[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż nigdy nie przyzna, z któregogrzechu został zrodzony, fakt, że zawsze przywdziewa krótką czerwoną szatę i nosi złotą koronę,mówi sam za siebie.Pycha.Stoi tyłem do mnie, podziwiając grafikę Dorego przy kuchni.Zastanawiam się, czy się nie wycofać, zamykając drzwi w ogóle mnie tu nie było  ale dostrzegam, jak strzyże szpiczastym uchem, i pojmuję, że już zapózno.Wchodzę i zamykam drzwi za sobą. To wizyta towarzyska, Bericie, czy czegoś potrzebujesz?Odwraca się powoli, skrobiąc podkową po linoleum, zostawiając wśród stokrotek tlące się nacięcie. W jego płonących czerwonych oczach nie ma ani krzty-ny humoru, a kiedy wykrzywia w grymasiepłaską, ściągniętą twarz, błyska kłami.Odzywa się niskim, zgrzytliwym sykiem: Od ciebie potrzebowałem, żebyś wykonywał swoją pracę, Lucyferze.%7łebyś ją wykonywał, niewbijając mi noża w plecy.Naprawdę sądziłeś, że zasługujesz na moje stanowisko? No ale teraz jużwszyscy wiemy, że nie, prawda? Zademonstrowałeś swoją niekompetencję w sposób wyjątkowowidowiskowy, zwłaszcza dla króla Lucyfera.Odór psiego oddechu i gnijącego mięsa zagłusza siarkę.Czuję go, zanim słyszę warkot.Piekielne psy.No świetnie. W tym budynku nie wolno trzymać zwierząt, Bericie.Bardzo mi przykro, ale będziesz musiałzabrać pieska. zerkam na drzwi łazienki, kiedy wyłaniają się z niej trzy potężne czarne psy, w tymjeden o trzech głowach, i wszystkie z płonącymi czerwonymi ślepiami, które charakteryzująstworzenia piekielne  och, przepraszam, pieski, i wyjść. Jaka szkoda.Myślałem, że będziemy się dobrze bawić.Jesteś tu już tak długo, że przyszło mi dogłowy, że trochę tęsknisz za domem. Nie, naprawdę mi tu dobrze, dziękuję.W błysku dymiącego czerwonego światła przenosi się na drugą stronę pokoju i dławię się, kiedypłonąca pięść zaciska się na moim gardle, niemal unosząc mnie nad ziemią.I po raz pierwszy zdajęsobie sprawę, że naprawdę jestem człowiekiem, bo moje płuca łakną powietrza, kiedy tak wiszępozbawiony dopływu tlenu. Zupełnie ci tu nie jest dobrze!  grzmi i rzuca mną przez pokój.Uderzam ciężko o ścianę, twarzą do przodu, i padam na podłogę w łapy psów, z wysiłkiem łapiącpowietrze.W tej chwili zamienianie się w człowieka naprawdę działa na moją niekorzyść, a krew płynąca mi po czole i do oczu zdecydowanie nie pomożemi w starciu z psami.Siadam, na luzie przecierając czoło ramieniem, ignorując rwanie w głowie i warkot psów. Czy to naprawdę było konieczne? Czerwone oczy Beritha płoną, a jego twarz rozciągasię w ohydnym uśmiechu. Krew? Och, z każdą chwilą jest coraz lepiej mówi, podchodząc, i szybkim ruchem pazura przejeżdża mi po klatce piersiowej, przecinająctiszert i ciało jak miękkie masło.Kiedy więcej krwi sączy się z rany na mojej piersi, podnosi głowę,niucha w powietrzu i wykrzywia twarz. Wiedziałem, że nie pachniesz, jak należy.Chociaż mogłemmieć katar. Krwawe oczy zerkają na psy. To oszczędzi mi zaciągania cię do Czeluści Ognia.O wiele łatwiejniż z Belialem i Avairą. Powoli kręci głową, żałosne skrzywienie chropawych ust. Trójka moichprymusów.jakaż szkoda. Błyska oczami. Aczkolwiek taki właśnie jest los zdrajców.KrólLucyfer zobaczy, jaki popełnił błąd w osądzie, kiedy to ja oznakuję duszę tej małej.Ty i Belial nigdyna to nie zasługiwaliście.Belial i Avaira wrzuceni do Czeluści Ognia.Powinienem być zachwycony, a mnie się wszystko wśrodku przewraca.W Podziemiu nie ma drugiej szansy.Wzdycha i uśmiecha się. Mawiają, że jeśli chcesz, by robota była wykonana dobrze, musisz wykonać ją sam.Ale ja nie rozu-miem, Lucyferze.To powinno być proste.Taka maleńkie, bezradne coś.Twarz Frannie, tak zapraszająca do pocałunku, pojawia mi się przed oczami.Maleńka  tak.Alezdecydowanie nie bezradna.Zerka na psy.  