[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dwie wizyty, Alfredzie.Proszę.Dwie.Zaskoczył ją jego śmiech.- Jesteś upartą panienką.Dobrze.Dwie wizyty.Pod nadzorem Wi-lloughby'ego.RLT - Dziękuję.Pocałował ją we włosy, mniej niezdarnie niż wcześniej.- Dobrze.- Wstał.- I porozmawiasz z mamą? Przekonasz ją, żeby się zgodziła?- Tak, oczywiście.- A ja ją przekonam, żeby się zgodziła na dziecko.Mógłbyś kupić jejpianino.To na pewno pomoże.Ich oczy spotkały się na chwilę i oboje wiedzieli, że połączyła ichwięz.Alfred kiwnął głową, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.- Alfredzie - odezwała się Lidia.- Jak na kogoś, kto nigdy nie był oj-cem, bardzo dobrze ci idzie.Znów się zaczerwienił i ze skrępowaniem potarł podbródek, aleuśmiechał się, wychodząc z pokoju.*- Mamo.Brak odpowiedzi.Walentyna chowała twarz za gazetą, ale Lidia wątpiła, żeby czytała.W ten sposób zapewniała sobie prywatność.Od czasu do czasu przy-tupywała niecierpliwie stopą obutą w aksamitny pantofel.Atmosferaprzy kolacji była drętwa, ale potem w salonie Alfred zapytał:- Lidio, czy grasz w szachy?- Tak.- Może partyjkę?- Chętnie.- Wspaniale.Przyniósł przepiękne stare szachy z kości słoniowej i bez trudu jąpokonał, ale czegoś się przy tej okazji dowiedziała.O grze.O nim.I osobie.Jego cierpliwość była imponująca, ale dyscyplina umysłowa zbytsztywna, natomiast jej zbyt impulsywna.To była zarazem jej siła i sła-bość.Musiała zwolnić.- Dziękuję - powiedziała, kiedy jej król leżał na szachownicy.- Zostaniesz dobrym graczem, moja droga, jeśli tylko.RLT - Pomyślę, nim zrobię ruch.Wiem.- Właśnie.- Uśmiechnął się do niej, a jego brązowe oczy za oku-larami były pełne ciepła.- Właśnie.- Wyszedł z pokoju, żeby odnieśćszachy na miejsce.- Mamo.Walentyna powoli opuściła gazetę i popatrzyła zimno na Lidię.- Czy Lew Popków znał twoją rodzinę w Rosji?Wyraz twarzy Walentyny nie zmienił się, ale Lidia widziała, że mat-ka nie jest zadowolona.- Pracował dla mojego ojca.Dawno temu - powiedziała krótko iznów zasłoniła się gazetą.Temat zamknięty.RLT 48Chang An Lo otworzył oczy i zobaczył jej twarz.Przez chwilę byłpewien, że to kolejny sen o niej, który zesłali mu bogowie, ale poczułna nadgarstku jej dłoń i łaskotanie jej włosów na policzku, kiedy sięnad nim pochyliła.- Jesteś naprawdę - szepnął.Uśmiechnęła się tym swoim wspaniałym uśmiechem, który skradłmu serce, i już wiedział, że to nie sen.Pochyliła się niżej i pocałowałago w usta, a jej wargi były miękkie i uległe.- To na dowód, że jestem prawdziwa - powiedziała cicho.Przytulił ją na chwilę, poczuł jej chłodny policzek na swojej roz-palonej twarzy, wciągnął do płuc świeży zapach zewnętrznego świataw jej włosach i zapach jej skóry, usłyszał, jak jej krew pulsuje w jegouszach.Taka żywa.Taka pełna ognia.Stracić ją, to jak utonąć w błocie.- Jak się czujesz?- Lepiej.- Gorączkujesz.- W środku już mi lepiej.- Wyciągnął rękę i dotknął płomienia jejwłosów.- Twój widok odgania gorączkę.Roześmiała się i położyła mu głowę na piersi.Została w tej pozycji.Gładził jej jedwabiste, niesforne włosy, które każda rozsądna Chinkanatarłaby oliwą i spięła na gładko klamrami albo związała w ciasnywęzeł.Kochał jej swobodne włosy.- Lidia - powiedział miękko.Uniosła głowę.- Nie mamy dużo czasu - szepnęła i obejrzała się przez ramię nadrzwi.RLT Były otwarte.Stał w nich wysoki, odziany w czarną togę dyrektorszkoły, ale odwrócił się do nich tyłem, trzymając w jednej ręce pas-kudnie śmierdzącego papierosa, a w drugiej podręcznik.Udawał, żeczyta, żeby pokazać, że ich nie słucha.Mimo to mówili szeptem.- Twoi rodzice?- Pozwolili mi zobaczyć się z tobą tylko dwa razy, póki tu jesteś.Alenic nie wspominałam o czasie, kiedy stąd odejdziesz.- Jej bursztynoweoczy płonęły.- Coś wymyśliłam.- Nagle zrobiła się nieśmiała.Bijące od niej światło rozproszyło nieco spowijający jego duszęmrok.Wiedział, że tu nie można niczego wymyślić.Dotknął jej brwi iucha.