[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzucić coś na przynętę.Niech wie, że podchodzimy do niegopo ludzku.Może wtedy coś powie.Już raz siedział.Areszt po-winien go zmiękczyć.Wie, co go czeka.Myślę, że zrobi wszyst-ko, by choć odrobinę skrócić wyrok.Krzysztof nie lubił walczyć z niechęcią innych.Przekonywać.Namawiać do współpracy.Przypominać, że składaniefałszywych zeznań jest sprzeczne z prawem.Jego perswazjenie zawsze były skuteczne i miał wrażenie, że tak będzie i tymrazem.Gdy Izabela stanęła w progu, wyraz jej twarzy zmieniłsię w okamgnieniu, ale on dostrzegł i nazwał następujące posobie emocje.Zainteresowanie.Zaskoczenie.Gniew.Wreszciechłodną uprzejmość.Opanowała się błyskawicznie.Stali wdrzwiach dłuższą chwilę: on  wykończony po nieprzespanejnocy i ona  nienagannie ubrana, niczym wdzięczna postać,wycięta z katalogu markowych ciuchów.W ciemnej,rozpinanej sukience, wiązanej w pasie, wydawała się bardzoszczupła.Kolor tkaniny korespondował z odcieniem lakieru dopaznokci.Była sama, jeśli nie liczyć psa.To dobrze, pomyślałSobolewski, który nie chciał zderzyć się w drzwiach jejmieszkania z Cyrylem.Miał ją zostawić w spokoju.Problempolegał jednak na tym, że nie mógł.To dobrze, powtórzył wmyślach, choć nie wyglądało na to, by podczas jego wizytycokolwiek miało iść tak, jakby sobie życzył.Nawet nie za-prosiła go do środka.Widocznie wydawało jej się, że szybko sięgo pozbędzie. Nie mam nic do powiedzenia  powiedziała szorstko, obrzucając go od stóp do głów nieprzyjemnym spojrzeniem,które nie zrobiło na nim większego wrażenia. Sądziłem, że będzie pani wolała porozmawiać tutaj.Alejeśli nie, mogę panią zaprosić do komendy.To jak będzie? jego spokój był sprawdzoną formą ataku.Zwykle działał roz-mówcom na nerwy.Izabela nie miała ochoty odpowiadać na żadne pytania.Wtym układzie stawała się od niego zależna, a to było dla niej nietylko przykre, ale i niewygodne.Krzysztof wystarczająco długobył policjantem, by rozumieć jej reakcję. Nie ma pan prawa. Mam.Udzielała pani schronienia podejrzanemu o mor-derstwo.To dość poważny zarzut.Dalej będziemy rozmawiaćna korytarzu, czy wpuści mnie pani do środka?Odwróciła się bez słowa i ruszyła w głąb mieszkania, więcposzedł za nią.Wielokrotnie był traktowany jak intruz.Zdążyłprzywyknąć.Wnętrze nie zrobiło na nim takiego wrażenia, jak na Ewie.Przez odsłonięte okno wlewał się do pokoju blask zachodzą-cego słońca, który ożywiał królujące tu brązy i beże.Krótkiegrudniowe popołudnie dobiegało końca.Sobolewskiemu przy-szło do głowy, że o tak wczesnej godzinie mógł jej nie zastać.Miał dużo szczęścia. Mam sporo pracy, więc proszę się streszczać  usłyszałgłos Izabeli.Nie zaproponowała, by usiadł, więc podszedł dookna i wyjrzał na zewnątrz. Piękny dzień  zagaił, chcąc zyskać na czasie.Miał na-dzieję, że to ją jeszcze bardziej wkurzy. Przyszedł pan rozmawiać o pogodzie? Możemy przejść dorzeczy? Mogę usiąść? Potrzebuje pan pozwolenia?Usiadł więc na wygodnej kanapie i natychmiast tego po-żałował.Rozleniwiała.Można było na niej zasnąć, a nie zada-wać trudne pytania.Krzysztof zdobył się na nadludzki wysiłeki zebrał myśli. Byłbym wdzięczny za kawę  powiedział swobodnie. Czarną i mocną.Bez cukru.Posłusznie poszła do kuchni.Pies chciał jej towarzyszyć, alekazała mu zostać, leżał więc na dywanie, wpatrując się wobcego mężczyznę czujnym, smolistym wzrokiem.Wróciła pokilku minutach z parującą filiżanką.Jedną.Krzysztof wypiłkawę niemal duszkiem, parząc się w język. Dlaczego zataiła pani przed nami znajomość z ArturemStrzemińskim?  spytał, odstawiając puste naczynie na niskistolik. Był moim kochankiem  odparła kobieta obojętnie.Twierdził, że jest niewinny. I uwierzyła mu pani? Początkowo tak.Dlaczego miałabym nie wierzyć? Przeztelefon był bardzo przekonujący. Zna pani jego przeszłość? Oczywiście. I mimo to uwierzyła mu pani? Człowiekowi, który ma nakoncie wyrok za rozbój i nieumyślne spowodowanie śmierci? Kwestia zaufania. Raczej głupota  mruknął Sobolewski. Postawi mi pan zarzuty? Ma pani inny pomysł?  