[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sława, jaka sięza ubekiem ciągnęła, budziła strach w całym mieście.Ludzie opowiadali, żepowybijał w śledztwie zęby nawet łączniczce i jednej z licznych kochanek Ognia,przez co ten starał się go dopaść za wszelką cenę.Ale nie dopadł.Krwawy Staszekzawsze był górą.Andrzej wtulił jeszcze mocniej głowę w ramiona i zamknął oczy.Kiedy je otworzył, zaskoczony pustką, jaką nagle poczuł na około siebie,zobaczył, jak śmierć w postaci Krwawego Staszka trzyma lewą ręką za włosyswojego własnego syna, a pozostałych rozgania kopniakami.Dwaj uciekli od razu,tylko Partyjniaczek zatrzymał się ledwo o parę kroków i patrzył wściekłymwzrokiem.Ubek tymczasem okładał swego syna otwartą dłonią po głowie.- A masz - sapał, i było to i śmieszne, i straszne.- A masz.Ile razy ci mówiłem,co?Ile razy?Twarz Jaśka zalała się krwią, a ojciec ciągle bił.Andrzej wciąż nie mógłuwierzyć w to, co widział.Pozbierał się z ziemi i złapał Morka za rękaw.- Niech pan przestanie! - krzyknął.- To nie jego wina.Dopiero teraz KrwawyStaszek się opamiętał.Pozwoliło to Jaśkowi złapać oddech.Obcierając palcami krewz nosa, wyciąg nął ramię w kierunku Felka Boruty i zawołał przez łzy:To on mi kazał!Ubek puścił syna i zrobił krok w stronę Partyjniaczka, który odskoczył, ale teżtylko o krok.- To tak, zasrańcu?Będziesz mi chłopaka buntował?Chodz no tu!- Niech pan mnie złapie, jak pan da radę - krzyknął Partyjniaczek i pokazałmu zgięte ramię.- Mój ojciec to sekretarz Boruta.On pana zgnoi! On pana zdepcze!Pana już nie ma!Krwawy Staszek puścił się w pogoń, ale Felek był już w bezpiecznejodległości.Więc tylko zawołał za nim:- Wiem, kto jest twoim ojcem, zasrańcu.Jeszcze was dopadnę.I ciebie, i jego.Potem zawrócił i powiedział do potulnie czekającego Jaśka:- Idziemy, powtórzysz to w komitecie.Pogadamy sobie z towarzyszemBoruta.To ładnie wychował sekretarz synalka.Ty mi się od niego trzymaj z daleka.Omamią tacy człowieka, otumania, a jak im na to pozwolisz, to potem cię kopną, jakparszywego psa.Mamrotał tak jeszcze przez chwilę, jakby sam do siebie, aż Andrzejzaczął się go znowu bać, bo teraz doszedł do wniosku, że ubek zwariował.Tenmusiał w końcu zauważyć jego przerażony wzrok, bo jakby się ocknął i powiedziałuspokajająco:- A ty, mały, nic się nie bój.Teraz nikt cię nie ruszy.Rzeczywiście, trudno w to uwierzyć, ale od tej pory już się Andrzeja nieczepiali.Felka nie było w szkole parę dni, a potem wrócił krótko ostrzyżony ipotulny.Andrzej nic z tego nie rozumiał, bo nie wiedział, że już szczęśliwie kończyłysię czasy towarzysza Boruty i tych, co go przysłali.Wkrótce sekretarz zostałodwołany z Nowego Targu, a razem z nim zniknął Partyjniaczek.Zdarzenie to miałowpływ na zachowanie Andrzeja jeszcze po wielu latach.Kiedy zaczął spotykaćKrwawego Staszka jako kelnera w Podhalance, nie mógł nie podać mu ręki.Z upływem czasu awantura z Felkiem Boruta zmieniła się w jedno znajprzyjemniejszych wspomnień, jakie Andrzej wyniósł ze szkoły.Właśnie wtedyprzestał się bać.Nawet teraz, kiedy znalazł się w takim dołku, myśl o tym, jak walnąłPartyjniaczka piórnikiem w głowę, poprawiła mu nastrój.Obcy za ścianą wydał musię już mniejszym problemem.I sam nie wiedział, kiedy zasnął, nie dopiwszy wódki.Zostało jej w szklance jeszcze całkiem sporo.6Wydawało mu się, że ledwo zasnął, zaraz obudził go zły sen.Wrzeczywistości było już po szóstej.Owinął się płaszczem kąpielowym, podszedł dookna i otworzył je na oścież.I aż się