- Co sprawia, że twoje słowa pulsują tak radośnie? Pochyliła się ni-żej, utkwiła wzrok w jego oczach.- Możemy odejść razem.- Drwisz sobie ze mnie - powiedział.Ale w gardle zaczęła go dławićnieoczekiwana nadzieja i tchnęła życie w jego członki.- Nie, nie, mówię serio - szeptała.- Już wszystko przemyślałam.Po-wiedziałeś, że musisz opuścić Junchow.Wyjadę z tobą.Mam jeszczetrochę pieniędzy i może uda mi się zdobyć więcej.Wystarczy na wyna-jęcie łodzi, żeby przepłynąć po ciemku rzekę, a potem możemy.- Nie.- Tak.Dla bezpieczeństwa będziemy podróżować nocą i spać wdzień.Wiem, że zajmie nam to sporo czasu, ale możemy udać się dale-ko stąd, do jakiejś samotnej wioski.Będę się ubierać po chińsku i nosićtaki wielki kapelusz, jaki miałam na pogrzebie, i nauczę się po manda-ryńsku.- Nie.- Posłuchaj, kochany, to jedyne wyjście.Przemyślałam to.Nie mo-żesz tu zostać, więc nie ma innego sposobu.- Nie, Lidio.Nie.- Nie jestem głupia.To nie byłoby na zawsze.Wiem, że kiedy poczu-jesz się lepiej i odzyskasz siły, będziesz chciał wrócić do obozu komu-nistów i dalej walczyć z Czang Kaj-szekiem.Oczywiście, że to wiem.RLT Ale pójdę tam z tobą.- Zauważył, że jej policzki pokryły się delikat-nym różem i połyskują jak pióra flaminga.- Wiem, że w armii MaoTse-tunga walczą kobiety, więc dlaczego nie miałabym zostać jedną zkomunistycznych bojowniczek?*Po szkole miała tyle do załatwienia.Po pierwsze sukienka.Pobiegłaprzez całe miasto do salonu madame Camellii.- Dziękuję, wygląda zupełnie jak nowa.Krawcowa skłoniła się.Pełen wdzięku ruch starannie uczesanej gło-wy.- Nie ma za co.Proszę jej więcej nie moczyć.- Niech pani zapisze należność na rachunek mojego ojczyma.- Oczywiście, panno Parker.Panno Parker? Panno Parker? Lidia roześmiała się i pokręciłagłową, po czym pobiegła w kierunku Walnut Road, do domu Maso-nów.Polly nie zjawiła się dziś w szkole i Lidia chciała wiedzieć, czyprzyjaciółka rzeczywiście jest chora.Napięcie między nimi trwałonadal, dlatego takie ważne było sprawdzenie, czy nie ukrywa się poprostu w domu, bo nie chce widzieć Lidii na oczy.To byłoby straszne.Do Polly było daleko, ale przynajmniej pogoda dopisywała.Było pięk-nie.Pod nieskazitelnie błękitnym niebem świat wydawał się większy, achoć wiał zimny wiatr, słońce kładło na Junchow blask, który obrzy-dzenie, jakie zwykle żywiła dla tego miasta, zmienił w bardziej przy-jazne uczucie.A może sprawiła to myśl o ucieczce?Zostanie komunistką.Lidia Iwanowa, bojowniczka o wolność.Wy-powiedziała te słowa na głos i spodobało jej się ich brzmienie.A potempowiedziała:  Lidia Chang".I zgodnie z chińskim zwyczajem:  ChangLidia".Pozwoliła, by te słowa odezwały się echem w jej myślach, aleto było o krok za daleko w nieznane.Nie była jeszcze na coś takiegogotowa.Chang An Lo powiedział oczywiście  nie".Tego się spodzie-wała.Martwił się o jej bezpieczeństwo.Ale widziała wyraz jego twa-rzy.Zacisnął usta, żeby nie wypowiedzieć słów, które by go zdradziły.RLT Wielkie zrenice, rozszerzone zaskoczeniem.Widziała, jak coś w nimwybucha, a kiedy przytuliła się do niego, słyszała gwałtowne bicie jegoserca.Powiedział  nie".Ale to oznaczało  tak".*Poszła skrótem przez jedną z biedniejszych dzielnic Osiedla Między-narodowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Seria do Torebki Jacobs Kate Pištkowy Klub Robótek Ręcznych
    Vitamin K2 and the Calcium Paradox Kate Rheaume Bleue noimg
    Andrews Ilona Kate Daniels 04 Magia Krwawi
    Griffin Kate Matthew Swift 02 Nocny Burmistrz
    Andrews Ilona Kate Daniels 04 Magia Krwawi(1)
    Grey India, Hiwitt Kate Za jakie grzechy
    Lord Brown Kate Zapach gorzkich pomarańczy
    Kate Lauren Upadli 02 Udręka
    Coscarelli Kate Ciernie sławy
    Piekne istoty 2 Istoty ciemnos Kami Garcia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • forum-gsm.xlx.pl