[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cen nie odwróciłgłowy.Jego odpowiedz była przeznaczona dla gwiazd,strumienia, rzeki światła i przytłaczającego zapachu imbiru.Palea nie słyszał jego szeptu.Bo cię kocham, Kai.- Co? - zapytał Palea.Cen odwrócił się i popatrzył na wysokiego mężczyznę ozatroskanych, brązowych oczach, który opowiadał mu o swoimludzie i swojej ojczyznie.Oczywiście to jemu należało zadać topytanie.- Znasz kogoś o imieniu Maui?*Następnego ranka Cen kupił kołonotatnik, taki jakiegoużywają artyści do robienia rysunków.Poczuł głębokąsatysfakcję na widok ogromnej ilości białego papieru.Kupiłpaczkę nieścieralnych ołówków, gdyż nie chciał, żeby ktośwymazał jego dzieło, ani też żeby straciło na intensywności.Niebyło jeszcze ukończone, ale czuł jego wzbierającą energię ipragnął być gotowy.Miał w głowie delikatną strukturę myślową.Wiedział, żewkrótce zostanie ukończona i będzie całkowiciesatysfakcjonująca; dzwięczna jak dzwon, brzmiąca równiedonośnie jak wszystkie kościelne dzwony Honolulu, które biływ dniu narodzin Kaiulani tak dawno temu.Zaczekał na odpowiednią porę i wrócił do muzeum.Palea zignorował go.Zobaczył jedyny egzemplarz ZmierciKrólestwa, podszedł do lady i zapłacił za niego.Palea spojrzał336na niego pytającym wzrokiem, ale on powiedział tylko: Dziękuję panu i wydał Cenowi resztę.Poprzedniego wieczoruCen wreszcie przekonał Palea, że jest tym, za kogo się podaje, iże Maui chce dostać od niego wiadomość.Palea dał muinstrukcje jak dla szpiega.Zabawne, że to wszystko było takieprymitywne.Kiedy wrócił do swojego pokoju, wydarł stronę nr 97 iprzytrzymał ją nad zapaloną zapałką.Pokazał się numertelefonu, niedbale nagryzmolony.Uśmiechnął się.Czasaminajlepsze okazywało się to, co najprostsze, prawda? Zapamiętałnumer, podarł kartkę, wrzucił strzępki do sedesu i spuścił wodę.Jeszcze nie był całkiem gotowy zadzwonić do Maui.Ale miał nadzieję, że to się zmieni już niebawem.Nadzieja coraz bardziej go polaryzowała, jak gdyby nadnocnym widnokręgiem miała za chwilę wzejść jedynaprawdziwa gwiazda żeglarzy, która utworzy ścieżkę przezciemne morze.Przedtem już wiele razy miał okazję poznać tęwznoszącą się krzywą nieuniknionej energii.Pracował wtedyjak szalony przez kilka dni, prawie nie sypiając i nie jedząc, aświat wydawał się przesycony światłem i poczuciem celowości,pełen krystalicznych wzorów, które spływały z ołówka.Potem zawsze pogrążał się w mroku.Gdyby nie zapiski,które powstawały, gdy miał inne myśli, mógłby z łatwościątwierdzić, że życie nie ma sensu.Tym razem pragnął odbić się od krzywej, ulecieć wsamo serce wszechświata, w prawdę wszelkiej rzeczy i istnienia.*Tej nocy, w żywej przestrzeni między czuwaniem asnem, w której kipiało od myśli, Cen poczuł, że coś zaskoczyło.Usiadł na łóżku, uświadomiwszy sobie, że to się stało.Kołdraześlizgnęła się z jego nagiego ciała.Siedział na skraju łóżka,długi czas czując, jakby był centralnym punktem szerokiegopola informacji, które po cichu objawiało się od zarania dziejówi tylko czekało z bezgraniczną cierpliwością, aż pojawi się jakiś337cel.Czuł pokorę i głęboką wdzięczność.Lekki wiatr znad portuchłodził jego ciało, aż zaczął dygotać.W końcu przykrył się izasnął, wcale nie przejmując się, że zapomni o tym, czegodoznał.Przeleje to wszystko na papier.*W Ala Moana Park tuż po zachodzie słońca palmykokosowe rzucały długie cienie na miękki, zielony trawnik.Cen spędził tu kiedyś popołudnie z Kaiulani.Był wtedytaki młody.Teraz wybrał betonową ławę za powykręcanymdrzewem, usiadł i otworzył notatnik.Pisał, że zapach morza wypełnia jego nozdrza tak, jakuczestnicy pikniku i krzyki dzieci wypełniają park.Gołębiewydawały dzwięki podobne do pohukiwań sowy; każdy dzwiękbył jak bańka, która otaczała dzień i rozpryskiwała się przyuchu.Wszystko dookoła zdawało się powtarzać jak echo prawdętego, co mówiło jego pióro.Kiedy wreszcie skończył i podniósł głowę, w parku niebyło już nikogo i zapadł zmierzch.Po drugiej stronie rafyoświetlone łodzie turystyczne energicznie pruły morze, a onczuł, że wszystko, co istnieje, było niepodzielną, skończonąjednością: światło i czas, to, co małe i duże, kwanty i grawitacja,wszelkie siły i ich konsekwencje, jedna wielka, otwarta rzecz,odkryta za sprawą istnienia Kaiulani.I będzie podróżował na ścieżce jej odkrycia.Siedział oszołomiony przez pół godziny, wycieńczony ibardzo szczęśliwy.W tym miejscu kiedyś mieszkała, a kilkaprzecznic dalej zmarła.Zwiatła łodzi odbijały się w ciemnej wodzie.Mimochłodnej nocy zaczął się pocić.To może mu się nie udać.Ale jakie to miało znaczenie? Mógł tylko próbować.Uświadomił sobie teraz, że to może nie być takprecyzyjne, jak sobie wyobrażał.Przypominało mu to różnicęmiędzy patrzeniem na mapę pokazującą skrzyżowanie a byciem338na tym skrzyżowaniu, osoba stojąca na nim podałaby zupełnieinny, bogatszy opis niż ktoś tylko oglądający mapę.Stać go byłona większą dokładność niż przedtem.Mógł rozszerzyć pewneparametry tak, żeby po przejściu na tamtą stronę nie był w staniejuż wrócić.Może kiedyś, opierając się na swoich dowodach ipotężnej mocy obliczeniowej komputera, zdoła osiągnąćwiększą precyzję.Na razie wystarczyło mu to, co miał.Mógłteraz dokonywać projekcji i w ramach szeroko zdefiniowanychparametrów znał miejsca i czas, w którym to będzie możliwe.Miał jeszcze do zrobienia kilka rzeczy tutaj, w tymżyciu, zanim będzie gotowy.Musiał zrobić nie tylko to, czego chciała Kaiulani, aletakże to, co w głębi serca uważał za słuszne.I musiał zrobić wszystko, żeby ocalić jej życie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]