[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie ma szans stwierdza Belinda, ale po chwili wraca doprzymierzalni, sięga po telefon i rozpoczyna negocjacje.Słyszę, jak pytamatkę, czy ojciec przysyłał ostatnio jakieś czeki, a z tonu jej następnejwypowiedzi wnioskuję, że odpowiedz brzmiała jak zawsze: nie.Kilkadziesiąt sekund pózniej Belinda wyłania się zza zasłony, jużprzebrana w swoją wyblakłą koszulkę polo i obcisłą zgniłozielonąspódniczkę.Ma ponurą minę. Twoja kolej, Kirb mówi.%7łal mi przyjaciółki, ale spoglądam w dół na swoją czarną sukienkę zobniżoną talią i uznaję, że naprawdę mi się podoba.Wystarczającodobrze leży i jest elegancka nie tylko z uwagi na kolor, ale także zewzględu na ogólny styl.Plus: jest oryginalna.Nikt nie będzie miał takiejsamej.Poza tym kiedy chodzę, frędzelki się kołyszą, co wygląda bardzoefektownie.Domyślam się, co dopiero będzie w tańcu. Pasuje do ciebie zachwyca się Belinda, siedząca po turecku napodłodze. Jest super.Mama i Charlotte zgadzają się, że sukienka wygląda świetnie.Proszę siostrę, żeby zrobiła mi zdjęcie telefonem.Przybieram pozę zręką na biodrze i jedną nogą wysuniętą do przodu na wzór gwiazd zmagazynów, ale chyba robię coś nie tak, bo głupio się czuję i na zdjęciuteż wychodzę idiotycznie.Proszę więc Charlotte, żeby spróbowałajeszcze raz, i tym razem staję normalnie. Wyślesz zdjęcie Marianne? zgaduje mama.Jej ton jest swobodny,ale wiem, że ją to zasmuca, przez co jest mi jej żal, a jednocześnieogarnia mnie irytacja. Nie, mamo odpowiadam.Chociaż może i przyszło mi do głowy,żeby pokazać Marianne moją sukienkę na bal.Jakbym chciała ją jeszczeraz zapewnić, że nie mam do niej pretensji o tamte drogie ciuchy.Pozatym jestem pewna, że kreacja by jej się spodobała. Tak, tak! Zrób to! woła Charlotte. Mogłaby ci doradzić jakieśdobre buty i torebkę, i biżuterię. Chwileczkę! Buty, torebka, biżuteria? mityguje ją mama. Niewiem, czy nam się to zmieści w budżecie.Możecie pożyczyć coś odemnie. Albo jeszcze lepiej przerywa jej Charlotte możesz poprosićMarianne, żeby ci coś pożyczyła.Na pewno ma genialną biżuterię ibuty& Jaki nosi rozmiar? Ten sam, co ja odpowiadam. Trzydzieści siedem.Mama, która nosi czterdziestkę, zaciska wargi, a potem mówi: Cóż, jestem pewna, że Marianne spodoba się sukienka.I na pewnonie będzie jej przeszkadzać, że jest czarna.Kiwam głową, bo wiem, że to prawda, i mam nadzieję, że Philip teżpochwali mój wybór.Shelly podaje nam cenę, nieco wyższą niż w wypadku Charlotte, alena szczęście ta sukienka również jest przeceniona.Spoglądam na matkę,a ona przyzwalająco kiwa głową. Wezmę ją mówię do Shelly, a potem rozpinam suwak, zdejmujękreację i uśmiecham się do mamy z wdzięcznością. Dzięki mówiębezgłośnie, wręczając jej strój. Proszę bardzo odpowiada szeptem, a potem zabiera obiesukienki do kasy.Kiedy idę się przebrać z powrotem w szkolny mundurek, Belindawchodzi za mną do przymierzalni.Wygląda na przygnębioną.Patrzę nanią współczująco i pytam: Naprawdę nic innego ci się nie podobało? Nie w porównaniu z tamtą odpowiada. No dobrze.Ile masz oszczędności? pytam, ale nie