patrzył na nią wyczekująco, li-cząc, że powie to, co chciał usłyszeć. Proszę pytać  odezwała się po chwili. W końcu po topan tu przyszedł. Jak długo go pani u siebie przechowywała? Około dwóch tygodni. Jakieś daty? Nie jestem pewna.Zjawił się chyba zaraz na początkulistopada.Potem powiedział, że wraca do siebie, gdy zorien-tował się, że już nie obserwujecie mieszkania.Krzysztof pomyślał, że pourywa chłopakom głowy za brakdyskrecji. Ale ja go nie zapraszałam  mówiła dalej Izabela.Wprowadził się bez mojej zgody.Policjant popatrzył na nią z zainteresowaniem. Co pani ma na myśli?  To, co powiedziałam. Groził pani? Powiedział, że zostanie u mnie przez jakiś czas nawetwbrew mojej woli.%7łe nie znamy się od wczoraj.I że powinnambyć miła dla mordercy. Ma pani doskonałą pamięć  stwierdził Sobolewski,przyglądając jej się uważnie. Tak powiedział. Lepiej bądz miła dla mordercy  po-wtórzyła kobieta. Nie codziennie ktoś mi grozi. Bała się pani? Może zle go pani zrozumiała?Popatrzyła na niego, jakby był niespełna rozumu.Mimo toKrzysztofowi coś jeszcze nie dawało spokoju. To pies obronny  wskazał dobermana. I, jak widzę,wytresowany.Nie mogła go pani postraszyć? Lestat zna Artura.Nigdy by się na niego nie rzucił. Nawet sprowokowany? Pan wybaczy, ale nie miałam dość odwagi, by sprawdzić uśmiechnęła się drwiąco. Jestem tylko kobietą. Obawiam się, że płeć nie ma tu nic do rzeczy.I myślę, żepani kłamie  powiedział Krzysztof z namysłem. Gdyby tenmężczyzna chciał pani zrobić krzywdę, pies rozszarpałby go nastrzępy.Oboje to wiemy. Ciekawa teoria.Na szczęście tego nie zrobił, prawda? odparła, wytrzymując jego badawcze spojrzenie. Jeszczejakieś pytania, detektywie?Po przesłuchaniu świat Strzemińskiego skurczył się nagle dorozmiarów wąskiej, wysokiej celi, nie większej od szafywnękowej w jego mieszkaniu.Jej jedynym wyposażeniem byłostojące przy ścianie łóżko, które nie zasługiwało na to miano.Szorstki bury koc gryzł nawet przez ubranie.Leżąc na wznak,Artur czuł, jak włókna drażnią mu skórę na plecach, nie miałjednak dość siły, by zmienić pozycję.Od lamperii pokrytychzłuszczoną olejną farbą odbijało się światło gołej żarówki,dyndającej u sufitu na żałosnym kawałku kabla.Bliski paniki dziennikarz skupił się na obserwacji wiszącego nad głową żeliwnego kaloryfera i małego zakratowanego okna.Najpierw liczył żebra, potem kwadraty w gęstej drucianejsiatce.To drugie było trudniejsze.Okno było wyżej, oczka wsiatce, widziane z tej odległości, rozmywały się i nakładały nasiebie.Czasem jego wzrok wędrował w kierunku masywnychdrzwi, których integralność naruszał spory otwór judasza.Zanimi też były kraty.Był wdzięczny losowi, że przynajmniej ichnie musi liczyć.Miał ochotę zasnąć na bardzo długo, ale tylkodrzemał.Budził się po kilku minutach i długo dochodził dosiebie, by w końcu wrócić do przerwanych wyliczeń, którezaczynał od początku.Jeden, dwa, trzy, sto cztery, sto pięć, stosześć.Jednak numeryczna rzeczywistość, którą wciąż tworzyłod nowa, nie mogła uwolnić go od zmęczenia i lęku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Graham Heather (Pozzessere Heather Graham) Tajemnice zamku Lochlyre (Mordercza gra)
    Molist Jorge Zdrada. Katarzy kontra Strażnicy Œwištyni
    Michalak Katarzyna Sklepik z niespodzianka 01 Bogusia
    Miszczuk Katarzyna Berenika Wilk 02 Wilczyca
    Katarzyna Miller, Monika Pawluc Byc kobieta i nie zwariowac
    § Upalne lato Marianny Zyskowsa Ignaciak Katarzyna(1)
    Chmiel Katarzyna Karina Syn G Parth Galen
    § Kiedyœ pod błękitnym księżycem Enerlich Katarzyna
    Chmiel Gugulska Katarzyna Syn Gondoru
    § Kwiat diabelskiej góry Enerlich Katarzyna
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • meypaw1.opx.pl