[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy patrzył na Christine i swoją siostrę, jak siedziały przy jednym stole w ciasnej izagraconej jadalni, wyraznie zobaczył różnicę między nimi.Obie były wysokimi pięknymiblondynkami, ale jego siostra była też ciętą, ordynarną i próżną hipokrytką.Fakt, że Christine była uprzejma dla wszystkich, uświadomił Alekowi, iż nie tyleuroda go tak w niej pociągała, ile to, jaką była kobietą: inteligentną, wyrozumiałą i wytworną,z szalonym poczuciem humoru, które nieustannie go zaskakiwało i zachwycało.I czasamizupełnie w siebie nie wierzyła, co zawsze poruszało go do głębi.Jak mógł nie kochać tejkobiety?- Mówiłeś mi chyba, że twój brat też ma dzieci?- A, tak - żachnął się.- Na podstawie zdjęć, które przysłała mi matka, mogęstwierdzić, że dzieciaki Dwighta to piątka najpiękniejszych bachorów na świecie.I pewnierównie okropnych jak te Carli.- Piątka? - Zatrzymała się w pół kroku.Stając na zalanym słońcem polu, spojrzałaAlecowi w twarz.- I dwie byłe żony - dodał.- Między drugim i trzecim jest raptem pół roku różnicy.- Ups.- Uniosła brew.- Aha.- Pokręcił głową z niesmakiem.- To oczywiście nie jest jego wina.Kiedykobiety rzucają się na faceta za każdym razem, gdy wejdzie do baru, to co ma biedny robić?Popukała się w usta.- To tylko mała sugestia, ale mógłby nie chodzić do barów, kiedy ma w domu ciężarnążonę i dziecko.- Tak myślisz? - spytał, sucho.Buddy popędził do nich, szczekając, żeby ruszyli.Posłusznie poszli w stronęchłodnego cienia pod drzewami, które rosły nad leniwym, zamulonym potoczkiem.Alecskrzywił się, rozglądając się wokół.- Jak byłem dzieckiem, to było moje ulubione miejsce do siedzenia.Ale zapamiętałemje jako o wiele ładniejsze.- Spędziłeś jedenaście lat w górach.Teraz wiele miejsc musi wypadać blado.- Racja.Patrzył, jak Buddy wszedł do wody i tym samym dołożył kąpiel do wieczornychplanów.- Poza tym sprzątałem śmieci, które zbierały się przy brzegach po każdym deszczu.Najwyrazniej, odkąd wyjechałem, nikt już tego nie robi.Spojrzał ku przyczepie i poczuł narastającą złość.- Ale dlaczego jestem zdziwiony? Skoro ojciec nie był wstanie dzwignąć leniwegotyłka po to, żeby naprawić cieknący dach, to dlaczego miałby sobie zawracać głowęśmieciami? Och, przepraszam.Tata nie jest leniwy.Ma chore plecy.Dlatego od dwudziestulat nie pracował na żadnej budowie.Jezu, ale mój brat się tym zajmuje.Nie mógł znalezćjednego popołudnia, żeby zająć się idiotycznym dachem?- Szewc bez butów chodzi?- Niech to diabli.Spojrzał na ganek z tą samą zapleśniałą sofą, na której siadywał, odkąd sięgałpamięcią.Miała już wygniecione dziury od tyłków ludzi, którzy siadywali na niej z piwem ipatrzyli na przejeżdżające autostradą samochody.- Chyba jak już tu zamieszkam, będę musiał wpaść i naprawić parę rzeczy.Dla mamy.Gdyby chodziło tylko o ojca, pozwoliłbym, żeby deszcz lał się wprost na jego łóżko, alemama ciężko pracuje w jadłodajni i zasługuje, żeby wracać do domu, w którym nie cieknie jejna głowę.Christine przyjrzała mu się uważnie.- Z nią chyba jesteś najbardziej związany.Wzruszył ramionami i oparł się plecami odąb.- Ona jedna nie nabijała się ze mnie, kiedy zacząłem się uczyć i miałem dobre oceny wszkole.- Kiedy to było?Christine stanęła między jego stopami i objęła go za szyję.Chciała go lepiej poznać.Jak to się stało, że tak się różni od rodzeństwa?- Gdy miałem dwanaście lat, odkryłem pracę w ratownictwie i wszystko się dla mniezmieniło.- Objął ją za biodra.- Przeszło tędy tornado.Nadal można dostrzec jego drogę, jeślipodejdziesz do tamtych drzew.- Aż tak blisko? - Obróciła głowę we wskazanym kierunku.- To musiało byćprzerażające.