[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeślido tego czasu nie oddam im Cristiny Sagnier żywej i całej, a wkażdym razie żywej, odbiorą mi sprawę i przekażą Marcosowi iCastelo, którzy od dawna już czekają na swoją szansę, i zapewniampana, że jej nie zmarnują.- Proszę zatem nie tracić czasu.Grandes głośno westchnął, ale skinął potwierdzająco głową.- Mam nadzieję, że jest pan świadom tego, co pan czyni. 19Wyliczyłem sobie, że musiała dochodzić dziewiąta, kiedyinspektor Victor Grandes zostawił mnie w pokoju sam na sam ztermosem wystygłej kawy i swoją paczką papierosów.Postawiłjednego ze swych ludzi przy drzwiach, rozkazując, by pod żadnympozorem nie wpuszczał tu nikogo.Pięć minut po jego odejściu usłyszałem, jak ktoś wali w drzwi, iprzez szybę okienka rozpoznałem twarz sierżanta Marcosa.Niemogłem usłyszeć, co mówi, ale kaligrafia jego warg nie pozostawiałażadnych wątpliwości.Szykuj się, sukinsynie.Resztę przedpołudnia spędziłem, siedząc na parapecie okna iprzyglądając się ludziom, którzy mieli się za wolnych, przechadzalisię za moimi kratami, palili papierosy i ssali kostki cukru z tymsamym rozanieleniem na twarzy, jakie często widywałem upryncypała.W południe dopadło mnie zmęczenie, albo może tylkozamroczenie z rozpaczy, i wyciągnąłem się na podłodze twarzą dościany.Zasnąłem w kilka sekund.Kiedy się obudziłem, w pokojupanował półmrok.Zmierzch już zapadł i ciemnożółta poświata latarniz Via Layetana rzucała na sufit ruchome cienie samochodów itramwajów.Wstałem, czując przeszywający całe ciało chłód podłogi, istanąłem w kącie pokoju przy kaloryferze, zimniejszym od moich rąk.W tej samej chwili usłyszałem, jak za moimi plecami otwierająsię drzwi, więc odwróciłem się i zobaczyłem stojącego na progu inspektora.Na znak Grandesa jeden z jego ludzi zapalił światło izamknął drzwi.Twarde, metaliczne światło uderzyło mnie po oczach ioślepiło na chwilę.Kiedy odzyskałem widzenie, naprzeciw stałinspektor, sponiewierany nie mniej niż ja.- Chce pan może pójść do łazienki?- Nie.Wykorzystując sytuację, postanowiłem wysikać się podsiebie, sposobiąc się na chwilę, kiedy wyśle mnie pan do gabinetugrozy słynnych inkwizytorów Marcosa i Castelo.- Cieszę się, że nie stracił pan poczucia humoru.Bo bardzo panubędzie potrzebne.Proszę usiąść.Zajęliśmy nasze miejsca sprzed wielu godzin i spojrzeliśmy nasiebie w milczeniu.- Starałem się potwierdzić podane przez pana informacje.- I jak?- A od czego mam zacząć?- To pan jest policjantem.- Pierwsze kroki skierowałem do kliniki doktora Triasa, na ulicęMuntaner.Wizyta była krótka.Doktor Trias zmarł dwanaście lattemu, a gabinet od ośmiu lat należy do pana Bernata Llofriu, dentysty,który, co tu dużo mówić, nigdy o panu nie słyszał.- Niemożliwe.- Spokojnie, najlepsze jeszcze przed nami.Stamtąd poszedłem docentralnej siedziby Banku Hispano Colonial.Wystrój robi wrażenie.Obsługa bez zarzutu.Zacząłem poważnie zastanawiać się nadotwarciem tam konta.Dowiedziałem się, że nigdy nie miał pan żadnego konta w tym banku, że nigdy nie słyszeli o nikim o nazwiskuAndreas Corelli i że w chwili obecnej nie mają żadnego klientaposiadającego konto w dewizach w wysokości stu tysięcy frankówfrancuskich.Mam mówić dalej?Zacisnąłem wargi, ale przytaknąłem.- Następnie udałem się do kancelarii zmarłego mecenasa Valery.Tam zdołałem stwierdzić, że owszem, posiada pan konto bankowe, alenie w Hispano Colonial, tylko w Banku Sabadell, z którego to kontapół roku temu dokonał pan przelewu na rzecz kancelarii w wysokościdwóch tysięcy peset.- Nie rozumiem.- To proste.Wynajął pan mecenasa Valerę, zachowującanonimowość, a przynajmniej tak się panu wydawało, bo bankiobdarzone są pamięcią poetów i wystarczy, że wyfrunie z nich choćbygrosik, a nigdy tego nie zapomną.Muszę panu wyznać, że od tejmniej więcej chwili cała sprawa zaczęła mnie rajcować, więcpostanowiłem odwiedzić zakład pomników nagrobnych Sanabre iSynowie.- Nie powie mi pan, że nie widział anioła.- Widziałem, widziałem.Fascynujące.Tak jak list, własnoręcznieprzez pana podpisany trzy miesiące temu, zlecający wykonanienagrobka, i pokwitowanie przyjęcia opłaty z góry, odłożone przezzacnego Sanabre między księgi rachunkowe.Bardzo miły człowiek ztego Sanabre; potrafi być dumny ze swej roboty.Wyznał, że to jegonajwiększe dzieło, że go sam Pan Bóg natchnął. - A nie zapytał go pan o pieniądze, które Marlasca zapłacił mudwadzieścia pięć lat temu?- Zapytałem.Miał pokwitowania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Graham Heather (Pozzessere Heather Graham) Tajemnice zamku Lochlyre (Mordercza gra)
    KaseyM Romney Marsh 06 Podwójna gra panny Lisette
    206. Harlequin Romance Wentworth Sally Podstępna gra
    Palmer Diana Gra o wysokš stawkę
    Neil Strauss Gra ver.2
    § Szymańska Justyna Gra o miłoœć
    GRA W CZERWONE Katarzyna Rygiel
    Zabojcza gra Stout Rex
    Meyer Marissa Saga księżycowa 01 Cinder
    032. A.C. Crispin Trylogia Hana Solo III ÂŚwit rebelii
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulinaskc.xlx.pl