[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zabrałjąojciec.Nie mogłam się nią wtedy zająć.Ale on powiedział.powiedział.- Naprawdę nie musisz mi o tym mówić - rzekł z naciskiem Jedwab.Orchidea jakby nie dosłyszała jego słów.- Później spotkałam ją na ulicy.Miała trzynaście lat, lecz powiedziała, że mapiętnaście.A ja uwierzyłam.Nie poznałam własnej córki.- Roześmiała się; ówśmiech byłjeszcze gorszy niż łzy.- Naprawdę nie ma powodów, byś dręczyła się i opowiadała mi całą historię.- Wcale się nie dręczę.Chciałam o tym komuś opowiedzieć jeszcze w czasach, gdySphigx była berbeciem.A ty i tak już o tym wiesz, więc nic złego się niestanie.Poza tymona.ona.- Odeszła - podpowiedział cicho Jedwab.Orchidea potrząsnęła głową.- Nie żyje.Był to jedyny bliski mi człowiek.Czy wiesz, na jakiej zasadziedziałajątakie domy, patere?- Nie, ale sądzę, że powinienem wiedzieć.- Dziewczęta zwykle pracują za wikt i opierunek.Niekiedy są traktowane jakwięźniarki w Ałambrerze.Nie wolno im wychodzić, nie dostają żadnych pieniędzy.Prawieprzez dwa lata pracowałam w takim właśnie domu.- Cieszę się, że stamtąd uciekłaś.Orchidea znów potrząsnęła głową.- Wcale nie uciekałam.Zachorowałam, wiec mnie wykopano na bruk.Dla mnie byłoto najszczęśliwsze zrządzenie losu.Ale zmierzam do tego, patere, że tu jestinaczej.Mojedziewczyny po prostu wynajmują pokoje i mogą wychodzić, kiedy chcą.Muszą tylkoprzyprowadzać gości, nie biorąc od nich pieniędzy.Rozumiesz?- Nie jestem pewien - przyznał Jedwab.- Tak jakby spotkały kogoś na ulicy.Jeśli go tu przyprowadzają, musi zapłacićzalokal.Dziś na przykład pojawi się ich pięćdziesięciu, może nawet stu.Zapłacąza lokum, a mypokażemy im wszystkie wolne dziewczęta zgromadzone w wielkim salonie naparterze.- Powiedzmy, że pojawię się tutaj ja - odparł z namysłem Jedwab.- Oczywiścienie wtym stroju, lecz w normalnym ubraniu.I poproszę o konkretną kobietę.- O Acalyphę? Jedwab potrząsną głową.- Inną.- O Mak? Drobna dziewczyna, czarnowłosa.- Zgoda - skinął głową Jedwab.- Powiedzmy, że chcę Mak.Co się stanie, jeśliona niezechce zaprosić mnie do swego pokoju?- To już jej sprawa - wyjaśniła szczerze Orchidea.- Musiałbyś wybrać inną.Jeślijednak któraś z dziewcząt zbyt często grymasi, po prostu wylewam ją z pracy.- No tak.- Tylko że Mak ci nie odmówi, patere.Nie tobie.Ona wręcz na ciebie skoczy.Podobnie jak wszystkie inne nasze dziewczęta.Uśmiechnęła się, a Jedwab, widząc blizny na jej twarzy, miał ochotę zabić Krew.Podtuniką miał azoth.natychmiast odrzucił ten pomysł.Orchidea błędnie odczytała wyraz jego oczu i przestała się uśmiechać.- Nie skończyłam ci historii Orlicy, patere.Czy życzysz sobie usłyszeć ją dokońca?- Naturalnie.- No więc, jak mówiłam, znalazłam ją na ulicy.Czasami, gdy mamy puste pokoje,chodzę po mieście i szukam nowych dziewcząt.Powiedziała, że ma piętnaście lat inazywasię Sosna.dziewczęta rzadko przyznają się do swych prawdziwych imion.Nigdy onicwięcej nie pytam.- Rozumiem.- Ktoś wyczyścił ją z forsy, chyba wiesz, co mam na myśli.Powiedziałem jej:„Posłuchaj, u mnie mieszka wiele dziewcząt i nikt nie śmie tknąć ich palcem.Chodź ze mną.Dostaniesz za darmo ciepły posiłek, później się u nas rozejrzysz”.Na to ona, żenie ma skądpożyczyć pieniędzy, a ja zapewniłam ją, że sprolonguję jej wszystko na pierwszymiesiąc.Zawsze tak mówię.Kiedy była już u nas prawie rok, pewnego dnia uciekła z salonu.Potem miwyznała,że pojawił się jej ojciec, który zmuszał ją, gdy była mała, do robienia pewnychrzeczy.Dlatego od niego uciekła.Rozumiesz, o czym mówię, patere? Jedwab zacisnąłpięści i wmilczeniu pokiwał głową.