- Zwłaszcza gdy się mieszka w przyczepie.Przysięgam, one dosłownie przyciągajątornado.- Buddy przybiegł i klapnął obok nich.Dyszał zmęczony hasaniem.- Tornadoominęło nas, ale rozerwało na strzępy kilka sąsiednich domów.Zginęło ośmioro sąsiadów ikilka rodzin zostało bez dachu nad głową.- Och, Alec, to musiały być straszne chwile.- Były.Dla całej społeczności.- Stanął w większym rozkroku, żeby przysunąć ją bliżejsiebie.- To jedyny raz, kiedy byłem naprawdę dumny z ojca.On i Dwight przepracowalisporo godzin na ochotnika przy odbudowie domów.I nabijali się ze mnie, że nie pomagałem.- Nie pomagałeś? - Zmarszczyła brwi.- To nie w twoim stylu.- Nie pomagałem przy budowie.Przynajmniej nie od razu.Pierwszego dnia po tornadozjawiła się ekipa ratowniczo - poszukiwawcza razem z Federalną Agencją ZarządzaniaKryzysowego, żeby szukać ciał.Znałem kilkoro zaginionych.W tak małej społeczności tonaturalne.Więc kiedy koordynator szukał ochotników, skorzystałem z szansy, myśląc.samnie wiem, że.tak, myślałem, że im pomogę, ale przy okazji że to będzie też ekscytujące.Boże, myliłem się.- Tak?Uniósł brew.- Widziałaś kiedyś ekipę przeszukującą porośnięty teren?- Widziałam poszukiwania tylko jeden raz, wtedy po lawinie.- Na nizinie wygląda to podobnie, ale jest mniej wyczerpujące fizycznie.Ustawiasz sięw linii i idziesz bardzo powoli, cały czas wpatrując się w ziemię pod stopami.To tak nużące,że doprowadza ludzi do łez.Pracowaliśmy tak przez kilka dni.- Ostatnie słowa przeciągnął.-Według mojego ojca, on i mój brat odwalali prawdziwą robotę dla mężczyzn, a jegonajmłodszy syn łaził po lesie jak jakaś ciamajda.Christine współczuła Alecowi.Wiedziała, jak bardzo może zranić brak akceptacji zestrony ojca.- Co zrobiłeś?- Zignorowałem go.- Alec wzruszył ramionami.- A pod koniec dnia, jak myślisz, zkim wolałem siedzieć? Z ojcem i jego zalanymi, przeklinającymi kumplami? Czy z tymifascynującymi ludzmi, którzy.byli całkiem obcy w moim świecie?Christine próbowała wyobrazić sobie małego Aleca, który pierwszy raz spotykaochotników z ekipy ratowniczej.Większość tych, których sama poznała, była wyjątkowooddana pracy i doskonale wyszkolona w swoim fachu.Przeszli różne drogi, często pokończylicollege e i pracowali kiedyś na dobrych stanowiskach.Poświęcili wiele i sporo ryzykowali,żeby pomagać ludziom w kłopotach.Pracując w pogotowiu, nauczyła się ich podziwiać.- Obstawiam, że wolałeś ludzi z ekipy.- Mogłem godzinami słuchać ich opowieści.Ta akcja może i była nudna, ale zdarzałysię bardziej ekscytujące.Poza tym każde wezwanie jest istotne, więc masz poczucie, że robiszcoś ważnego.Wtedy postanowiłem, że się tym zajmę.Zdecydowałem, kim zostanę.Kiedyekipa wyjechała, a ja wbijałem gwozdzie z resztą budowlańców, wiedziałem, że moje życiesię zmieniło.Ratownictwo to była moja droga ucieczki z tego ślepego zaułka.Urabiałemsobie ręce po łokcie, żeby to zdobyć.- Wiesz co? - Poczuła, jak serce jej rośnie, zupełnie jakby zakochała się w nim nanowo.Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała w usta.- Cholernie mi imponujesz.Jużwcześniej mi imponowałeś, w Kolorado, kiedy zobaczyłam cię w akcji.Ale teraz, gdy widzę,od czego zacząłeś, jestem z ciebie jeszcze bardziej dumna.- Dzięki.- Uściskał ją.- A myślałeś, że poznanie twojej rodziny mnie zniechęci.- Oparła głowę o jego ramię,ciesząc się z intymności objęć.- Dziwisz mi się? - Pogłaskał ją po plecach.- Nie.Zresztą teraz sytuacja się odwróci.- Tak?Uniosła głowę.W okamgnieniu spokój zamienił się w podenerwowanie.- Mama nalega, żebym przyprowadziła cię jutro na kolację.- Jestem gotów.- Wiem.- Odsunęła się.- Miałam nadzieję, że trochę dłużej będę cię miała tylko dlasiebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]