[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem gotowa.Nie mogę się wręcz doczekać.Założę się, że dojdę naszczyt przed tobą.- O co się zakładamy? - spytał przeciągle Steve.- O pięć dolarów.- Nie ma mowy.- Postawię ci obiad.- Zgadzam się pod warunkiem, że nie będzie to obiad domowy - rzucił zuśmiechem.- Zobaczysz, w końcu nauczę się gotować tylko po to, żeby ci zrobić nazłość - powiedziała, piorunując go wzrokiem.- Ty mi cały czas robisz na złość - rzucił po dłuższej chwili Steve.Wstał ipodszedł do grilla.Abby poszła za nim.- O co ci właściwie chodzi, Steve? Przeszkadza ci, że nie umiemgotować? Od kilku dni cię nie poznaję.Co się dzieje? Mówisz takie dziwnerzeczy.Steve zaśmiał się niewesoło.- Jak na inteligentną kobietę jesteś czasami niewiarygodnie tępa.Ku swemu zdumieniu Abby ze złością złapała go za ramię i mocnoszarpnęła.- Tępa? Ja jestem tępa? Skończyłam dwa wydziały.- Dokładnie o to mi chodzi, kochanie.- Przestań przewracać te cholerne befsztyki i spójrz na mnie!- Z przyjemnością, Abby - mruknął, odkładając metalowe szczypce nagrill.- Już patrzę.- Obrzucił ją taksującym spojrzeniem.- Masz fantastyczny- 55 -SR sweter, mała.Gdyby był o numer mniejszy, groziłby ci areszt za obrazęmoralności.Abby wzięła się pod boki i obrzuciła Steve'a złym wzrokiem.- Przestań mówić do mnie  mała".Mam dwadzieścia osiem lat.I nadal minie wyjaśniłeś, dlaczego niby jestem tępa.Steve zatrzasnął pokrywę grilla.- Dlatego, że każda inna kobieta, nawet z umysłem pchły, już dawno bysię zorientowała, co chcę zrobić - wyjaśnił spokojnie, biorąc ją w ramiona inachylając się nad nią.Jego pocałunek był namiętny, chciwy, gwałtowny, a jednocześnieniewiarygodnie czuły.Kiedy wsunął jej język do ust, Abby poczuła, że topnieje.Musiał wyczuć drżenie jej ciała, bo mocniej przycisnął ją do siebie i teraz ichuda i piersi się dotykały.Gdyby nie usta Steve'a na jej wargach, Abbykrzyknęłaby z radości.Tymczasem zdusił jej westchnienie i nadal zachłanniecałował.Abby ogłuchła i oślepła na cały otaczający ją świat.Istniał jedynie Steve iuczucia, jakie wzbudzał głęboko w jej duszy.Marzyła, aby pocałunek trwałwiecznie, a zarazem chciała, żeby się skończył natychmiast, nim jej ciało zażądaspełnienia.- Proszę cię, przestań - szepnęła.Gdy tylko uniósł głowę, zrozumiała, że wcale tego nie chciała.Bezuścisku Steve'a wydała się sobie opuszczona i samotna.Bez dotyku jego wargczuła się tak, jakby uciekało z niej życie.- Przypalą się nam befsztyki - powiedział, unikając jej wzroku.- Pora nakolację.- Coś mi tu pachnie spalenizną - skłamała Abby, choć w tej chwili niewyczułaby nawet pożaru lasu.Jej zmysły były obojętne na wszystko opróczSteve'a.- 56 -SR - Przyniosę wino - zaproponował.- Talerze stoją na drewnianym stoleprzy grillu.Może nam nałożysz?Abby w oszołomieniu kiwnęła tylko głową.Podeszła do stołu, wzięła dwaciężkie talerze i zapatrzyła się przed siebie.Miała coś zrobić, ale zupełniezapomniała co.Zastanawiała się, czy gdyby poszła za Steve'em na drugą stronętarasu, znów by ją pocałował.Tym razem na pewno nie byłaby tak głupia, żebymu kazać przestać.Jej zamyślenie trwało najwyżej kilkanaście sekund.Odstawiła talerze iodwróciła się w stronę Steve'a, gdy wieczorną ciszę przerwał jegozdenerwowany okrzyk:- Schyl się, Abby! Szybko!W tym samym momencie rzucił się na nią gwałtownym skokiem.Abbyusłyszała jakieś głuche wybuchy.Schyliła się i oboje wylądowali na wyłożonymklinkierem tarasie.Zaparło jej dech w piersiach.Steve leżał na niej i przezliczne warstwy ubrania czuła jego gorące, twarde i drżące ciało.Leżąc nieruchomo, starała się nabrać powietrza do obolałych płuc.Nagleusłyszała, że ktoś pospiesznie przedziera się przez krzaki, i odruchowo sięporuszyła.- Leż - rozkazał szorstko Steve, zsuwając się z niej i przykucając obok.