[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była noc, ale naulicach panował spory ruch, co zawsze ją zdumiewało wwielkich miastach.Nigdy ich nie lubiła, choć od lat mieszkałanajpierw w Denver, a potem w Waszyngtonie.Mimo tometropolie wydawały się jej miejscami obcymi, o jakimśdziwnym, niezbyt dla niej zrozumiałym stylu życia. TR�JKT ZMIERCI 393Uświadomiła sobie, że jest wiele innych spraw, których nierozumie.Nie potrafiła zgłębić istoty i techniki działania armii,choć formalnie była przecież głównodowodzącym siłzbrojnych.Nie rozumiała psychiki zawodowych żołnierzy.Nie mogła pojąć, czym się kierują, wybierając karieręwojskową.Czyżby stawali w obronie nieokreślonych idei,jakichś nadrzędnych zasad?Oparła głowę o szybę.Jak od lat, kiedy była młodądziewczyną w Kolorado, ten dotyk zimnego szkła uspokajałją.Zrobiło wszystko to, co uważała za słuszne.Resztanależała już do innych.Jej pozostało teraz tylko czekanie iświadomość, że to ona poniesie wszelkie konsekwencjeswoich decyzji.Z każdym przejechanym metrem zbliżali się do bramywjazdowej do arsenału.Ilwanicz siedział obok kierowcy iściskał karabin, który trzymał na kolanach.Czuł, jak sercezaczyna mu bić przyśpieszonym rytmem.Nie mógł oderwaćwzroku od lufy karabinu maszynowego, wystającej zestrzelnicy wieży, tuż koło bramy, która wydawała sięwycelowana prosto w niego.Wiedział, że za karabinem siedzijakiś młody niemiecki spadochroniarz, który trzyma palec naspuście i uważnie obserwuje zbliżającą się kolumnę.Kierowca sierżant George Couvelha prowadził równo iwolno.Ilwanicza prześladowała myśli, że ten Niemiec zwieży zaraz puści w ich kierunku serię, a przy tak niewielkiejodległości ani on, ani sierżant Couvelha nie mielibynajmniejszych szans ocalenia życia.Ale od dawna zdawałsobie sprawę, że taki właśnie los go czeka.Starał się opanować strach i zebrać myśli.Był żołnierzem,więc musiał być przygotowany na wszystko.W punkcie dowodzenia 2.Batalionu, 26.Brygady Spa-dochronowej podpułkownik Jakob Radek z ulgą przyjąłinformację o zbliżającym się konwoju.Ciągle nie mógł siępogodzić z decyzją dowódcy brygady, pułkownika Haasa,który zgodził się na odkomenderowanie do Berlina jednej 394 HAROLD COYLEkompanii, i to w czasie, gdy niebezpieczeństwo ataku zestrony Amerykanów stawało się tak realne.W ostrej wy-mianie zdań, do jakiej doszło, Radek powiedział Haasowi, comyśli o idiotach z Berlina, którzy domagali się w takiejsytuacji wysłania do stolicy części sił strzegących arsenału.Wiedział, że nie postępuje rozsądnie, ale uznał, że i Haas, i cidurnie z Berlina powinni zrozumieć, co im może grozić.Polecił sierżantowi, pełniącemu dyżur przy bramie, byprzekazał dowódcy powracającej kompanii, że ma sięnatychmiast u niego zameldować.Radek chciał, by kompania jak najszybciej znalazła się nawyznaczonych jej pozycjach wokół pomieszczeń, w którychprzechowywali broń jądrową.Chodziło o otoczenie arsenałumożliwie najsilniejszą linią obrony, zdolną powstrzymaćAmerykanów.Prawdę mówiąc, wierzył jednak, że nie dojdziedo sytuacji, kiedy trzeba będzie w praktyce sprawdzać siłęobrony arsenału.Sierżant strzegący bramy odłożył słuchawkę i przez chwilępatrzył na aparat telefoniczny.Rozkaz, jaki otrzymał odRadka, był najwyrazniej sprzeczny z instrukcją, jaka ich dotej pory obowiązywała: nikogo i w żadnej sytuacji niewpuszczać na teren bazy.Odwołanie jednej z kompanii iskierowanie jej do Berlina było również bez sensu.Sierżantpodniósł głowę i patrzył na konwój, który był już o jakieśpięćdziesiąt metrów od nich.Spojrzał na kaprala i ruchemręki polecił strażnikom, by usunęli bariery blokujące wjazd.Ilwanicz nie miał wątpliwości, że z tej odległości strzela-jący z wieży nie może spudłować.I nagle usłyszał okrzykzdumienia kierowcy:- Majorze, oni otwierają bramę! Ci idioci wpuszczają nasdo środka!Rosjanin wreszcie oderwał oczy od wieży wartowniczej ispojrzał na bramę, którą właśnie otworzyli strażnicy.Jakiśkapral stał z boku i ruchem ręki kazał im wjeżdżać do środka.Ilwanicz osłupiał.Natychmiast jednak otrząsnął się zezdumienia i kazał kierowcy szybko przejechać przez bramę. TR�JKT ZMIERCI 395- Muszą na kogoś czekać, pewnie się pomylili.- Jedz.Nie zwalniaj i nie przyśpieszaj - powiedział do sierżanta.W chwili, gdy samochód Ilwanicza przejeżdżał przez bra-mę, na szosę przed nimi wyjechał z lasu samochód sztabowywiozący pułkownika Johanna Haasa, który zobaczywszywjeżdżający do bazy konwój, wpadł w furię.- Wymiń ten konwój i podjedz do bramy! Szybko! -krzyknął do kierowcy.Ten zaś zaskoczony i zdumiony, zjechał na prawe pasmo,dodał gazu i zaczął wymijać wozy kolumny wjeżdżającej nateren bazy.Kapral stojący na warcie przy bramie, usłyszawszy warkotnadjeżdżającego pojazdu, przestał się interesować pojazdamikonwoju.Na pełnym gazie zbliżał się pojazd sztabowy.Podniósł rękę, aby go zatrzymać, ale kierowca nie zwolnił.Kapral zrozumiał, że znalazł się w niebezpieczeństwie.Rzuciłsię w kierunku bunkra i wrzasnął do siedzących tamspadochroniarzy, by otworzyli ogień.Nagłe zamieszanie, po którym natychmiast rozległa sięseria z karabinu maszynowego, spowodowało, że Ilwaniczkrzyknął:- Gazu!Couvelha zareagował tak, jak przed chwilą kierowcaHaasa: bez wahania wcisnął pedał.Wewnętrzna strefa bazyzaczynała się ojakieś trzysta metrów przed nimi.Jeśli dopiszeim szczęście, będą tam w ciągu kilku sekund, a tym samymzyskają szanse zapanowania nad ukrytymi głowicami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Robbins Harold Handlarze snów 01 Handlarze snow
    Reichs Kathy Temperance Brennan 01 Zapach smierci
    Coulter Catherine FBI 07 Godzina smierci
    Coulter Catherine FBI 10 Grota smierci
    In Death 20 Wizje smierci Nora Roberts
    Bloom's Period Studies Harold Bloom The Harlem Renaissance (2003)
    Serce de Amicis
    sk4
    Ewa Białołęcka Kroniki Drugiego Kręgu 01 Tkacz Iluzji
    Verne Juliusz Waz morski
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kasiulenka.htw.pl