[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie czekając na dalsze wskazówki, szłam dalej i po chwili szukania samaznalazłam następny.Obejrzałam się na Cormaca, lekko spanikowana.- Tworzą krąg wokół domu - wyjaśnił.Kolczasty drut stał się czymś więcej niż symbolem.Talizmany dosłownie odgradzały mnie od świata.Tworzyły barierę strachu.- Kto mógł to zrobić? - powiedziałam.- Dlaczego.dlaczego ktoś to robi?- Nie wiem.Czujesz jakiś zapach? - spytał.Pokręciłam głową.Nie czułam niczego niezwykłego,chociaż tyle.- To dziwne, bo powinnam wyczuć trop tego, kto je zostawił.Ale to wygląda tak, jakby krzyże poprostu pojawiły się tu znikąd.Czy to możliwe?- Jeśli te talizmany są czymś więcej niż tylko straszakiem, to wszystko jest możliwe.Całą noc pełniłemstraż.Powinienem był coś zauważyć.- Były tu wczoraj?- Nie widziałem żadnego.Kopnęłam ziemię i stłukłam sobie palec.Warknęłam z bólu.- To mnie doprowadza do obłędu - mruknęłam.- I pewnie o to chodzi - odparł Cormac.- Ha.Jakbym sama nie potrafiła doprowadzić się do obłędu.- Właśnie to robiłaś, zagrzebując się w tych lasach? Doprowadzałaś się do obłędu?Trochę na to wyglądało.Ale nie musiałam się do tego przyznawać.Zaczęłam zbierać krzyżyki, szukająckolejnych po okręgu.Chciałam znalezć wszystkie, co do jednego.- Kitty.- Jego głos brzmiał karcąco, jakby zamierzał mnie uraczyć jakąś perłą mądrości.Obojewiedzieliśmy, że zbieranie krzyży nic nie da.Dopóki się nie dowiemy, kto je zostawia, będą się pojawiaćnastępne.49- Trzeba zajrzeć do Bena - powiedziałam.- Po tym, co mówił wczoraj wieczorem, nie powinien byćsam.Albo możesz się przespać.Albo coś.Zrozumiał aluzję.Po chwili wahania poszedł do chaty.Kiedy skończyłam, miałam szesnaście krzyży zdrutu kolczastego zawiniętych w skraj kurtki.Osiemnaście,kiedy dodałam te dwa, które Cormac przyniósł do chaty.Znalazłam plastikową siatkę na zakupy,wrzuciłam je wszystkie, zawiązałam torbę i zostawiłam na werandzie.Nie chciałam ich mieć w domu.Pomysł Cormaca, żeby je stopić, wydawał się rozsądny.Kiedy wróciłam do środka, Cormac i Ben siedzieli naprzeciw siebie przy kuchennym stole, milcząc jakdwa głazy.Cormac patrzył na Bena, a Ben nie patrzył na nic konkretnego.Zaczęłam przygotowywaćśniadanie, udając, że nic się nie dzieje, i starając się nie zerkać przez ramię.Miałam wrażenie, żeprzerwałam kłótnię.- Ktoś chce jajka? Płatki? Chyba mam trochę kiełbasy, która nie jest jeszcze zbyt przeterminowana.Mrożonej dziczyzny? - Cisza.Mój apetyt nie był tak zdrowy, jak powinien być.Zdecydowałam się naszklankę soku pomarańczowego.Wreszcie oparłam się o szafkę i spytałam:- Kto umarł?I natychmiast tego pożałowałam.Ben spojrzał na mnie ostro, a Cormac skrzyżował ręce na piersiach,wzdychając z niezadowoleniem.Nie potrafiłam nic wyczytać z tej mowy ciała.Może gdybym zmusiła ichdo mówienia, a potem zamknęła oczy i udała, że prowadzę program, zdołałabym dojść, co jest nie tak.- Pytam serio - powiedziałam głosem bez wyrazu.-Kto umarł?Ben wstał.- Idę wziąć prysznic.- Poszedł do sypialni.Został Cormac, który nie chciał na mnie spojrzeć.- Powiesz mi, co przegapiłam, czy wszyscy będziemy się omijać, nie gadając ze sobą przez cały dzień?- Kusi mnie, żeby powiedzieć, że to nie twoja sprawa.- Jasne, właśnie dlatego przywiozłeś tu Bena.Bo to nie moja sprawa.Urocze.Co się dzieje?- Ben i ja wreszcie do czegoś doszliśmy.- Do czego?- Do kompromisu.Miałam ochotę warczeć.50- Powiesz mi wreszcie, dlaczego on ze mną nie gada, a ty na mnie nie patrzysz?Uznał to za wyzwanie i spojrzał mi prosto w oczy.Gdybym nie opierała się o szafkę, cofnęłabym się okrok, tyle gniewu i frustracji buchało z jego wzroku.- Po pełni księżyca, jeśli ciągle będzie chciał, żebym to zrobił, zgodzę się - powiedział.Potrzebowałam chwili, żeby to rozebrać i zrozumieć, o co chodzi.I dotarło do mnie.Ale i tak musiałamwyartykułować to jasno i wyraznie.- Zastrzelisz go.Tak po prostu.To jedyny człowiek na świecie, któremu ufasz, i zabijesz go.- Jeśli będzie tego chciał.- To nie fair.To za mało czasu, żeby się przystosował do tego, co się z nim stało.Po pełni księżyca niebędzie szczęśliwszy niż teraz.- A jak dużo czasu ty potrzebowałaś, żeby stać się zrównoważonym, zintegrowanym wilkołakiem,jakim jesteś dzisiaj? - Jego słowa ociekały sarkazmem.Założyłam ręce na piersi i wydęłam usta.- Bardzo zabawne.- Tak postanowiliśmy.- Cóż, jesteście parą kretynów z kompleksem macho! Wstał.- Czy nadal nie masz nic przeciwko temu, żebym się przespał na kanapie?- Powinnam ci kazać spać na werandzie! Zignorował mnie, tak jak się spodziewałam.Podszedł dokanapy, zdjął buty, położył się i naciągnął koc nagłowę.I to by było na tyle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]