Cerber, Bargest, Gwyllgi, zostawiam was do wykonania zadania.Ja mam swoje  przenosi wzrokna mnie  a w zasadzie powinienem powiedzieć  twoje" zadanie do wykonania.I wtedy się przeobraża w ludzką postać.M oj ą ludzką postać.Nie!Przełykam strach z gulą w gardle. Naprawdę nie sądzę, żebyśmy byli w stanie robić za blizniaków, Bericie.W końcu staramy się niewzbudzać podejrzeń.Blizniaki przyciągają za dużo uwagi mówię, wstając z podłogi.Patrzę, jak moja twarz wykrzywia się do mnie. Nie martw się.Niedługo będziemy we dwóch zapewnia.Strzela palcami i psy rzucają się na mnie, nim on dociera do drzwi.Ileż ja bym w tej chwili dał za paczkę psich krakersów.FRANNIEBudzę się, gdy błyskawica przeszywa mi mózg.Przewracam się na bok i wstrząsana torsjami wiszęnad śmietnikiem, kiedy obraz Luca, leżącego bezwładnie na podłodze i pokrytego krwią, migocze podmoimi powiekami. Nie!Spanikowana mama staje przy moim łóżku. Frannie, jesteś chora? Co się stało?W otępieniu mogę powiedzieć tylko  nie".I powtarzać raz za razem.Zupełnie jakby wszystkiekomórki mojego mózgu miały zwarcie.Nie mogę funkcjonować.Ani myśleć.Zaczyna mnie podnosić do pozycji siedzącej. Chodz, kochanie.Pojedziemy do lekarza. Odzyskuję głos. Nie! Muszę do Luca. Serce mi bije niemożliwie szybko, grozi mi hiperwentylacja, gwiazdy mitańczą przed oczami. Muszę go znalezć.I właśnie wtedy na podjezdzie rozlega się dzwięk klaksonu.Wyskakuję z łóżka i biegnę do okna.Lucparkuje w swojej shelby cobrze.Uśmiecha się do mnie i macha ręką wytkniętą przez okno. O Boże!  Czuję, jak krew znowu zaczyna mi płynąć.%7łyje. Muszę iść, mamo  mówię,zapinając dżinsy pod luznym tiszertem i ruszając w dół na drżących nogach. Frannie! O co chodzi?  pyta mama, goniąc mnie. Nic, daj mi tylko chwilę. Wychodzę za drzwi i zatrzaskuję je za sobą.Podbiegam do auta iwskakuję do środka, rzucając się na Luca. Tak się cieszę, że cię widzę  mówi z szelmowskim błyskiem w oku.Odsuwam się i patrzę na niego.%7łyje  jeszcze. Coś się wydarzy.Widziałam cię. Co, Frannie? Co widziałaś?  Nie wygląda na przestraszonego ani zatroskanego.Jeśli w ogólemiałabym jego wygląd określić, to słowem  żądny" albo  spragniony". Widziałam krew.a ty. Nie żyłem?  kończy z szerokim uśmiechem.Kiwam tylko głową. Czy wyglądam na martwego, Frannie? Teraz nie.Ale to się stanie. Co? Co ma się stać? Nie wiem.może Belial. Zająłem się Belialem  przerywa mi, potrząsając głową. Już nie musisz się nim przejmować. Co to znaczy? Nie żyje? Bardzo.  No to chodzi o coś innego.Wiem, że jesteś w niebezpieczeństwie. Nic mi nie będzie, nie martw się.Ale się martwię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Golon Anne & Golon Serge Markiza Angelika 09 Angelika i demony
    Smith Lisa Jane Tajemny kršg 1 Inicjacja. Zakładniczka
    Smith Lisa Jane Pamiętniki wampirów 5.2 Uwięzieni
    Smith Lisa Jane Pamiętniki wampirów 4 Mrok
    See Lisa Kwiat œniegu i sekretny wachlarz
    Lisa Marie Rice Woman On The Run
    Lisa Gardner Trzecia ofiara
    Jackson Lisa Intymnoœć
    Jackson Lisa Intymnoœć (2)
    Lisa Henry The Island
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kbotik.keep.pl