[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadzwoń do mnie w tejsprawie.Amy wyglądała na zdruzgotaną.Znów miała znękany wyraz twarzy iręce jej dygotały.Zrozumiał, że musi ją stąd zabrać jak najszybciej. To był dla nas obojga długi dzień zwrócił się do jej matki. Miłobyło panią poznać.Zrozumiała aluzję i pożegnała się szybko.Kiedy odeszła, Stevepochylił się do Amy. Wszystko w porządku? spytał troskliwie. Szczerze mówiąc, wyglądasz dość mizernie.Cóż. pozwolił sobiena żartobliwy ton. Znowu będziemy milczeć, czy powiesz mi, dlaczegomatka tak cię wytrąca z równowagi? Zawsze mnie o coś oskarża! Zawsze ma jakieś zastrzeżenia! Bo jej na to pozwalasz. Nie potrafię inaczej przyznała smutno. Ciągle pamiętam o tym, że gdybym kiedyś jej posłuchała, Lexiepewnie by wciąż żyła.Nie masz pojęcia, jak bardzo czuję się wobec niejwinna.Wiem, że strasznie ją rozczarowałam.Jestem jej jedyną córką,szczyciła się mną, a potem.Dlatego teraz nie potrafię się jej sprzeciwić.Słuchał tego wszystkiego z niedowierzaniem.Dlaczego dorosłakobieta zachowuje się tak nierozsądnie?98RS Nie można żyć według wizji innych, nawet jeśli to twoi rodzice przypomniał łagodnie. Powinnaś słuchać samej siebie, choć przy takiej matce to mogło byćtrudne przyznał. Jednak chyba najwyższy czas, żebyś przestała żyć tak,jak ona chce, i wreszcie stała się sobą. Cokolwiek to oznacza mruknęła. Słuchaj.nie chcę chyba już oniej rozmawiać. Ja też nie.Ale wygląda na to, że to ona wprowadza większośćnapięcia w twoje życie. Nieprawda zaprzeczyła smutno. To wszystko moja wina. Obwiniasz się o śmierć Lexie? Odłożyła pogniecioną serwetkę nastół. Nie chcę cię mieszać w to wszystko. powiedziała zrezygnowana. Już jestem zamieszany.A poza tym, cokolwiek się stało, możesz toprzecież naprawić. Naprawdę sądzisz, że życie jest takie proste? prychnęła zpowątpiewaniem. Oczywiście.Jeśli się nie poddasz. Nic nie wiesz! krzyknęła rozgoryczona. Widocznie nikogo nigdynaprawdę nie skrzywdziłeś.Są rzeczy, których nie można cofnąć!Podniosła się gwałtownie i ruszyła ku drzwiom.Rzucił na stół kilkabanknotów i ruszył za nią.Zdawał sobie sprawę, że wszyscy na nich patrzą,rodzice Amy pewnie też, chociaż nie miał pojęcia, gdzie siedzą.Ale towszystko nie miało znaczenia, nie mógł pozwolić jej teraz odejść.Dogonił Amy przy wejściu i zagrodził jej drogę. Nie uciekaj, proszę powiedział schrypniętym głosem. Poradzimysobie ze wszystkim.Bardzo mi na tobie zależy.99RS Więc jesteś głupcem stwierdziła okrutnie. Nie ma żadnych nas"i z niczym sobie nie poradzimy.Mówiłam ci już, mam zbyt wieleproblemów, żeby się mną zajmować. Zamierzasz więc do końca życia tkwić w tym piekle, które sobiezgotowałaś?Próbowała ominąć jego ramię, ale nie puszczał jej. Zabierz ręce wyszeptała. Robisz scenę.Przesunął wzrokiem po sali i zobaczył utkwione w nich spojrzenia. Chciałem pomóc wyszeptał smutno. Ale zgoda, wygrałaś.Puścił ją gwałtownie i usunął się na bok.Stał nieruchomo, gdy minęłago i uciekła.Potem ruszył za nią i szedł z tyłu przez całą drogę do jejsamochodu.Po kilku sekundach usłyszał piknięcie alarmu i dzwiękotwieranych drzwi.Za chwilę Amy odjedzie i pewnie długo będzie się mu-siał przebijać przez jej zbroję.Nie namyślając się długo, wskoczył nasiedzenie pasażera. Zostaw mnie albo pożałujesz odezwała się niemal ze szlochem. Amy, jesteś zbyt zdenerwowana, aby prowadzić upomniał ją,widząc, że wkłada kluczyk do stacyjki.Nie słuchała go.Przekręciła kluczyk i silnik zaczął cicho pracować. To wszystko przez ciebie.Musiałeś się wtrącić?! Pozwól mi odwiezć się do domu poprosił. Ostatni raz powtarzam, wysiadaj!W odpowiedzi zatrzasnął tylko drzwi i skrzyżował ręce na piersi. Zapnij pasy mruknęła pokonana.Potem nacisnęła pedał gazu i wyjechała z parkingu tak szybko, żezapiszczały opony.Dobiegł go swąd palonej gumy. Amy. jęknął ostrzegawczo.100RS Zamknij się! zawołała. Po prostu się zamknij! Myślisz, żenaprawdę chcę zawsze być nieszczęśliwa? Naprawdę tak sądzisz?Słyszał jej zachrypnięty glos, urywany szloch i obrócił się w jej stronę.Blade światło latarni ulicznych oświetlało mokrą, umęczoną twarz Amy. Do diabła, skarbie wyszeptał wzruszony. Doprowadziłem cię dopłaczu!101RSROZDZIAA DZIEWITYAmy nie zwracała na niego uwagi.Skupiła się na prowadzeniu swojejdużej toyoty i mknęła przez ulice.Steve wziął głęboki oddech i odruchowozacisnął ręce na siedzeniu, gdy samochód przemykał między pasami.Tużprzed nimi błysnęły światła wielkiej ciężarówki, ale Amy szybko zmieniłapas, zmuszając innych kierowców do gwałtownego hamowania. Masz skłonności samobójcze? spytał Steve przez zęby.Zacisnęła palce na kierownicy tak mocno, że aż pobielały jej kostki,ale nic nie odpowiedziała. A co ze mną, Amy dorzucił. Mnie też chcesz zabić? Zauważył,że pobladła. Innych kierowców? Przechodniów? Dzieci?Drgnęła, ale nadal mocno zaciskała szczęki. Amy, o co chodzi? Jeśli chcesz jezdzić jak szalona, to chociażwyjedz za miasto!Jej zmrużone oczy wpatrywały się w drogę, ale zwolniła nieco i przezkilka minut jechała trochę spokojniej.Jednak gdy tylko wyjechali za granicemiasta, znów ostro przycisnęła pedał gazu.Mknęli na północ, zostawiając zasobą sznury samochodów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]