[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.*Alek, choć nikogo to nie interesowało, też stąd poszedł.Jeszcze tylko nachwilę stanął pośrodku pola i zadał sobie pytanie, czy aby na pewno.Widział tartak, który przestał już być tartakiem, i dom Myśliwskich,jasne bruzdy dróg i niebo takie szerokie, że chciało się latać.Trochędalej, na zakręcie, widział swój dom.Na zewnątrz wybielone mury,wewnątrz pusto.Bez kobiety, bez mebli.Jeszcze kapliczka z BłękitnąMadonną, która była jak drzazga w oku, i pegeery, które aż tutajcuchnęły biedą, i te pola.Taaak pola.Wiatr na nich szumiał jak morze.Nawet ładnie tu było, to fakt, a jednak dla niego za duszno.Za duszno,bo za długo w jednym miejscu. Po co ja tu jeszcze siedzę? pomyślał. Wszyscy stąd idą, a ja co?Przecież zawsze chodziłem, gdzie chcę i poszedł.I było wszystko jak należy.Horyzont, zachód słońca, ciemnasylwetka na tle tego zachodu, która szła w stronę tego horyzontu i wkońcu znikła gdzieś tam, gdzieś tam& Sama i bez słów.Bez myśli nazewnątrz.Dokładnie skończona w obrysie swojego ciała, które jak gąbkawchłaniało w siebie słońce.(Daniel Odija 2001/2002)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]