[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był Magnus.- Mam dla ciebie wiadomość - oznajmił.- Od twojej matki, uderzył ją.Clary była takzaskoczona, że omal nie upuściła plecaka.- Od mojej matki? To znaczy prosiła, żeby pan mi coś przekazał?- Niezupełnie.- Kocie oczy Magnusa, przecięte pionowymi zrenicami niczymzielonozłota ściana rysami, po raz pierwszy tej nocy były poważne.- Ale znałem ją tak, jak tynie znałaś.Zrobiła to, co zrobiła, żeby trzymać cię z dala od świata, którego nienawidziła.Wszystkie jej działania, ucieczka, ukrywanie się, kłamstwa, jak je nazwałaś, były po to, żebyzapewnić ci bezpieczeństwo.Nie marnuj jej poświęcenia, ryzykując życie.Ona by tego niechciała.- Nie chciałaby, żebym ją ratowała?- Nie, jeśli oznaczałoby to narażenie się na niebezpieczeństwo.- Ale ja jestem jedyną osobą, którą obchodzi to, co się z nią stanie.- Nie jedyną.Clary zamrugała.- Nie rozumiem.Czy jest coś.Magnusie, jeśli coś wiesz.- Jeszcze jedno - przerwał jej bezceremonialnie.Jego spojrzenie pomknęło kudrzwiom, za którymi właśnie zniknęli Jace, Alec i Isabelle.- Pamiętaj, że kiedy twoja matkauciekła ze Zwiata Cieni, to nie przed potworami się ukrywała.Nie przed czarownikami,wilkołakami, goblinami ani nawet przed samymi demonami, tylko przed nimi.NocnymiAowcami.* * *Czekali na nią przed magazynem.Jace, z rękami w kieszeniach, opierał się o poręczschodów i obserwował wampiry, które kręciły się wokół zepsutych motocykli, przeklinając inarzekając.Miał na twarzy lekki uśmieszek.Młodzi Lightwoodowie szli kawałek dalej.Nawidok wycierającej oczy Isabelle Clary poczuła fale irracjonalnego gniewu.Ta dziewczynaledwo znała Simona i nie ją spotkało nieszczęście.To ona miała prawo się rozkleić, a nieNocna Aowczyni.Jace odsunął się od poręczy i ruszył za nią bez słowa.Wydawał się pogrążony wmyślach.Isabelle i Alec szli z przodu i wyglądało na to, że się kłócą.Clary trochęprzyspieszyła kroku, wyciągnęła szyję i nadstawiła uszu.- To nie twoja wina - mówił Alec.Miał znużony głos, jakby nie po raz pierwszyprowadził z siostrą podobną rozmowę.Ciekawe, ilu chłopaków Isabelle przypadkiemzamieniła w szczury.- Ale to powinno cię nauczyć, żeby tak często nie chodzić na przyjęcia zudziałem Podziemnych.Zawsze wynika z nich więcej kłopotu, niż są warte.Isabelle głośno pociągnęła nosem.- Gdyby coś mu się stało, ja.nie wiem, co bym zrobiła.- Pewnie to co wcześniej - stwierdził Alec znudzonym tonem.- Przecież wcale nieznałaś go tak dobrze.- To nie znaczy, ze nie.- Co? Kochasz go? - Alec podniósł głos.- Trzeba kogoś lepiej poznać, żeby gopokochać.- Nie tylko o to chodzi.- W głosie Isabelle zabrzmiała nuta smutku.- Nie bawiłeś siędobrze na przyjęciu?- Nie.- Myślałam, że może polubisz Magnusa.Jest miły, prawda?- Miły? - Alec spojrzał na nią, jakby oszalała.- Miłe są kotki.A czarownicy.-Zawahał się i dokończył: - Nie.- Myślałam, że zostaniecie przyjaciółmi.- Makijaż Isabelle zalśnił jak łzy, kiedyspojrzała na brata.