[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz jednak poczuła ucisk w gardle.Cory patrzył na nich ztaką miną, że nie potrafiła zebrać myśli.Richard również wyczuł napięcie i nieznacznie zmarszczył brwi. Och, witaj, stary druhu! wykrzyknął. Miałem nadzieję, że się spotkamy.Pozwolisz, żeodprowadzę pannę Odell do domu? Zapadł wieczór, a ona nie ma jak wrócić do siebie. Za dobrze cię znam, Richardzie. Cory mówił spokojnie, ale w jego oczach pojawiły sięgrozne błyski. Ani jedna młoda dama, z którą się zaprzyjazniłeś, nie wróciła bezpiecznie dodomu.Richard Kestrel nie krył rozbawienia. Pochlebiasz mi, Cory.Rzecz w tym, że jestem zaszczycony towarzystwem panny Odell. Na szczęście mogę zająć twoje miejsce ciągnął Cory. Zwłaszcza że masz pilną sprawę dozałatwienia w Woodbridge, prawda?Popatrzyli sobie w oczy, a Rachel zauważyła, że ich spojrzenia są wymowne i żadną miarą niemożna ich nazwać przyjacielskimi.Potem Richard się roześmiał i uniósł ręce w geściekapitulacji. Zwietnie, że mi to przypomniałeś, Cory.Jestem ci szczerze zobowiązany.Z ogromnąprzyjemnością przekazuję ci opiekę nad panną Odell.Rachel poczerwieniała ze złości i zakłopotania.Nie rozumiała, czemu Cory powrócił doodgrywania roli nadopiekuńczego starszego brata.Popatrzyła na niego złowrogo. Twoja opieka nie jest mi do niczego potrzebna, Cory powiedziała. Bez trudu sama wrócę doMidwinter Royal. Odwróciła się do Richarda Kestrela. Dziękuję za okazane mi wsparcie.Niepotrafię znalezć słów, by wyrazić panu wdzięczność.Richard ukłonił się z galanterią. Zawsze do usług, panno Odell zapewnił. Richardzie. rzekł Cory.Tym razem grozba w jego głosie była całkiem wyrazna. Stary druhu, to niezwykłe, że wreszcie udało mi się znalezć niezawodny sposób, by grać ci nanerwach oświadczył pogodnie. Po raz pierwszy od dwudziestu lat mam nad tobą przewagę.Pomachał ręką na pożegnanie i odszedł.Rachel i Cory zostali sami.Cory chwycił Rachel za łokieć i pociągnął za sobą.Po przejściu dwudziestu pięciu metrówwyrwała się z jego uścisku. O ile wiem, nie masz powozu w Suffolku, prawda, Cory? zauważyła.Musiała dać upustzłości. Czy zamierzasz posadzić mnie wraz z sobą na biednego Castora i czekać, ażnieszczęśnik okuleje? A może wolisz ciągnąć mnie przez całą drogę pieszo?Cory posłał jej ostre spojrzenie. Nie powinnaś mścić się na mnie dlatego, że wystawiłaś się na pośmiewisko z sir JohnemNortonem.Doskonale wiedziała, że Cory ma rację, i ta świadomość dodatkowo pogorszyła jej humor.Odkryła, że wcale nie chce, by ponownie traktował ją jak przyjaciel czy starszy brat.Zachowywała się absurdalnie, bo przecież dzień wcześniej zażądała, by już nigdy jej nie całował.Kiedy tak stali nad brzegiem rzeki Deben, a Cory patrzył na nią jak na męczącą młodszą siostrę,zorientowała się, że oczekuje od niego zupełnie odmiennego zachowania.Najwyrazniej jednaknie mogła liczyć na nic więcej. Wcale nie wystawiłam się na pośmiewisko! krzyknęła. Sir John był pijany i natarczywy, alebez trudu dałabym sobie radę. Czyżby? spytał Cory łagodnie i posłał jej spojrzenie pełne wyrozumiałości.Rachel jeszczebardziej poczerwieniała z irytacji. Nie byłbym tego taki pewien. Nie byłeś przy tym! Nie, ale widziałem, co się