-Nie zdołałem policzyć wszystkich wystrzałów i nie wiem, czy przypadkiem niema jeszcze jakichś nabojów w magazynku.Jeszcze jakichś nabojów?! Abby była tak zszokowana, że zapomniała siębać.Wielki Boże, te wybuchy, które słyszała, były strzałami? Ktoś strzelał doniej na jej własnym tarasie i teraz ten ktoś uciekał! Abby z wściekłością zerwałasię na nogi, ale Steve złapał ją w pasie i pociągnął w stronę stolika.- Na litość boską, Abby, kiedy indziej zabawisz się w bohaterkę, dobrze?- Ale on ucieka!- A ty wciąż żyjesz.I niech tak zostanie.- 57 -SR Opadła na ziemię, opierając się o ławkę i szczękając zębami zprzerażenia.Ktoś do niej strzelał!- Widziałeś go?- Tak.Właśnie się odwróciłem, kiedy wstał, żeby wycelować.Dlategokrzyknąłem, żebyś się schyliła.To był ktoś średniego wzrostu, średniej budowyciała, w czarnej, narciarskiej czapce.- Policja, mając tak szczegółowy opis, na pewno natychmiast go złapie.Wokolicy mieszka najwyżej pięćdziesiąt tysięcy ludzi, którzy pasują do tegorysopisu.Mimo tego ironicznego tonu Steve usłyszał w głosie Abby nutę histerii.Wziął Abby w ramiona i pogłaskał ją po plecach gestem uspokajającym izupełnie pozbawionym erotyzmu.- Chodzmy do środka - zaproponował łagodnie.- Tam będziemybezpieczni, nawet gdyby ten szaleniec postanowił z jakiegoś powodu wrócić.Abby nie protestowała, po części dlatego, że trudno jej było powiedziećcoś sensownego.Steve zaprowadził ją do domu i razem usiedli na kanapie.- P-p-przepadnie nam kolacja - wyjąkała w końcu Abby.- A ja upuściłem butelkę wina - powiedział Steve, nadal obejmując jąramieniem.- Wygląda na to, że będziemy się musieli zadowolić zupą z puszki imlekiem.Masz ochotę?Abby zadrżała.- Nie, na razie nie jestem głodna.Steve odszedł na chwilę, po czym wrócił i podał jej kieliszek.- Masz, napij się.Może wróci ci apetyt.- Co to jest?- Koniak.Znalazłem w szafce całą butelkę, kiedy szukałem soli.Napij się,a ja zadzwonię na policję.- Numer jest na ścianie przy telefonie - powiedziała Abby, biorąc zwdzięcznością kieliszek.- 58 -SR Ręce tak bardzo jej się trzęsły, że musiała trzymać kieliszek w obudłoniach.Powoli zaczynała rozumieć, jak bliska była śmierci.Ktoś schował sięw wysokich krzakach rosnących za domem, a potem strzelał do niej pod osłonązmroku.Ktoś usiłował ją zabić.Ktoś pragnął jej śmierci.Było tonieprawdopodobne, a jednak prawdziwe.- Zaraz przyjedzie policja - powiedział Steve, wracając do pokoju.Usiadłprzy Abby i położył jej rękę na kolanie.- Wiesz, może to był jakiś myśliwy.Wypadki się zdarzają, a myśliwi amatorzy są absolutnie nieprzewidywalni inieobliczalni.Abby zmusiła się, żeby usiąść prosto.- Nie traktuj mnie jak dziecko, Steve.Nie jestem taka bojazliwa ani takasłaba.Oboje dobrze wiemy, że nawet myśliwi amatorzy nie zakradają się podcudze domy ani nie noszą czarnych narciarskich czapek.Ktoś strzelał do mnie,żeby mnie zabić.I byłoby mu się udało, gdybyś w porę nie krzyknął.Mocno ścisnął ją za rękę, dla dodania otuchy.- Steve Kramer zawsze do usług - powiedział, starając się mówićżartobliwym tonem.- Czy ja.Czy nie zapomniałam ci przypadkiem podziękować? - spytałaAbby po chwili milczenia.- Zapomniałaś, ale nic nie szkodzi.Będę miał u ciebie dług wdzięczności,a kiedy nadejdzie właściwa pora, zażądam jego zwrotu z procentem.Abby odetchnęła głęboko.- Chętnie ci się odpłacę.Naprawdę bardzo ci dziękuję.Zawahał się przezmoment, a potem znów wziął ją w ramiona.Poddała mu się bez oporu, a on delikatnie głaskał ją po głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Graham Heather (Pozzessere Heather Graham) Tajemnice zamku Lochlyre (Mordercza gra)
    KaseyM Romney Marsh 06 Podwójna gra panny Lisette
    206. Harlequin Romance Wentworth Sally Podstępna gra
    Zafon Carlos Ruiz Gra Anioła
    Palmer Diana Gra o wysokš stawkę
    Zafon Carlos Ruiz Gra Anioła (2)
    Neil Strauss Gra ver.2
    § Szymańska Justyna Gra o miłoœć
    GRA W CZERWONE Katarzyna Rygiel
    Cassandra Clare 03 Mechaniczna Księżniczka
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl