[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spotkanie zaraz się zacznie.Siłował się, gdy strażnik chwycił go za ramię, walczył trochę, nie za mocno.- Wiecie, że tego nie zrobiłem.Myślicie, że dacie radę to wszystko zatuszować, kiedywyjdę na wolność? Tak pan myśli, Brix?Wysoki gliniarz stanął przy drzwiach.- Oto moja propozycja.- Hartmann pochylił się nad stołem.- Wychodzę stąd.Nierobię nic w sprawie nękania.Nieuzasadnionego aresztowania.Nielegalnego najścia iprzeszukania.Tylu problemów mógłbym panu przysporzyć.i wszystko zapomnę.Brix słuchał.- W zamian pan zachowa dla siebie wszystko, co powiedziałem.Naprawdę dla siebie.%7ładnych przecieków do prasy.%7ładnych wzmianek o próbach samobójczych.Nic.Mówi pan,że Hartmann został przesłuchany z powodu nieporozumienia.Został uznany za niewinnego izwolniony.Cześć pieśni.Brix westchnął głęboko, przyłożył długi palec do policzka.- Za tydzień mogę być burmistrzem.Lepiej, żebyśmy żyli w dobrych relacjach.Moglibyśmy zacząć od zaraz.- Wyciągnął rękę.- Nie sądzi pan?- Proszę tu zostać - polecił Brix.Wyszedł na korytarz i skontaktował się z centralą.- Zarządzcie poszukiwania Lund.Holcka nigdzie nie było widać.Zeszła znowu do piwnicy.Z latarką w lewej ręce, glockiem w prawej, posuwała się do przodu.Pachniało tu wilgocią, pyłem i rozlanym olejem.Na ścianach wisiały półki znarzędziami.Stos drewnianych palet.Silnik w kawałkach.Nieskończony mebel, może szafa,gołe drewno z młotkami, wkrętakami, gwozdziami i piłą.Nigdzie śladu Holcka.Szła dalej.Minęła worki cementu, kafelki i cegłę.Glock drżał jej w dłoni.Nigdy z niego nie strzelała, poza strzelnicą.Biały strumieńświatła latarki podskakiwał, gdy szła.Niczego nie znalazła.Idiotka, pomyślała.%7łe idzie sama.%7łe nie wezwała Meyera.Nie ściągnęła posiłków,jakiejś pomocy.Dlaczego to zrobiła?Nie miała pojęcia.Taka właśnie była.Cała ona.Kobieta, która wywalczyła sobie drogę do rangi podkomisarza Wydziału Zabójstw.Zdobyła tę pozycję dzięki wynikom, nie dzięki polityce czy jakiejś koncepcjirównouprawnienia, którą w głębi duszy pogardzała.Była dobrym gliną.I dobrą matką.Przejmowała się, dbała.Ale i tak była sama.Może zawsze będzie.Outsiderka.Niepasująca do świata, zeswoimi zwyczajnymi ciuchami, końskim ogonem, błyszczącymi oczami, które szukająniestrudzenie.Poszła sama, bo uznała to za stosowne.Chciała być pierwsza.Zobaczyć ich twarze,jak przyjeżdżają pózniej, po niej.Zwykle to się sprawdzało.Jeszcze snop latarki w róg.Rząd ceramicznych przedmiotów, wanny, umywalki,sedesy i bidety.Lund zaklęła, odwróciła się i ruszyła do wyjścia.Postanowiła zadzwonić do Meyera,wściekła na siebie, że jest taką impulsywną idiotką.Jakaś postać przemknęła w ciemności, z lewej na prawą.Pistolet został tam, gdzie był.Opuszczony.Sięganie po spluwę nigdy nie było jejnaturalną reakcją.I nigdy nie będzie.Chciała najpierw rozmawiać.Chciała wiedzieć.- Holck.Znowu ta postać.Z czymś ciężkim w ręku.Klucz do kół.Cztery stalowe odnogi, jakjakaś średniowieczna broń.Bliżej.Za blisko.Słyszała go, czuła, że się zamachnął.Pistolet się poruszył, ale zbyt wolno.Napastnik się uchylił i w tym momencie zobaczyła coś połyskującego w promieniulatarki.Twarda stal spadła na głowę Lund, a ona osunęła się na twardą podłogę.Był to niedrogi hotel w Bredgade, obok handlowej ulicy Stroget.Sto koron zaszkocką.Trochę mniej za piwo.Pernille siadła przy barze, torebkę postawiła obok.Trzeci przystanek tej nocy.Wkażdej knajpie mocne trunki.Tak jak kiedyś, gdy była młoda i w zasadzie nic się nie liczyło.Kiedy mogła sięwymknąć rodzicom, wałęsać po niebezpiecznych dzielnicach, zakazanych miejscach, patrzeć,jak pochłania ją noc.U jej boku siedział mężczyzna, którego wtedy by wyśmiała.Korpulentny, zadowolonyz siebie, opalony, w odrobinę za ciasnym garniturze.Ale stawiał.- Mam własną firmę - opowiadał, zamawiając kolejne drinki.- Zacząłem od zera.Był to bar hotelowy.A oni byli w nim jedynymi gośćmi.Miejscowi tu nie zachodzili.Tylko goście zagubieni w mieście, samotni nocą.- Zajęło mi to pięć lat.- Był Norwegiem.- Mam trzydziestu pracowników, filię wDanii i produkcję w Wietnamie.W telewizji leciał materiał o kolejnym zwrocie w wyborach do Ratusza.Przysunął bliżej swój stołek, zauważył, że ona ogląda wiadomości.- Paskudna sprawa.W Oslo piszą o niej w gazetach. Rada będzie głosować nad wykluczeniem Hartmanna - mówił reporter.- Mają byćmu postawione zarzuty, chociaż z niektórych doniesień wynika, że może tak się nie stanie..Dotknął jej ramienia.- Dużo podróżujesz? - Roześmiał się.- Ktoś powiedział, że podróże nadają życiu sens.Widać nie podróżował w interesach.Dwadzieścia nocy w miesiącu.Wzniósł toast.- Ale czasami człowiek może porozmawiać z miłą damą, w miłym barze.Nie jest takzle.Uśmiechał się i patrzył na nią pożądliwie.Ona upiła wielki łyk drinka.Nie za bardzo jej smakował.Nic jej już za bardzo nie smakowało, nic się nie podobało.Chłopcy.Lotte.Theis.Uwięzione w nieskończonym poszukiwaniu, w pogoni za wyjaśnieniem, jej życie wpadło wdziwną otchłań.Nie mogła spać, nie mogła czuć, nie mogła się śmiać, jasno myśleć.Pernille pomyślała o dawnej sobie, ślicznej dziewczynie, która flirtowała w kolejnychbarach w mrocznym i brudnym Vesterbro, kusząc młodych chojraków, aż znalazła tegowłaściwego.Nic się nie liczyło.Ani wtedy, ani teraz.Spojrzała na mężczyznę.Zastanawiała się, jaki on był w tym wieku.Pewny siebie.Przystojny.Słaby i posłuszny.- Chodzmy do twojego pokoju - powiedziała.Norweg wpatrywał się w nią jak ogłuszony.Pernille wstała, wzięła torebkę z podłogi.On nieco drżącymi palcami chwycił klucz.- Proszę wszystko dopisać do mojego rachunku - polecił barmanowi, a potem podążyłza nią do drzwi.Pokój nie był duży.Podwójne łóżko, lśniący stolik.Laptop na biurku.Meble w złymguście, których nie kupował nikt oprócz hoteli.Norweg był podenerwowany, spięty, bawił się kluczami, macał po ścianie wposzukiwaniu włącznika światła.Na łóżku leżały ubrania.Koszula.Majtki.Zgarnął je z pościeli, wrzucił do szafy.- Nie wiedziałem, że będę miał towarzystwo.Chcesz drinka?Tej samej wielkości był pokój Nanny.Nie dostrzegła tu nic osobistego.Nic, comogłaby zapamiętać.- Jako student pracowałem za barem w Grand Hotelu w Oslo.Powiedział to, jakby się chwalił wielkim osiągnięciem.Tak jak o zakładaniu firmy izakładu produkcyjnego w Wietnamie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]