cofnął.Pierwszą rzeczą, na jaką natknął się jegowzrok, były okulary obcego.Amerykanin siedział na ławce na skraju skweru i paliłpapierosa, a czarne szkła miał wycelowane prosto w okno.Andrzej nie słyszał, jaktamten wychodził, za to jeszcze dwie minuty wcześniej widział go we śnie.Pierwszyraz od kilku miesięcy był to znowu sen z matką.Zobaczył ją na ulicy, była to któraś zuliczek odchodzących od rynku, jakby Szkolna, a może raczej Kolejowa, a onzawołał: Zaczekaj! Matka na moment odwróciła głowę, a potem nagle zaczęłauciekać.Zaczekaj! - wołał, to ja! Ale ona uciekała coraz szybciej, kluczyła ciemnymiuliczkami.Spojrzał do tylu i zobaczył, że nie tylko on gonił matkę.Drugą stronąulicy biegł Amerykanin, wciąż w swoich czarnych oku larach, mimo że była to noc.Uciekaj! - krzyknął teraz Andrzej za matką - Uciekaj! - przerażony, że to on ściągnąłna nią nie bezpieczeństwo.Obcy zatrzymał się i wymierzył do niego z pistoletu.Alenie z takiego, jakie miewali gangsterzy w amerykańskich filmach, tylko z rozpylaczaz prostym magazynkiem, jak ze zdjęć w książce pułkownika Gniadosza.Przeznaczenie czasem się spóznia - powiedział i zaśmiał się bardzo głośno.Andrzejnie usłyszał strzałów, ale czuł, że pociski już nadlatują.W tym momencie się obudził.Wiedział, że to głupi sen, bez żadnego sensu, ale nie mógł się z niego otrząsnąć.Pierwsze spotkanie z matką po jej wyjściu z więzienia okazało się wielkąklapą.Tak na nią czekał, tak czekał.Tyle razy przeżywał w wyobrazni powitanie.Tyle razy w myślach rzucał się jej na szyję, a ona odpowiadała gorącym uściskiem.Apotem weszła szczupła, krótko ostrzyżona pani, zupełnie niepodobna doroześmianej dziewczyny ze zdjęć, które pokazywał mu dziadek Kossakowski.Stałanieruchomo, mnąc w palcach połę żakietu,- No, to przecież twoja mamusia, biegnij do niej - powiedział dziadek ipopchnął go.Andrzej wiedział, że powinien podbiec, ale nogi go nie słuchały.Podszedł powoli, ze spuszczoną głową.Naprawdę chciał za rzucić obcej pani ręce naszyję.Ale tylko wyciągnął je niepewnie i dotknął jej bioder.Zapamiętał, że spódnicęmiała szorstką, jakby w grudki.Wtedy ona położyła mu dłoń na głowie.- Mój biedaku - powiedziała, a potem rozpłakała się i wybiegła.Nigdy pózniej nie zdołali zatrzeć wrażenia, jakie zostawiło to fatalnepowitanie.Nigdy też nie umiała rozmawiać z nim o ojcu.Był całkiem sam ze swoimproblemem.Kiedy za sprawą Felka Boruty zawaliły się wszystkie mity tworzoneprzez dziadka i babcię, przestał wierzyć, że może być na świecie ktoś, kto by go nieoszukał.Z początku liczył jeszcze na matkę.Ona jedna nie okłamywała go.Cenzurowane listy z Rawicza w ogóle na ten temat milczały.A teraz ta matka, zktórą wiązał takie nadzieje, potrafiła się tylko rozpłakać.Zanim udało im sięnawiązać bliższy kontakt, pojawił się w ich życiu doktor Piotr Zawada.To znaczy,pojawił się dużo wcześniej, ale nie w tej roli.Andrzej nigdy nie traktował go jakkandydata na swego nowego ojca.Dopiero po latach przypomniał sobie, że dziadekzawsze robił wszystko, żeby jak najmocniej polubił doktora Zawadę, żeby się doniego przywiązał.Jeszcze na długo przed powrotem matki.Kiedy był dzieckiem, niedostrzegał tego.Doktor był dla niego tylko sympatycznym, przynoszącym drobneprezenty wujkiem, z którym przyjemnie było czasem pójść na ryby albo pieckiełbaski nad ogniskiem.I to wszystko.Nie miał pojęcia, że były okresy, kiedy tylkodzięki dyskretnej pomocy doktora nie głodowali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]