- Wymieniła jego imię, a ja poszłam do salonu, by gosobieobejrzeć.To był on.W taki sposób dowiedziałam się, kim naprawdę jest Orlica.Później owszystkim jej powiedziałam.Teraz cieszę się, że wyjawiłam jej prawdę.Bardzosię cieszę.Oświadczyłam przy tym, by nie spodziewała się żadnych względów, i rzeczywiścienietraktowałam jej lepiej od innych.Ale.ale.Jedwab cierpliwie czekał, nie patrząc w stronę Orchidei.- Ale od tej pory wkażdydzień urodzin Orlicy robiłam tort, który później jadłyśmy w jej pokoju.Poza tymzmieniłamjej imię z Sosny na Orlicę i niebawem wszyscy już tak na nią wołali.- Orchideawytarła oczyskrajem peniuaru.- To już cała historia.Kto ci o tym powiedział?- Najpierw twoja twarz.Orchidea skinęła głową.- Orlica była śliczna.Wszyscy tak twierdzili.- Ale nie wtedy, kiedy ją zobaczyłem, gdyż w jej twarzy było coś obcego.Niemniejuderzyło mnie to, że była bardzo podobna do ciebie, choć mogła ponieść mniefantazja.Wchwilę później usłyszałem jej imię.Orlica.Przypomina trochę twoje, poza tymwydało mi się,że kobieta o imieniu Orchidea mogła nadać córce takie właśnie imię.Nie musiszmi nicwięcej mówić.Orchidea spuściła wzrok.- Nazwa orlica przypomina odrobinę słowo orchidea - ciągnął Jedwab.- Wieśniacynazywają ten gatunek paproci długożywotnikiem.Dlatego też, kiedy przypomniałemsobie otej nazwie, mruknąłem pod nosem, że ona nie popełniła samobójstwa, i typrzyznałaś mirację.A kiedy Krew zasugerował, że sztylet, którym się zabiła, ukradła,wybuchnęłaśpłaczem.Wtedy już wiedziałem.Ale mówiąc prawdę, i wcześniej byłem prawiepewien.- Dziękuję, patere - powiedziała cicho Orchidea.- Czy to już wszystko?Chciałabymteraz trochę pobyć sama.Jedwab wstał z krzesła.- Rozumiem.Nie zakłócałbym ci spokoju, lecz chciałem powiedzieć, że Krewzgodziłsię, aby twoja córka miała godziwy pogrzeb, zgodny z ceremoniałem zalecanymprzezKapitułę.Jej ciało zostanie umyte i odziane, wystawione, a następnieprzetransportowane domego manteionu przy ulicy Słońca.Pogrzeb odbędzie się jutro rano.Orchidea patrzyła nań z niedowierzaniem.-1 Krew za to wszystko zapłaci?- Nie.- Jedwab nie rozważał jeszcze kwestii finansowych; wiedział jedynie, żenie dasię uniknąć kosztów związanych z biurem do spraw zmarłych.Ogarnęła go nagłapanika,poczuł w głowie pustkę, lecz natychmiast przypomniał sobie o dwóch kartach,które dostał odKrwi i zamierzał wydać na cotygodniową ofiarę składaną w scyldag.- A raczejtak.Krew jużwcześniej dał.podarował mi mój manteion.Bardzo hojny dar.Wykorzystamy to.- Nie, w żadnym wypadku Krew! - Orchidea ciężko wstała z kanapy.- Ja zapłacę,patere.Ile?Jedwab zmusił się do całkowitej szczerości.- Muszę ci wyznać, że często grzebiemy biedaków, których rodziny nie mająpieniędzy na pochówek.Ale szczodrzy bogowie zawsze.- Nie jestem uboga! - Orchidea poczerwieniała z gniewu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Erikson Steven Malazańska Księga Poległych Tom 10 Okaleczony Bóg Tom 1 Szklana Pustynia
    Księga EFT Joanna Chełmicka, Instytut EFT, 2013
    Jarosław Bzoma Krajobrazy Mojej Duszy cz.I KSIĘGA O PODRÓŻY NOCNEJ
    Myst 02 Księga Ti'any Miller Rand, Wingrove David
    cykl o trzech magach [królach]
    Dary Anioła 01 Miasto KoÂści Clare Cassandra
    Sienkiewicz Henryk Pan Wołodyjowski 2
    Zanoni
    ZawansowanyRuting
    Chronicles 5 Dragons of Summe Dragonlance
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mizuyashi.htw.pl
  • /a>
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mizuyashi.htw.pl