stało. Więc czemu nie przybyłeś mnie ratować? Na szczęście lord Richard był pod ręką i zrobił to,przed czym ty się wzbraniałeś. Prowadzisz niebezpieczną grę, Rachel. Lord Richard jest moim przyjacielem wyjaśniła wyniośle. Nic więcej nas nie łączy.Cory patrzył na nią z niedowierzaniem. Przyjacielem? Dobry Boże! Biorąc pod uwagę, jak traktu! jesz przyjaciół, Richard musi byćdumny, że spotkało go takiej wyróżnienie. Czasami bywasz najbardziej odrażającym mężczyzną spośród wszystkich, których znam oświadczyła. A przecież mam rywali nie do pogardzenia.Rywalizują ze| mną sir John Norton, JamesKestrel.Przygryzła wargę, aby nie wybuchnąć.Cory objął ją w talii i posadził w zielono złotym powozie z książęcym herbem Kestrelów zboku.Obok pojazdu stał; Tom Bradshaw z cierpliwą miną człowieka, który nawykł dooczekiwania i bez względu na okoliczności będzie udawał głuchego.Cory wziął z jego rąk lejce. Dziękuję, Bradshaw.Możesz wracać do domu. Dziękuję panu. Służący westchnął z rezygnacją. Jesteś potwornie nieżyczliwy! wykrzyknęła Rachel, kiedy Cory zawrócił powóz i skierowałgo na drogę, a pechowiec; Bradshaw ruszył na piechotę ku Midwinter Royal. Zresztą, powóznie należy do ciebie.Ukradłeś go? Nie gadaj głupstw.Pożyczyłem go od Justina Kestrela. Nie musisz sobie zadawać trudu.Sama trafię do domu zauważyła.Zerknął na nią z niechęcią. Uwierz mi, Rae, w tej chwili perspektywa wysadzenia cię na pobocze jest niesłychaniekusząca.Wstałaś dziś z łóżka lewą nogą?Rachel do reszty straciła cierpliwość. Nie, ale wolałabym wcale nie wstawać! wybuchnęła. Nie przypominam sobie równiemęczącego dnia.Zresztą, nie rozumiem, czemu się wtrącałeś.Lord Richard z ochotą odwiózłbymnie tam, gdzie bym sobie życzyła. Richard zje kolację w gospodzie wyjaśnił jej Cory. A ja wracam do Midwinter i maszokazję zabrać się ze mną.Przykro mi, że nie chcesz. Co za różnica, kto mnie odwozi do domu: ty, Richard Kestrel czy jego brat, książę?Najwyrazniej wszystko ci jedno, z którą damą z Midwinter masz do czynienia.Może sir JohnNorton również bierze udział w tym twoim zakładzie, i stąd scena nad rzeką? Nagle przyszła jejdo głowy nieoczekiwana myśl. A może kiedy mnie pocałowałeś, uczestniczyłeś już w tej grze,w którą wszyscy tutaj gracie? Powiem ci, Cory, że jesteście bandą drani, którzy doskonalewiedzą, jak ożywić monotonię wiejskiego życia!Cory zacisnął palce na lejcach. O czym ty mówisz, Rachel? spytał. Jaki zakład masz na myśli, do diabła? Och, nie udawaj, że nie wiesz! krzyknęła. Słyszałam, jak podczas balu rozmawiałeś zlordem Richardem i narzekałeś na flirty prowadzone zgodnie z planem Justina Kestrela.Urwała, bo Cory przełożył lejce do jednej dłoni, a drugą mocno zacisnął na jej nadgarstku.Nieskrzywdził jej, ale całkowicie zaskoczył. Au! pisnęła. Co ty robisz?Przez chwilę milczał, a gdy ją wreszcie puścił, Rachel rozmasowała rękę.Cory przybrał surowywyraz twarzy. Proszę, byś nic nie mówiła.Jechali powoli, bo na drodze panował duży ruch: mnóstwo pieszych i wiele powozów wracało zregat.W pewnej chwili Cory skierował konie w wąską alejkę, z obu stron i od góry zarośniętą takbardzo, że krzewy tworzyły piękny zielony tunel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]