[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Azy napłynęły jej do oczu.- Nie ufam ci.- To nieprawda.Była bliska rozpaczy.Uniemożliwiał jej przeprowadzenie rozmowy.Nie miał ochotymyśleć logicznie.Nie potrafiła przedstawić racjonalnych argumentów mężczyznie, którywłaśnie zdejmował spodnie.- Miałam dużo czasu na zastanowienie się nad naszą sytuacją - zaczęła nieśmiało.-Jesteśmy małżeństwem, a skoro przysięgałam ci miłość i wierność, nie mogę ot, tak, poprostu się z tego wycofać.Musimy wszystko zacząć od nowa, Harrisonie.- A jak niby mamy to zrobić?- Musisz o mnie zabiegać i po pewnym czasie, mam nadzieję, będę w stanie ponownieci zaufać.Teraz wydaje mi się, że w ogóle cię nie znam.Mężczyzna, którego kochałam, złamał mi serce.247Boże, ależ miała talent do tworzenia dramatów.Słuchał uważnie aż do chwili, gdywspomniała, że ma o nią zabiegać.Do diabła, czasy zalotów mieli już za sobą.Był rozpalony aż do bólu, kiedy wreszcie mógł odrzucić spodnie i wyciągnąć ku niejramiona.- Czy mam zapomnieć o tym, jak poruszałem się w tobie? Przecież byliśmy ze sobą,chyba tego nie zapomniałaś? Miałem cię w swoich ramionach, Mary Roses.Wykrzykiwałaśmoje imię i ściskałaś mnie tak mocno, tak mocno.jeśli naprawdę myślisz, że jestem w stanieo tym zapomnieć i zacznę wszystko od nowa, to chyba postradałaś rozum.Z trudem utrzymywała się w pozycji pionowej, słuchając, jak wspomina ich miłość.Jego lekko schrypnięty głos sprawił, że drżała, marząc o tym, by znów poczuć na sobie jegodotyk.- To co, twoim zdaniem, mamy zrobić?- Chodz, pokażę ci.Pokręciła głową.Dobrze wiedziała, co się stanie, jeżeli znajdzie się w jego ramionach.Chciała najpierw wyjaśnić wszystkie dręczące ją wątpliwości.Uważnie, z napięciem wpatrywała się w jego twarz.- Najpierw odpowiedz na moje pytanie.Chwycił ją za ramiona.- Nie, najpierw ty mi odpowiedz.Czy wciąż mnie kochasz?Spuściła wzrok.Nie chciała go okłamywać, mimo iż powiedzenie prawdy łączyło sięz utratą przewagi.- Złamałeś mi serce - powtórzyła.- Ostrzegałem cię, pamiętasz?- Powinieneś był powiedzieć mi o moim ojcu.- Nie, to był obowiązek twoich braci.To nie ja powinienem był ci o tym powiedzieć.- W takim razie dlaczego nie byłeś tam z nimi, kiedy to mówili? Byłoby mi dużołatwiej to przyjąć.- Byłem w Hammond i broniłem pewnego człowieka w sądzie, kiedy twoi braciazdecydowali się powiedzieć ci o tym, a kiedy wróciłem, już cię nie było.Do diabła, Mary Roses, nie powinnaś była ode mnie uciekać.Jestem twoim mężem.Zważywszy fakt, że miała ochotę go zabić, ucieczka stanowiła jej zdaniem dużomniejsze wykroczenie przeciwko obowiązkom małżeńskim.- Byłam potwornie wściekła.Wzruszył ramionami.Nie taką reakcję spodziewała się w nim wywołać.- Gdzie wtedy byłaś? - zapytał.- Douglas zabrał mnie do Cohenów.Mieszkałam u nich dwa tygodnie.Czy jest ciprzykro, że mnie zraniłeś?Czekała na słowa przeprosin.Co prawda nie wiedziała, czy to pomoże uśmierzyć bólserca, lecz przynajmniej miała taką nadzieję.- Zrobiłem wszystko, co do mnie należało, zważywszy okoliczności.Po jakimś czasieto zrozumiesz.- Czy mnie kochasz?- Tak.Bardzo.Mocno przytulił ją do siebie.- Czy możemy już trochę się poprzytulać?Pochyliwszy głowę, zaczął obsypywać pocałunkami jej czoło i nos, cały czaspowtarzając szeptem, że bardzo się za nią stęsknił.Odsunąwszy się na chwilę, zdarł z niej szlafrok, wziął na ręce i zaniósł na łóżko.Znalazłszy się na niej, uniósł się na łokciach, by spojrzeć jej w oczy.Po jej policzkach płynęły łzy.248- Czy chcesz, żebym sobie poszedł, Mary Roses?Pokręciła głową, a on poczuł się tak, jakby spadł mu z piersi wielki ciężar.A potem pochylił się, by ją pocałować.Jego usta pozostawały nieruchome, lecz język wniknął głęboko i badał każdyzakamarek ciepłego wnętrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]