[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej makijaż był nieskazitelny.Miała wydatne kościpoliczkowe i duże piwne oczy o długich rzęsach.Włosy średniejdługości luzno związała białą jedwabną apaszką.Jak na swój wiek gwiazda filmowa miała doskonałą figurę inajjaskrawiej czerwone paznokcie, jakie Clancy widziała w życiu, orazdługie i niewątpliwie manikiurowane od dziesięcioleci palce.Clancyukryła własne obcięte krótko paznokcie i ręce zniszczone od środkówodkażających.Przyglądając się uważniej, zauważyła, że dłonienieznajomej pokrywają siedemdziesięcioletnie zmarszczki, choć beznajmniejszego trudu mogłaby uchodzić za kogoś dwadzieścia latmłodszego.Była atrakcyjna w stylu modelek z kolorowych czasopism.Pielęgniarka patrzyła, jak nieznajoma ze zniecierpliwieniem unosipodbródek, porusza głową i poprawia bujne włosy.Prawdę mówiąc,pomyślała Clancy, idąc otworzyć drzwi, wygląda raczej na bardzobogatą damę.Bez wątpienia zle trafiła.- Dzień dobry.Czym mogę służyć? - Uchyliła drzwi tylko na tyle,by kobieta mogła zdecydować, czy rzeczywiście chce wejść.- Przyszłam odwiedzić Ernesta Finleya - odparła tamta po prostu,przeciskając się obok Clancy do środka.Wszyscy utkwili w niejwzrok.- Ernesta Finleya?Pielęgniarka była zdumiona.Wiedziała, że doktor nie ma rodziny, i oile się orientowała, był to jego pierwszy gość, odkąd się tutaj zjawiłprzed rokiem.- Owszem, właśnie jego.Gwiazda filmowa mówiła z lekkim południowym akcentem.Elegancka, melodyjna intonacja zwracała uwagę w pewien szczególnysposób.Kobieta wyraznie zdawała sobie z tego sprawę.Rozejrzała siępo pomieszczeniu, zwróciła do pielęgniarki i spytała surowo:- Gdzie on jest? Przebywa tutaj?- Wyszedł na dziedziniec - wyjaśnił Carlos z przeciwnego końcasali.On także gapił się na przybyłą.Szybko odwrócił wzrok, kiedy utkwiław nim oczy.- Aha.Rzeczywiście, widzę go teraz.Chciałabym chwilę z nimporozmawiać, jeśli można?Nie było to właściwie pytanie.Ruszyła do drzwi i wyszła nazachwaszczony, zaniedbany dziedziniec.Clancy zauważyła, żekobieta skrzywiła się nieznacznie, mijając stół, przy którympodopieczni kończyli w milczeniu lunch.Kiedy nieznajoma się zbliżyła, Ernest Finley siedział na chwiejącejsię drewnianej ławce wpatrzony w przestrzeń.Lekki powiew poniósłku niemu zapach jej perfum.Był piękny póznomarcowy dzień imężczyzna musiał osłonić oczy, by ją zobaczyć.Wstał i zachwiał sięlekko, zakłopotany.Clancy obserwowała, jak gwiazda filmowa obejmuje doktora.Niepotrafiła stwierdzić, czy poznał gościa, ale było jasne, że stara się byćgrzeczny.Cofnął się trochę i uśmiechnął.Ujęła jego dłoń i usiedlirazem.Kobieta mówiła coś z przejęciem.Trudno było orzec, czyrzeczywiście jej odpowiada.Kiwał głową i zaśmiał się lekko,spoglądając w niebo.Raz w nietypowy dla siebie sposób odrzucił głowędo tyłu i wybuchnął serdecznym śmiechem.W końcu kobieta wyjęła z torebki białą chusteczkę i osuszyła oczy.Płakała.Nie, szlochała.Szlochała otwarcie, a doktor Finley wyraznienie wiedział, co robić.Pogładził ją po ramieniu, a potem zacząłpoklepywać po głowie, jakby była małą dziewczynką alboskrzywdzonym psiakiem.Wydawało się, że rozpłakała się od tegojeszcze gwałtowniej, co go przestraszyło.Clancy ruszyła w stronę drzwi,ale się powstrzymała.Patrzyła, jak kobieta raptownie wstaje i szybkoidzie do wyjścia, nie oglądając się za siebie.Zanim znalazła się w sali,jej łzy obeschły.- Wszystko w porządku? - Pielęgniarka starała się, I >y zabrzmiałoto obojętnie.- Jak on się miewa, tak naprawdę? - spytała kobieta swoimmelodyjnym głosem, ignorując pytanie.Wyglądała, jakby uszła z niejcała energia.- Prawdę mówiąc, nie zmienił się wiele, odkąd do nas przyszedł.Doktor Finley to cudowny człowiek.Właściwie wydaje się tutaj całkiemszczęśliwy.- Celowo unikała konkretów.- Nie; chcę wiedzieć, jaki jest jego stan.To znaczy, I medycznegopunktu widzenia? Bardzo się zmienił.Widzi pani, wziął mnie za swojąmatkę.Wyrwał jej się cichy szloch, lecz szybko się opanowała.Wyjęła ztorebki ciemne okulary, ale ich nie włożyła.- Och, cóż, tak.Rozumie pani, naprawdę nie wolno mi o tymrozmawiać.W sprawach dotyczących doktora stroną upoważnioną jestagencja opieki społecznej nad osobami starszymi - wyjaśniła Clancy.Po czym, nagle zaintrygowana, spytała: - Jest pani krewną?- Nie rozumiem.Z pewnością może mi pani powiedzieć o jegostanie.To bardzo dla mnie ważne.On jest.- urwała.- Nie, naprawdę nie mogę.Bardzo mi przykro.Istnieją przepisyzakazujące mi omawiania stanu pacjentów z kimkolwiek oprócz stronyupoważnionej.Miała nadzieję, że brzmi to życzliwie, ale jak widziała, jej słowarozgniewały nieznajomą.Było też jasne, że kobieta nie zamierzapowiedzieć nic o sobie ani o relacji łączącej ją z Ernestem Finleyem.W samej rzeczy odwróciła się od Clancy i patrzyła, jak doktorprzechadza się po zarośniętym chwastami dziedzińcu, przystając cokilka kroków, by przyjrzeć się czemuś niewidzialnemu na ziemi.- Ernie.- mruknęła, znowu osuszając oczy.- Clancy! Muriel leży na podłodze! - krzyknął Carlos z korytarza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]