[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słuchasz mnie, synu?Gwałtownie oprzytomniał.Do diabła! Teraz bedziemusiał skupić się na zaletach panien na wydaniu250Perspektywa utraty zmysłów nagle wydała mu się całkiemkusząca.- Właśnie mówiłam o Mary Edgeware.- O dziwo,Violet wyglądała raczej na rozbawioną ni\ zirytowaną.Benedict od razu nabrał podejrzeń.Matka nigdy nietraktowała lekko tak powa\nej sprawy jak mał\eństwawłasnych dzieci.- Mary jaka?- Edge.Mniejsza o to.Widzę, \e coś innego zaprząta twoje myśli.- Mamo.Lekko przekrzywiła głowę, wyraznie zaintrygowana.-Tak?- Kiedy poznałaś ojca.- To stało się w jednej chwili - powiedziała cicho,domyśliwszy się, o co zamierza spytać.- I od razu wiedziałaś, \e to ten jedyny?Uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawił się nieobecny wyraz.- Nie chciałam się do tego przyznać.Zawsze byłamrozsądną osobą i burzyłam się, słysząc o miłości odpierwszego wejrzenia.- Umilkła na dłu\szą chwilę,przenosząc się w myślach na bal, na którym po raz pierwszyspotkała jego ojca.Benedictowi ju\ się wydawało, \e o nimzapomniała, lecz w końcu na niego spojrzała.- Alewiedziałam.- Od pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłaś?- Od pierwszej chwili, kiedy zaczęliśmy rozmawiać.Wzięła od niego chustkę i wytarła łzy, uśmiechającsię z lekkim zakłopotaniem.Benedictowi ścisnęło się gardło.Pospiesznie odwróciłwzrok.Nie chciał, \eby zobaczyła, \e jemu te\ wilgotniejąoczy.Czy dziesięć lat po jego śmierci ktoś251te\ będzie po nim płakał? Nagle poczuł się zazdrosny.owłasnych rodziców.Znalezli miłość i okazali się na tyle mądrzy, \eby ją sobiewyznać i pielęgnować.Niewielu ludzi spotykało takieszczęście.- Miał ciepły, kojący głos.Kiedy mówił, czułam się,jakbym była jedyną osobą w pokoju.- Pamiętam - powiedział Benedict ze smutnymuśmiechem.- To dopiero wyczyn przy ósemce dzieci.- Siódemce, bo nie zdą\ył poznać Hyacinth.- Mimo wszystko.Violet skinęła głową.- Mimo wszystko.Benedict spontanicznie pogłaskał ją po ręce.Matkalekko uścisnęła jego dłoń.- Czy jest jakiś szczególny powód, \e zapytałeś o ojca?- Nie - skłamał.- Przynajmniej.Có\.Czekała cierpliwie z tym łagodnym wyrazem twarzy,który sprawiał, \e trudno było zatrzymać dla siebie własneuczucia.- Co się dzieje, kiedy ktoś zakochuje się w nieodpowiedniej osobie?Natychmiast po\ałował swoich słów, ale.Westchnąłcicho.Z drugiej strony matka zawsze umiała słuchać.I,prawdę mówiąc, mimo irytujących nawyków swatki bardziejnadawała się do udzielania rad w sprawach sercowych ni\ktokolwiek inny.- Co masz na myśli, mówiąc nieodpowiednia"?- To osoba, z którą ktoś taki jak ja raczej nie powiniensię \enić.- Chodzi ci o osobę nie z naszej klasy?Benedict przeniósł wzrok na obraz wiszący nad kominkiem.252- Coś w tym rodzaju.- Rozumiem.Có\.- Violet lekko zmarszczyła czoło.-To zale\y, na którym szczeblu drabiny społecznej stoi takobieta.Benedict był przekonany, \e \aden mę\czyzna w jegowieku i o jego reputacji nie rozmawia z matką w takisposób, ale mimo to odpowiedział:- Na niskim.-Rozumiem.Powiedziałabym.- Przygryzła dolną wargę.Powiedziałabym.\e bardzo cię kocham i popieram wewszystkim, co robisz - dokończyła pewniejszym tonem.- Jeślirzeczywiście mówimy o tobie.Nie było sensu zaprzeczać,więc kiwnął głową.