[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obecnie jednak dom wyglądał inaczej.W Windsorze wydawał się jasno oświetlony iprzyjazny, teraz - ubogi i w ruinie.Okna były liczne i bardzo małe, w większości ciemne.Budynek okazał się znacznie większy, niż Strange oczekiwał - znacznie większy niżjakakolwiek ziemska budowla. Car Rosji może mieć równie duży dom - pomyślał.- Albopapież w Rzymie.Sam nie wiem.Nigdy u nich nie byłem.Dom był otoczony wysokim murem i tam właśnie urywała się migotliwa linia.Strangenie widział żadnego wejścia, więc wymamrotał zaklęcie objawienia Ormskirka, a natychmiastpo nim Tarczę Taillemache a, zaklęcie zapewniające bezpieczne przejście przez zaczarowanemiejsca.Miał szczęście, natychmiast otworzyła się niewielka furtka.Minął ją i znalazł się nawielkim mrocznym podwórzu, pełnym kości, które lśniły w świetle gwiazd.Niektóreszkielety miały na sobie zardzewiałe zbroje.Broń, która je przeszyła, wciąż tkwiła w żebrachtrupów lub wystawała z ich oczodołów.Strange widział pola bitewne Badajoz i Waterloo.Kilka starych szkieletów nie zrobiłona nim specjalnego wrażenia, choć uznał, że to interesujące.Czuł, że naprawdę znalazł się wFaerie.Dom był wprawdzie w żałosnej kondycji, ale Strange podejrzewał, że jest w nim cośmagicznego.Znowu wypróbował objawienie Ormskirka.Dom natychmiast się poruszył izmienił, a wtedy Strange zobaczył, że tylko częściowo jest zbudowany z kamienia.Częśćmurów, przypór i wież przybrała teraz formę wielkiej kopy ziemi, a właściwie wzgórza. Tobrugh pomyślał z ożywieniem.Minął niskie wejście i znalazł się w pomieszczeniu pełnym tancerzy.Byli ubrani wprzepiękne stroje, ale sala wymagała natychmiastowego remontu.Część jednej ze ścian sięzapadła, leżał tam gruz.Nieliczne meble były zniszczone, świece najlichsze z możliwych, agrało zaledwie dwóch muzyków: jeden na skrzypcach, drugi na piszczałce.Nikt nie zwracał na Strange a najmniejszej uwagi, więc mag stał pod ścianą iobserwował bawiące się pary.Pod wieloma względami ta rozrywka była mu bliższa niż,powiedzmy, conversazione w Wenecji.Maniery gości wydawały się bardziej angielskie, asame tańce przypominały te, w których z upodobaniem co tydzień uczestniczyli dżentelmeni idamy od Newcastle po Penzance.Przyszło mu do głowy, że dawniej i on lubił tańczyć, podobnie jak Arabella.Powojnie w Hiszpanii jednak rzadko oddawał się tej rozrywce z Arabella lub innymi damami.WLondynie, czy to na balu, czy w siedzibie rządu, zawsze wciągały go rozmowy o magii.Zastanawiał się, czy Arabella tańczyła z innymi dżentelmenami.Zastanawiał się, czy ją o topytał. Jeśli nawet ją spytałem - pomyślał z westchnieniem - na pewno nie słuchałemodpowiedzi.Nic nie pamiętam.- Dobry Boże, proszę pana! Co pan tu robi?Strange odwrócił się, by sprawdzić, kto to mówi.Nie był przygotowany na to, żepierwszą osobą, którą tu spotka, będzie kamerdyner sir Waltera Pole a.Nie pamiętał imieniatego człowieka, chociaż sir Walter powtarzał je setki razy.Simon? Samuel?Mężczyzna złapał Strange a za ramię i potrząsnął nim.Wydawał się niesłychanieporuszony.- Na litość boską, co pan tu robi? Czy pan nie wie, że on pana nienawidzi?Strange otworzył usta, żeby udzielić jednej ze swych błyskotliwych odpowiedzi, leczsię zawahał.Niby kto go nienawidził? Norrell?Mężczyzna zniknął wśród osób uczestniczących w skomplikowanym tańcu.Strangerozglądał się za nim i nagle zauważył go po drugiej stronie sali.Kamerdyner patrzył na niegoz wściekłością, jakby złościło go, że Strange ciągle tu jest. Bardzo dziwne - pomyślałStrange.- Ale oczywiste.Robią to, czego się można najmniej spodziewać.To pewnie wcalenie jest kamerdyner Pole a, tylko elf, który się pod niego podszył.Albo magiczna iluzja.Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu swojego elfa.- Stephenie! Stephenie!- Jestem, proszę pana! - Stephen odwrócił się i ujrzał u swego boku dżentelmena owłosach jak puch ostu.- Mag przybył! Jest tutaj! Czego może chcieć?- Nie wiem.- Och! Zamierza mnie zniszczyć!Wiem, że tak.Stephen był zdumiony.Przez długi czas wydawało mu się, żedżentelmen nie lęka się żadnych niebezpieczeństw.Teraz jednak był niespokojny iprzerażony.- Ale dlaczego miałby to robić? - spytał Stephen uspokajającym tonem.- Sądzę, żeraczej przyszedł tu, by uwolnić.by zabrać swoją żonę.Może powinniśmy zdjąć zaklęcie zpani Strange i pozwolić jej wrócić do domu wraz z mężem? I lady Pole też.Pozwólmy paniStrange i lady Pole powrócić do Anglii razem z magiem.Jestem pewien, że to złagodzi jegogniew.Na pewno zdołam go przekonać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]