- Mam przyjaciół - odparł Alec i obejrzał się przez ramię.Spojrzał na Jace'a, ale on tego nie zauważył.Szedł ze spuszczoną głową, zatopiony wmyślach.Pod wpływem impulsu Clary sięgnęła do plecaka i.zmarszczyła brwi.Był otwarty.Odtworzyła w pamięci ostatnie chwile przyjęcia.Z całą, pewnością zasunęła zamekbłyskawiczny.Z dudniącym sercem rozchyliła teraz plecak i zajrzała do środka.Przypomniała sobie, jak kiedyś skradziono jej portmonetkę w metrze.W pewnymmomencie otworzyła torbę i zobaczyła, że jest pusta.Z wrażenia zaschło jej w ustach.Upuściłam ją gdzieś? Zgubiłam? Tak czy inaczej nie było jej.Teraz było podobnie, ale tysiącrazy gorzej.Odsunęła na bok ubrania i szkicownik, gorączkowo zaczęła grzebać w plecaku,aż paznokciami zgarnęła piasek z dna.Nic.Zatrzymała się w pół kroku Jace, który szedł tuż przed nią, obejrzał się zezniecierpliwioną miną.Alec i Isabelle byli już przecznicę dalej.- Co się stało? - spytał, a ona wyczuła, że zaraz rzuci jakąś sarkastyczną uwagę.Musiał jednak dostrzec wyraz jej twarzy, bo tego nie zrobił.- Clary?- Zniknął - wyszeptała.- Simon.Był w plecaku.- Sam wyszedł?Nie było to nierozsądne pytanie, ale Clary, zmęczona i ogarnięta paniką, zareagowałanierozsądnie.- Oczywiście, że nie! - krzyknęła.- Myślisz, że chciałby zginąć pod kołamisamochodu albo zostać złapany przez kota.- Clary.- Zamknij się! - wrzasnęła i zamierzyła się na niego plecakiem.- To ty powiedziałeś,żeby nie zawracać sobie głowy odczarowaniem.Jace zręcznie uchylił się przed ciosem.Wyjął plecak z jej ręki i obejrzał go uważnie.- Zamek jest rozerwany - stwierdził.- Z zewnątrz.Ktoś otworzył go siłą.Kręcącgłową, Clary zdołała jedynie wyszeptać:- Ja nie.- Wiem - powiedział Jace łagodnym głosem.Potem przyłożył złożone dłonie do ust izawołał: - Alec! Isabelle! Idzcie! Dogonimy was!Dwie postacie, znajdujące się już daleko w przodzie, przystanęły.Alec się zawahał,ale siostra złapała go za ramię i pociągnęła w stronę wejścia do metra.Jace wziął Clary zaramiona i obrócił delikatnie.Pozwoliła mu się zaprowadzić z powrotem pod dom Magnusa;idąc, potykała się o dziury w chodniku.Niewielki przedsionek wypełniał odór zwietrzałegoalkoholu i słodki, osobliwy zapach, który kojarzył się jej z Nocnymi Aowcami.Jace zabrałrękę z jej pleców i wcisnął przycisk z nabiciem Bane.- Jace - szepnęła Clary.- Co?Clary przez chwilę szukała słów.- Myślisz, że z nim wszystko w porządku?- Z Simonem? - Jace się zawahał, a Clary pomyślała o słowach Isabelle: Nie zadawajmu pytania, jeśli nie potrafisz znieść odpowiedzi.Ale on, zamiast odpowiedzieć, znowuwcisnął guzik, rym razem mocniej.W domofonie wreszcie zagrzmiał głos Magnusa:- Kto śmie zakłócać mi odpoczynek?- Jace Wayland.- Minę miał dość niepewną,.- Pamiętasz? Jestem z Clave.- A, tak.Ten z niebieskimi oczami?- Ma na myśli Aleca - podpowiedziała Clary.- Nie.Moje oczy są zwykle określane jako złote - rzucił Jace do domofonu.- Iświetliste.- A, ten.- W głosie Magnusa zabrzmiało rozczarowanie.Gdyby Clary nie byłazdenerwowana, pewnie by się roześmiała.- Lepiej wejdz na górę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]