[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabieram panią do hotelu, panno Winthrop.wyciągnęła, spłonęłabym tam żywcem! To ja jestem waszymNie, tak nie można - dodał z uśmiechem.- Przecież jesteśświadkiem - powtórzyła szeptem.- Nie chcę, by Jessice, czylady Winthrop! Czyż nie?Rebece stało się coś złego.One są niewinne.- Nie, Danielu.Jestem Grace.Zwyczajna Grace.Daniel nie mógł się powstrzymać; wyciągnął rękę i delikat- Oj, Grace, Grace.W tobie nie ma nic zwyczajnego!nie otarł łzę spływającą po jej policzku.- Ty także jesteś niewinna.Grace.Przez długą chwilę patrzyli sobie w oczy.Ryan miałogromną ochotę pomóc jej, opiekować się nią i chronić jąprzed złem tego świata.Jego żona i córka zginęły, bo on niepotrafił ich obronić, ale teraz postanowił, że to się niepowtórzy.Zrobi, co w jego mocy, by Grace nic się nie stało.Nie spuści jej z oczu.Każdy, kto by chciał ją skrzywdzić,będzie musiał zabić najpierw jego.- Danielu, nic ci nie jest?- Nie, wszystko w porządku.- Wyglądasz na okropnie.wściekłego.- Nie chcę, by stało ci się coś złego, Grace.Trzymał ją za ramiona i z napięciem patrzył jej w oczy.Jego uścisk sprawiał jej ból, lecz wiedziała, że jeżeli mu topowie, będzie mu przykro.Delikatnie wyswobodziła się z jegouchwytu.- Nic złego mi się nie stanie.174WIOSNAuśmiechnął się ponuro, a potem zaśmiał cicho, jak młodychłopak.Jessika sprzeczała się ze swoim strażnikiem; teraz, gdy jużodwiedziła Tilly, chciała iść do więzienia na umówionespotkanie z szeryfami, lecz ponury zastępca wybrany do jejochrony przez szeryfa Sloana nalegał, żeby wracali do hotelu.Ogromny mężczyzna o smutnej twarzy był raczej dość20pospolicie wyglądającym farmerem, którego jedyną dumąbyły sumiaste, ogromne wąsy.Czarne włosy rosnące na jegogórnej wardze kręciły się ku górze, a dzięki pomadzie, którąje smarował, były tak sztywne, że nie ruszały się nawet wtedy,gdy ich właściciel mówił.Schodząc z chodnika na ulicę, Jessika wzięła Caleba zarączkę.York ujął ją pod ramię i robił, co w jego mocy, byDziecko było na linii strzału.Co prawda bardzo chciałwyglądało na to, że to on ją przeprowadza przez ulicę, choćnajpierw zastrzelić chłopca, lecz wtedy matka miałaby okazjętak naprawdę to ona ciągnęła go za sobą.Na drodze wiodącejgdzieś się schować, a to ona była głównym celem.Szefdo domu doktora Lawrence'a nie było żadnego ruchu, gdyżbardzo wyraźnie podkreślił, że to kobieta musi zginąć.U jejkończyła się ślepo zaraz za następnym budynkiem.Kiedyboku kroczył młody zastępca szeryfa, uzbrojony po zębyCaleb krzyknął, że chce pobiec przodem, Jessika upewniła się,i czujnie rozglądający się na boki, który, przy odrobinieże nic malcowi nie grozi i puściła jego rączkę.pecha, może wpakować w człowieka kulkę przy jednymCole właśnie pojawił się na zakręcie ulicy i szedł długiminieostrożnym posunięciu.krokami w ich stronę, gdy Caleb go zauważył.Ruszył biegiem,Johnson poprawił się nieco; leżał na brzuchu na dachulecz zanim dotarł do swego ogromnego przyjaciela, potknął sięsklepu skąd miał doskonały widok na trójkę idącą ulicą.dwa czy trzy razy i przewrócił w pył ulicy; nie zrażając się tym Postanowił zaczekać, aż przejdą na drugą stronę.Wiedział, żejednak, szybko wstawał na pulchne nóżki i biegł dalej.Jessikaze swojego ukochanego Winchestera na pewno nie chybi.i York wydłużyli kroki, by go dogonić.Caleb cały czas mruczałCierpliwości, powiedział sobie i poczuł nagły przypływcoś pod nosem i uśmiechał się radośnie, a dziewczynapodniecenia.Najpierw zastępca szeryfa, potem kobieta, a naobserwowała go z dumą.Chłopczyk zatrzymał się jakieśkońcu dziecko.Raz, dwa, trzy - lekko, łatwo i przyjemnie.dziesięć metrów od Cole'a i podniósłszy rączki wrzasnął:Czekanie podniecało go; dreszczyk emocji poprzedzający- Podnieś!każde zabójstwo przypominał ten, który odczuwał przy zbliW tej samej chwili Johnson przysunął się do krawędziżeniach z kobietą.Nie.był lepszy.Znacznie lepszy.lachu, uniósł Winchestera i wypalił.Niczym figurka naTrójka ludzi na chodniku szła wolno, niespiesznie, głupiostrzelnicy w wesołym miasteczku zastępca szeryfa York upadłpewna siebie i cudownie nieświadoma czyhającego zagrożenia.twarzą w kurz ulicy.Nie wiedzieli, że zostały im zaledwie sekundy życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]