czekam naodpowiedz, bo i tak ją znam. Okej.Pożyczyłabym ci trochę forsy, alewszystko wydałam na bilet do Nowego Jorku.A poza tym: czterystadolców? To idiotyzm wydawać tyle na kieckę, którą włożysz tylko raz. Chyba że się jest Marianne mówi Belinda. Założę się, że dla niejto tyle co nic.Szczęściara z ciebie, że masz bogatą krewną.To pierwszy raz, kiedy ktoś określił Marianne jako moją krewną ,bogatą czy nie, i chociaż podoba mi się brzmienie tego słowa, to myślę ociuchach, które odesłałam, i uświadamiam Belindzie, że to Marianne mapieniądze, nie ja.Belinda wzdycha, a potem wraca do drugiej przymierzalni, w którejzostawiła swoją podróbkę torby od Gucciego.Kilka chwil pózniej siedzimy już w samochodzie, Charlotte z przoduobok mamy, a Belinda i ja z tyłu.Sprawdzam telefon i znajduję esemesaod Philipa to już trzeci dzisiaj. Udało się?.Oczywiście chodzi mu o sukienkę, więc odpisuję: Tak.Znalazłamto, czego chciałam.Odpowiedz przychodzi niemal natychmiast: Chodzi ci o sukienkę,czy o chłopaka?. O jedno i drugie wystukuję w przypływie pewności siebie, apotem dodaję średnik i nawias choć kiedyś przysięgłam sobie nigdynie używać emotikonów. Piszesz do Philipa? pyta Belinda.Uśmiecham się i kiwam głową. A ty miałaś dziś wiadomości od Jake a? Poczekaj, sprawdzę. Sięga do torby i wyciąga iPhone a wraz zpaczuszką gumy cynamonowej.Wyjmuje gumę i podaje mi paczuszkę.Biorę ją, wyciskam na dłoń dwie czerwone pastylki i pochylam się, żebywrzucić gumę z powrotem do torby.Wtedy właśnie coś przyciąga moje spojrzenie fragmentniedającego się pomylić z niczym innym turkusowego jedwabiu,upchanego na dnie torby.Zerkam na Belindę, marszcząc brwi, a onapodnosi znad telefonu wzrok, w którym maluje się mieszanka wstydu izaczepności.Nie patrzyła tak na mnie, odkąd w czwartej klasiepodstawówki złapałam ją na kłamstwie dotyczącym nocowania u AmyBunce.Zaprosiły mnie wtedy na piżamowe party, po czym odwołały jew ostatniej chwili, twierdząc, że matka Amy dostała straszliwejmigreny.Nigdy jej tego nie wypomniałam, ale bolało mnie to bardzodługo i do dziś nie rozumiem, jak mogła mi coś takiego zrobić.Teraz czuję się tak samo: jestem zdezorientowana i mam poczuciezdrady, chociaż nie do końca wiem dlaczego.Belindzie zdarzały siędrobne kradzieże: paczka papierosów, jakaś tania biżuteria.Kiedyśzwinęła nawet legginsy, ukrywając je pod dżinsami.I choć nigdystanowczo jej za to nie potępiłam, to wspominałam często, że takierzeczy nie są warte ryzyka.Poza tym zawsze raczej obśmiewałam takiesytuacje.Tym razem jednak jest inaczej.Po pierwsze, nie powiedziała mi, coma zamiar zrobić.Po drugie, sukienka kosztowała czterysta dolarów.Cholera przecież to może być prawdziwe przestępstwo.Staram sięzłapać z nią kontakt wzrokowy, ale ona nie chce na mnie spojrzeć iesemesuje jak szalona, udając, że to ją pochłania do szczętu.Zastanawiam się, co by zrobili moi rodzice, gdyby się dowiedzieli pewnie zabroniliby mi się z nią spotykać.Ale z jakiegoś powoduzaczynam również zachodzić w głowę, co by zrobiła Marianne.Jak byzareagowała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]