[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skandal rzeczywiście zapełnił widownię.Wkrótce jednak o niej zapomniano.Powrót Napoleona wybił ludziom z głowy wszystko, co nie dotyczyło wojny.Gdy Antoniusza i Kleopatrę" zdjęto z afisza, Ariana odrzuciła propozycje następ-nych ról i poczyniła plany podróży do Brukseli.Pani Vernon uparła się jej towarzyszyć,a Ariana nie umiała odmówić, bo przecież przysporzyła tej kobiecie wiele strapień.Sie-działy teraz naprzeciwko siebie w zatłoczonym dyliżansie do Brukseli.Mimo stukotukońskich podków i zgrzytów sprężyn słychać było dalekie odgłosy wystrzałów.Ariana wyjrzała przez okno.Przez cały dzień widziała rzekę ludzi ciągnącą wprzeciwnym kierunku, z Brukseli.Teraz tłum zgęstniał.RLT- Dlaczego ci ludzie uciekają z Brukseli? - spytała majora Wyliego, adiutanta Wel-lingtona, który z nimi podróżował.- Na ostatnim postoju sam pytałem o to kilka osób.- Uśmiechnął się krzepiąco.-Okazało się, że są przezorni.Dużo mieszkańców zostało w mieście.Co więcej, podobnowczoraj wieczorem księżna Richmond wydała wielki bal z udziałem Wellingtona.Wioski i pola wkrótce się skończyły i wjechali na ulice miasta.- Nie ma już odwrotu - mruknęła pod nosem Ariana.Dyliżans pokonał krętą, łagodnie pnącą się drogę na wzgórze, mijając duże, pięk-nie udekorowane domy, sklepy z francuskimi szyldami i majestatyczną katedrę.Szczytwzgórza stanowił najelegantszą część miasta z parkiem, pałacem księcia orańskiego iwspaniałymi gmachami publicznymi.Kiedy woznica zatrzymał dyliżans przed hotelem, powitały ich kolejne salwy.Ad-iutant Wellingtona pomógł wysiąść pani Vernon i Arianie, bez trudu też załatwił dla nichzakwaterowanie.Recepcjonista wyjaśnił, że wprawdzie wcześniej hotel był pełen, aletego ranka sporo gości wyjechało, więc ma kilka dobrych pokoi do dyspozycji.Wylie pożegnał damy, miał bowiem zameldować się na Place Royale, a Wilsonposzedł razem z nim, licząc, że uzyska wiarygodne informacje.Ariana była jednak zbytniespokojna, by bezczynnie siedzieć i czekać na jego powrót.- Chodzmy na spacer, pani Vernon - zaproponowała.- Obejrzymy park.Mary skinęła głową.Park okazał się jeszcze piękniejszy, niż spodziewała się Ariana.Olbrzymie trawni-ki przecinały żwirowe alejki, okazałe drzewa dawały cień.Nie brakowało fontann i po-sągów.Dookoła, niczym ozdobna rama, wznosiły się wspaniałe gmachy.Nagła salwa zaskoczyła ich do tego stopnia, że Ariana musiała podtrzymać paniąVernon, która się potknęła.- Ech, niezdara ze mnie - mruknęła i szybko się odsunęła.- Jest pani zmęczona.- Ariana też się cofnęła.- Może powinnyśmy wrócić?Sprawdzimy, czy przygotowano nasze pokoje.Jeśli tak, będzie pani mogła odpocząć.Zjemy kolację i pójdziemy wcześnie spać.- Jak pani sobie życzy.RLTGdy zawróciły, Ariana starała się spojrzeć na park w taki sposób, w jaki, jej zda-niem, patrzyłby Jack, chcąc coś namalować.Następnie skupiła uwagę na architekturze.- Michael na pewno chciałby obejrzeć wszystkie te budynki, prawda? - zwróciła siędo pani Vernon.- Zapewne tak - przyznała Mary.Michael i Nancy wrócili z Gretna Green, gdy tylko dotarły do nich wieści o Napo-leonie.Jako małżeństwo zamieszkali u pani Vernon na Adam Street.- Aadnie tutaj - ciągnęła Ariana, zerkając na towarzyszkę.Matka Jacka miała w oczach łzy.- Proszę się nie martwić.- Ariana dotknęła jej dłoni.- Jack na pewno wróci.- Jack.- Głos pani Vernon brzmiał prawie niesłyszalnie.- Skąd mamy wiedzieć,co się stanie.Ariana otoczyła ją ramieniem.- Będziemy się za niego modlić.Rozległa się następna salwa i Ariana gwałtownie odwróciła głowę, jakby spodzie-wała się zobaczyć biegnących parkowymi ścieżkami francuskich żołnierzy.Tymczasemjednak podszedł do nich służący.- Co nowego, Wilson? - spytała pani Vernon.- Dowiedziałeś się czegoś?- Całkiem niedaleko od nas toczy się bitwa.- Służący potrzebował chwili, by tro-chę wyrównać oddech.- W miejscu zwanym Quatre Bras, jakieś piętnaście, dwadzieściamil stąd.- Czy Jack tam jest? - zaniepokoiła się Ariana.- Należy tak sądzić.Regiment Wschodniego Esseksu na pewno bierze udział w bi-twie.- A lord Tranville? - Głos pani Vernon lekko się załamał.Wilson popatrzył nachlebodawczynię z dużą dozą współczucia.- On też powinien tam być.Jest adiutantem generała Packa w Dziewiątej Bryga-dzie.- Chcę wrócić do hotelu - oznajmiła pani Vernon i szybko odeszła.RLTAriana zrozumiała, że pani Vernon odbyła całą tę olbrzymią podróż z powoduTranville'a.Wilson miał posępną minę.- Regiment Wschodniego Esseksu stanowi część Dziewiątej Brygady, proszę pani.Obaj mogą się spotkać.Ariana skinęła głową.Ze spotkania z Tranville'em nie wynikłoby dla Jacka nic do-brego.Następnego dnia wczesnym rankiem Ariana odkryła, że ludzi ogarnęła panika.Belgijscy żołnierze, którzy przegalopowali przez miasto, ogłosili, że ścigają ich Francuzi,z innych doniesień wynikało jednak, że to nieprawda.Ariana poszła więc na PlaceRoyale w poszukiwaniu kogoś, kto udzieliłby jej wiarygodnej informacji.Wpadła na ma-jora Wyliego, od którego dowiedziała się, że bitwa poprzedniego dnia zakończyła się wnajlepszym razie remisem.Angielskie siły utrzymały pozycje, ale Wellington szykowałsię do innej, większej konfrontacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]