[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mógłbym zamienić zpanem kilka słów?Euan stał przez chwilę, mrugając, jakby nie poznawał inspektora albo do-piero co się obudził i jeszcze do końca nie oprzytomniał.Pozbierał się z wysił-kiem, a kiedy się odezwał, był uprzejmy jak zawsze.- Proszę wejść.Przepraszam, że kazałem panu czekać.- Obudziłem pana?- Nie.Mam kłopoty ze snem.Chyba się zamyśliłem.Wspominałem dawneczasy, starając się zatrzymać jej cząstkę z tamtych dni, kiedy wypełniała domswoim zapachem.Perfumy.Szampon, którego używała.Coś jeszcze, bardzoulotnego.- Odwrócił się i ruszył w głąb domu, do kuchni.Włączył światła,napełnił imbryk, z wysiłkiem starając się wrócić do terazniejszości.- Możemyporozmawiać tutaj?Kuchnia była funkcjonalna i nowoczesna; mnóstwo nierdzewnej stali imarmuru.Niewiele tu przypominało o Catherine.Perez, swoimi pytaniami,nie mógł zmącić atmosfery wspomnień.- Oczywiście.- Nie czekając na zaproszenie, usiadł na wysokim, chromo-wanym stołku przy kontuarze.- Kawy?- Bardzo chętnie.- Przyszedł pan z informacją czy pytaniami? - zapytał Euan.- Raczej z pytaniami.Wyniki sekcji będziemy mieli dopiero jutro.- Cieszę się, że płynie na południe promem - oznajmił Euan.- Nigdy nieprzepadała za lataniem.- Podniósł głowę.- Przepraszam, plotę bzdury.125- Ależ skąd.Ja też wolę prom.Zasypiamy w jednym miejscu, budzimy sięw drugim.Dzięki temu uświadamiamy sobie, jak daleko jesteśmy od wszyst-kiego.- Myślałem, że będzie tu bezpieczna.%7łe ułoży się inaczej.- Odwrócił sięgwałtownie, żeby zaparzyć kawę.- Słucham, jakie ma pan pytania?- Policjantka, która przeszukiwała pokój Catherine, znalazła torebkę, alewciąż nie natrafiliśmy na klucze Catherine.Czy często wychodziła bez nich?- Nie wiem.Ja zawsze zamykam dom.Z przyzwyczajenia.Może Catherinepodchodziła do tego bardziej niefrasobliwie.- Przez cały dzień rozmawiałem w szkole z nauczycielami i uczniami.Między innymi z Jonathanem Gale'em.Podwoził Catherine do domu w sylwe-stra.Zna pan tego chłopca?- Nie uczę go, ale znam.Inteligentny dzieciak, z Anglii.Był tu raz albodwa.Zawsze uważałem, że ma słabość do Catherine.Chyba pan nie przypusz-cza, że on ją zabił?- Absolutnie nie.- Przerwał na chwilę.- Czy nazwisko Isbister coś panumówi? Robert Isbister.Euan zmarszczył brwi.- Nie, a powinno? W szkole są Isbisterowie, ale o ile wiem, żaden z nichnie ma na imię Robert.- To pewnie nic ważnego - odparł Perez.- Jest starszy od Catherine, alemogła się na niego natknąć na imprezach.Widziałem go jakiś czas temu, jakjedzie tą drogą, i zastanawiałem się, czy nie odwiedził pana.- Rano wpadło tu kilku kolegów Catherine.Byli bardzo mili, przywiezli mijakąś potrawkę.Chyba powinienem ją zjeść.Ale potem nie miałem już żad-nych gości.Wciąż nie siadał.Pił swoją kawę na stojąco.Perez domyślał się, że Euanrozpaczliwie chce znowu mieć dom tylko dla siebie, zanim ulotny zapach jegocórki nie rozwieje się całkowicie.- W takim razie to wszystko - odezwał się.- Wrócę jutro, kiedy dostanie-my już informacje od anatomopatologa.Chciałby pan mnie o coś zapytać?Nie oczekiwał pytań.Sądził, że Euan szybko, z ulgą odprowadzi go dodrzwi.Ale nauczyciel milczał, stojąc z kubkiem w dłoni.126- Ten stary człowiek z Hillhead.- Tak?- Ludzie mówią, że to on jest sprawcą.%7łe to nie pierwszy przypadek.%7łezabił już wcześniej.- Plotki.Nigdy go nie oskarżono, a tym bardziej nie skazano.- Kiedy o tym usłyszałem, wydawało się to bez znaczenia.Catherine nieżyje.I nikt już nic na to nie poradzi.Ale jeżeli to prawda, jej śmierci możnabyło uniknąć.- Spojrzał na Pereza.Za szkłami okularów jego oczy wydawałysię nienaturalnie wielkie, przenikliwe.- Kolejna zbrodnia.To niewybaczalne.Potem ostrożnie odstawił kubek i odprowadził Pereza do drzwi.Inspektor siedział w samochodzie, rozmyślając o tym, co usłyszał, kiedyodezwała się jego komórka.Dzwonił Sandy Wilson z pokoju operacyjnego.- Mieliśmy telefon od Fran Hunter, kobiety, która znalazła ciało.- Kobiety? Kiedy przestaje się być dziewczyną, a staje się kobietą?- Co powiedziała?- Nic.Nie chciała rozmawiać z facetem z Inverness, który siedział przy te-lefonie.Będzie mówiła tylko z tobą.Perez nie zareagował na kpinę w głosie Sandy'ego.- Kiedy dzwoniła?- Dziesięć minut temu.Kazała przekazać, że będzie w domu cały wieczór.- Jestem teraz w Ravenswick.Zajrzę do niej w drodze powrotnej.Zastukał delikatnie.Pomyślał, że Cassie może już być w łóżku, ale dziew-czynka jeszcze nie spała.Dokładnie tak jak sobie wyobrażał, siedziała przystole w szlafroczku i kapciach.Piła gorącą czekoladę i na górnej wardze miałabrązowe wąsy.Fran, zanim mu otworzyła, spojrzała przez okno.Teraz, nacałych Szetlandach ludzie tak robili.Przypomniał mu się wiersz Johna Donne-'a.Zmierć jednego człowieka sprawia, że wszyscy widzimy świat inaczej.I mo-że dobrze robili.Czemu mieliby się czuć bezpieczni? Co sprawia, że są wyjąt-kowi?- Nie spodziewałam się pana tak szybko - powiedziała Fran.- Mam na-dzieję, że nie przyjechał pan na próżno.Pewnie to nic ważnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]