-Ostrzegłabym cię jednak, \ebyś sięzastanowił nad swoją decyzją.Miłość to oczywiście bardzowa\na rzecz w ka\dym związku, ale nie mo\na pominąćwpływu otoczenia.Gdybyś o\enił się z kimś, powiedzmy, zesłu\by, naraziłbyś się na plotki i ostracyzm, a to byłoby trudnedo zniesienia dla kogoś takiego jak ty.- Takiego jak ja?- Nie chciałam cię obrazić, ale ty i twoi bracia pro-wadzicie światowe \ycie.Jesteś przystojny, inteligent-ny, miły.Wszyscy cię lubią.Nawet nie wiesz, jak się cieszę ztego powodu.Nie wiesz jednak, co to znaczy podpieraćściany.Benedict nagle zrozumiał, dlaczego matka zmuszago do tańczenia z młodymi pannami takimi jak PenelopeFeatherington.Ona sama kiedyś siała pietruszkę.Zadziwiające, bo terazmiała liczne grono przyjaciół, była powszechnie lubiana iwpływowa.A jego ojca, uwa\ano, zdaje się, za najlepsząpartię sezonu.- Sam musisz powziąć tę decyzję - powiedziała,253sprowadzając go do terazniejszości.- I obawiam się, \e niebędzie ona łatwa.Lecz jeśli postanowisz związać się z kimśspoza naszej klasy, oczywiście cię poprę.Benedict przyjrzał się jej uwa\nie.Niewiele kobiet zwy\szych sfer zdobyłoby się na taką wspaniałomyślność.- Oddałabym za ciebie \ycie.I na pewno nie wy-rzekłabym się własnego syna dlatego, \e poślubil nieodpowiednią osobę.- Dziękuję - wykrztusił.Violetwestchnęła ze smutkiem.- Szkoda, \e nie ma tu twojego ojca.- Rzadko to mówisz.- Zawsze mi go brakuje.- Na chwilę przymknęłaoczy.- Zawsze.Patrząc na jej smutną twarz, Benedict zrozumiał, \e w\yciu liczy się tylko miłość.Myślał, \e kocha tajemniczą damę z balu maskowego.Sądził, \e pragnie się z nią o\enić, ale teraz stwierdził, \e tobyło jedynie marzenie o kobiecie, którą ledwo znal.Tak naprawdę kochał Sophie i właśnie jej potrzebował.Sophie nie wierzyła w przeznaczenie, ale po godziniespędzonej z Nicholasem, Elizabeth, Johnem i AliceWentworthami przyszło jej do głowy, \e mo\e istniejepowód, dla którego nigdy nie udało się jej zdobyć posadyguwernantki.Była wyczerpana.Nie, to zbyt łagodne określenie, pomyślała z desperacją.Ta czwórka omal nie doprowadziła jej do szaleństwa.254Nie, nie, nie! To moja lalka! - zawołała Elizabeth.Moja! - krzyknęła Alice.Nie!Tak!Ja to rozstrzygnę - oznajmil z diabelskim błyskiem woku dziesięcioletni Nicholas, który uwa\ał się za pirata.-Przestaniecie się kłócić, jeśli po prostu oderwę jej.- Nic z tego, Nicholasie Wentworth - przerwałamu Sophie.- Ale wtedy przestaną.- Nie!Chłopice zmierzył ją wzrokiem, najwyrazniej oceniającjej determinację, po czym burknął coś pod nosem iodmaszerował w drugi koniec pokoju.Chyba trzeba wymyślić nową zabawę - powiedziałacicho Hyacinth.O, tak - szepnęła Sophie.Puść mojego \ołnierzyka! - wrzasnął John.- Puszczaj!Nigdy nie będę miała dzieci - oświadczyła z.prze-konaniem najmłodsza panna Bridgerton.- Mo\e nawet nigdynie wyjdę za mą\.Sophie zrezygnowała z uwagi, \e kiedy Hyacinth wyjdzieza mą\ i urodzi dzieci, będzie miała całą armię nianiek dopomocy.W tym momencie John pociągnął Alice za włosy, asiostra uderzyła go głową w brzuch.- Robi się niebezpiecznie - stwierdziła Hyacinth.- Pobawmy się w ślepca! - zawołała Sopłiie. Co wyna to?Alice i John z entuzjazmem pokiwali głowami, Elizabethpo namyśle rzuciła niechętne:255- W porządku.- A ty, Nicholasie?- Mo\e być wesoło - odparł chłopiec z chytrą miną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]