[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pytałem o niego, jakkazaliście: mołwią, z komory nie wynosi.- A co? - wykrzyknął Zefrid.- Prawy to człek!- Nynie inny ład będzie - burknął Bolesław - ale ludzi mi trza.Nie dureń ten Piekuta, jeślimię tak obstawił.Jeszcze mi Emnilda, kiej legnę z nią, szepnie:  Bolko, miły mój, jest weWrocławiu Piekuta, prawy to człek.A ja jej:  Niechże będzie Piekuta, miła moja.Za wiele was namnie jednego - i roześmiał się szeroko, odwalił się do tyłu, wciąż śmiejąc się, złapał za piwo, alerozlewał już picie po stole i piersi.Jakąż uciechę mógł mieć stary Kciuk w dzikiej głuszy u Złotej Góry? Kogo widział? Raz namiesiąc woły jadło przyciągały z grodu a ceber piwa; raz na pół roku komornik przyjeżdżał pozłoto; raz jeden był Bolesław z dworem, przedtem raz Mieszka: stary ksiądz drogę przez lasprzesieki.Gęsty świerkowy bór spełgał ze szczytu po obłych zboczach, czarny, nie do przejścia.Między ogołoconymi konarami bulgotały oba potoki, między świerkami u potoków stały krzywebudy z nie okorowanych pni, lada jak utknięte mchem, dla niewolnych i pluskiew; w takiejżebudzie siedział Kciuk i w takich budach stróża; złoto odchodziło do księdza co pół roku - co miałrobić pół roku Kciuk pod szumem świerków i rzadkim krakaniem kruka? Na łowy za stary już był.Jedyną uciechą byli niewolni.Gdzie indziej - u grodów albo w opolach - wiadomo: bywało tak, bywało inaczej.Komornikspędzał gniew na włodarza, włodarz na niewolnych.W święta - za przykazaniem księdza - stawałapraca.Czasem głodniej, czasem syciej, czasem piwo, czasem bicie.Zapije się włodarz w grodzie,robisz byle jak.Uda ci się przymówić, przypochlebić, dobrze robotę zbyć - pochwalą cię, strawydołożą.Ukradniesz co albo nadrobisz - żyjesz jakoś.U Złotej Góry ponury stary Kciuk zrobił sobie uciechę z niewolnych.To i marli.Z tego przemywania w wodzie piachu cały dzień, od świtu do nocy; z tegołamania w kościach, powykręcanych stawów, popuchłych i czerwonych; z tego dzwigania worów z piachem; z tego półwędzonego, półzgniłego mięsa a spleśniałego żyta; z tych kurczów, z tego potu,z tych krwawych plwocin; z beznadziei okropnej, bo zupełnej; ze znęcań się - z uciechy staregoKciuka.Klęczeli nad - skrzyniami w wodzie, zgięci w pałąk, wciąż łapskami mieszając piach; wkubek zgarniając złoty pył - z przydzwiganego wora piachu ledwo szczypta pyłu zaświeci ci wpalcach.Kciuk nie odejdzie na krok, od skrzynki do skrzynki chodzi z pletnią.Nie podnosili nańoczu, nie odchylali obrosłych czarnych mord, wciąż przegartując rękami, a Kciuk wodził wzrokiemod jednego do drugiego, upatrywał sobie.To i marli.Od tej uciechy Kciukowej marli.Ile razy komornik przyjeżdżał od księdza, witały go przymrużone, blade, głęboko osadzoneoczy Kciuka, a spod białej szczeciny słyszał nieodmiennie:- Ludzi mi przyślijcie.pomarło wiele.od tej wody tu złej pomarli.- Komornik wyciągałnogi, śmiał się:- Jakoś wy żyjecie a żyjecie, Ziemomysła pomnicie.- Pomnę.Ale ja wody nie piję.Piwo.- nieprawda była, często tu piwa brakło, zwłaszczazimą, gdy drogi zawiało.Komornik doglądał, jak się złoto z kubków ciężko lało do skórzanegoworka, a od bud szły do rzeki pochylone, włochate stwory, lada skórą okryte, bez stękania, bezżalu, tępym, bezmyślnym krokiem; przyginały się nad połamanymi skrzyniami, przez które wodaleciała, rozbijała się w pianę i bryzgi, przechylały wór, sypał się szary piach, w którym tu tammigotały żółte skry.Aż któregoś ranka do starego Kciuka przywiedli zakleszczonego w kłodę Sobiesława.Staryuśmiechnął się krzywo pod szczeciną, małe oczy błyszczały.Bo przedtem bywało tak: Sobiesław wywalał swą złość na Kciuka. Mało złota, cóż się tamgrzebiecie u Złotej Góry kiej ślimaki.Mało złota, psie krwie! - Kciuk giął się i stękał, że muludzie mrą.-  Ludzie mrą, widzieliśta? Robotać wam się leni, mili moi, aleć damy wam umu zBolesławem. - Kciuk marszczył się, kulił, tłumaczył.Teraz wyszczerzył szczerbatą szczękę doSobiesława, zaskrzeczał:- Nynie robótka pójdzie, miły mój.Nynie łapkami przemyjecie więcej nizli my dotąd, nyniepękate wory będziem odwozić do księdza, miły mój, pouczycie nas tutaj z Złotej Góry, jak torobotać.Chodzcie, chodzcie, dam wam skrzynkę w sam raz dla was, miły mój, w sam raz.Chodzcie, Sobiesławie, miły mój - aż dławiło starego z radości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Podstrony

    Strona startowa
    Bankowicz Bożena i Marek Dudek Antoni Leksykon historii XX wieku
    Wotowski Stanisław Antoni Człowiek, który zapomn iał swego nazwiska
    Marczyński Antoni Taitu 02 Iperyt zwycięzca
    Antonia Fraser Szeœć żon Henryka VIII
    Hill Antonio Lato martwych zabawek
    sowa zdunczyk aleksandra miedzy cielesnoscia
    0745324789
    Hemmer Kurt Encyclopedia Of Beat Literature
    Richard Rayner Dosięgnąć nieba
    [ebook] [PL] Lackey Mercedes Dixon Larry Trylogia wojen magow 1 Czarny Gryf
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.xlx.pl