wszystko zastąpione zostałodr\ącym błękitem, pośrodku którego tańczyłymiliardy kobiet.Tańczyły dziko, zapamiętale i wpewnej chwili zdał sobie sprawę - bez \adnegoracjonalnego powodu - \e owa mnogość jest jedyniepewnego rodzaju symboliczną iluzją.Potem kobietyzaczęły się zapadać w siebie, stapiać, jednoczyć, stającsię coraz bardziej majestatyczne, pociągające,potę\ne.Wtedy właśnie poczuł, \e staje się obiektembadań dla zmieniających się bez ustanku kobiet.Ostatecznie powstały dwie: pierwsza - wysoka ipiękna, podobna do współczującej Madonny i druga,podobna i jednocześnie niepodobna do pierwszej,pełna nieokreślonej grozy.Nagle dwie postacie stopiłysię w jedną twarz o rysach, które zachowaływszystkie cechy drugiej kobiety.Otaczały ją błękitnebłyskawice.Wpatrywała się w niego nieruchomymi,być mo\e pozbawionymi powiek oczyma, które wjednej chwili obdarły go z ciała i umysłu, napełniającprymitywnym, irracjonalnym przera\eniem.- Shind! - wykrzyknął.Równocześniewyszarpnął z kabury broń i wypalił.Zalała go fala czegoś, co przypominało jakąśnieokreśloną wesołość.Potem na krótką chwilę w jego umyśle ponowniezagościł Shind. - Ona mnie u\ywa! - wydawał się krzyczeć.Ja.Pomó\ mi!Pistolet wypadł z bezwładnych palców Morwinai stuknął o skałę.Mę\czyzna odniósł wra\enie, \eznalazł się pośrodku snu, kosmicznego koszmaru.Jego umysł zadziałał zupełnie instynktownie, jak przytworzeniu kolejnej kuli marzeń.Gnanyatawistycznym strachem, który szalał wzakamarkach jego jazni niczym błękitny płomień,nagle odnalazł w sobie siłę, której istnienia nigdyprzedtem nie podejrzewał.Nie zwlekając, skierowałją w stronę naigrawającej się z niego istoty.Z twarzy kobiety zniknęły wszelkie śladyrozbawienia.Cała jej postać skurczyła się, stając sięrozmytą, zamazaną.Na mgnienie oka dostrzegłmę\czyznę le\ącego bezwładnie na skale.Głowę wypełniało mu bolesne zawodzenie.Gdyminęło, odniósł wra\enie, \e kobieta zniknęła.Straciłprzytomność.- Zatrzymaj się!Zaskoczony Malacar odwrócił się. - Co się stało?- Nic - odparła dziewczyna.- Ale tutaj kończymyju\ poszukiwania.Pora wracać na statek.Odlatujemystąd.- O czym ty mówisz? Co się stało?Jackara uśmiechnęła się.- Nic - powtórzyła.- Teraz ju\ nic.Gdy jednak przyjrzał się bli\ej dziewczynie,zauwa\ył, \e coś się zmieniło.Pierwszą rzeczą, którago uderzyła, była dziwaczna zmiana w postawieJackary.Nigdy przedtem nie była w pełni odprę\onai spokojna.Jej głos tak\e się zmienił.Stał się bardziejmiękki, a jednocześnie brzmiała w nim władcza nuta.Nie wiedząc, co powiedzieć, zapytał po prostu:- Co się z tobą dzieje? Nic nie rozumiem.- Oczywiście, \e nie - odparła.- Ale widzisz, niema ju\ sensu szukać dalej.To, czego poszukujesz,znajduje się tu\ przed tobą.Von Hymack jest ju\ dlaciebie bezu\yteczny, poniewa\ znalazłam dla siebielepsze miejsce.Lubię Jackarę - jej ciało, jej pasję - ipozostanę w niej.Razem dokonamy wszystkiego,czego pragniesz.A nawet więcej.Du\o więcej.Będziesz miał swoje plagi i swoją śmierć.Pozwól nampowrócić na statek i zabierz nas w jakieś zaludnionemiejsce.Nim tam dotrzemy, będę ju\ gotowa.Staniesz się świadkiem spektaklu, który zaspokoinawet tak wygórowane pragnienia, jak twoje.Abędzie to dopiero początek.- Jackara! Nie mam czasu na \arty! Ja.- Nie \artuję - przerwała miękko.Podeszła bli\eji uniosła dłonie ku jego twarzy.Przebiegła palcami po policzkach, by w końcudotknąć jego skroni.Znieruchomiał, sparali\owanywizją zniszczenia, która wypełniła jego umysł.Martwi i umierający byli wszędzie.Na niezliczonychciałach widział symptomy chorób, których istnienianigdy nawet nie podejrzewał.Dostrzegał całe planetydotknięte zarazą i śmiertelnymi epidemiami.Zobaczył ciemne i jałowe światy, pozbawione \ycia,puste ulice i domy, rozkładające się na polach trupy.Zrobiło mu się nagle niedobrze.- Mój Bo\e! - szepnął.- Kim ty jesteś?- Widziałeś to wszystko i jeszcze nie rozumiesz?Cofnął się. - Jest tutaj coś nienaturalnego - powiedział.- Tabłękitna bogini, o której mówił Sandow.- Masz niezwykłe szczęście.Ja zresztą tak\e.Twe środki, które doprowadzą do zrealizowanianaszych wspólnych celów, są o wiele potę\niejsze ni\u mego poprzedniego akolity.- W jaki sposób udało ci się zawładnąć ciałemJackary?- Twój sługa, Shind, połączony był z nią akurattelepatyczną więzią.Tak więc przejęłam ją.Przyjemnie jest ponownie posiadać tę właśnie płeć.- Shind! Shind! - wykrzyknął zrozpaczony.-Gdzie jesteś? Co się stało?- Twoi słudzy nie czują się najlepiej -powiedziała z uśmiechem.- Ale nie musimy ju\korzystać z ich usług.Muszą tu pozostać.Szczególnieten mę\czyzna - Morwin.Chodzmy ju\! Wracajmyna statek.Nagle słabo, bardzo słabo, dobiegł gotelepatyczny przekaz Shinda:-.Racja.Sandow miał rację.Byłem wkontakcie z umysłem, którego nie potrafię pojąć.Zniszcz.ją.Wstrząśnięty, sięgnął po broń.- Szkoda - powiedziała.- A mogło być takprzyjemnie.Ale mogę przeprowadzić to teraz sama - iobawiam się, \e nawet będę musiała.i wiedział ju\, \e zrobił to zbyt pózno, bowiemw dłoni tej dziwnej istoty błysnął wymierzony w jegokierunku pistolet Jackary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]