[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim jednak zabrano się do pracy, ktośnasłał na zespół komisję kontrolną, która butelkę z bezcennym rozpuszczalnikiem zapieczętowała wramach rutynowych czynności.Po długich tygodniach komisja opuściła Pracownie KonserwacjiZabytków, a w raporcie wytknęła wiele uchybień prawnych, finansowych i merytorycznych, przez cozespół znalazł się na cenzurowanym.Na domiar złego, w czasie zamieszania spowodowanego kontrolązawieruszyła się również butelka z rozpuszczalnikiem.We wspomnianym raporcie komisja wyrazniestwierdza, że zespół nakładem wielkich środków i czasu zajmował się tematem z punktu widzeniaspołecznego bezużytecznym.Przez wiele miesięcy cały zespół ludzi analizował i konserwował niewielkiportret włoskiego arystokraty, zamiast szukać i zabezpieczać przed zniszczeniem ślady polskości wGdańsku.Komisja stwierdza z całym przekonaniem, że portret ten wbrew insynuacjom osóbzbliżonych do kręgów klerykalnych nie wymaga żadnych dalszych zabiegów konserwatorskich i możepowrócić na miejsce, gdzie do tej pory wisiał. W następstwie tego raportu kierownika zespołuupomniano pisemnie, lecz na prowincję nie zesłano, co świadczy o postępującej socjalistycznejdemokratyzacji życia w mieście.Zgodnie z wytycznymi portret wrócił do Czytelni Naukowej BibliotekiGdańskiej.Zgodnie z obawami konserwatorów, biel ołowiowa nadal wyżerała markizowi oczy, a ustazaczęły się kruszyć; odsłaniając bezwstydnie gipsowy knebel.Raziło to bibliotekarzy i stałychbywalców, ale nawet w prywatnych rozmowach wołano tego tematu nie poruszać.A o kaszubskiejMadonnie prawie już nikt nie pamiętał.Do ponownych prac konserwatorskich przystąpiono dopiero na początku 1971 roku, co było zewzględu na ogólny stan obrazu palącą potrzebą, tym bardziej że przypadkowa kula wystrzelona wkierunku robotników ze Stoczni wybiła szybę w Czytelni Naukowej, po czym przeszyła na wylot portretmarkiza tuż w pobliżu jego głowy, by utknąć w:.[w tym miejscu tekst się urywa przyp.J.L.] Możnawięc mówić o wielkim szczęściu.Podczas burzliwego, nie w pełni legalnego sejmiku , jaki się podczastych niespokojnych dni odbył w Bibliotece, konserwatorzy i bibliotekarze, a także delegaci stałychbywalców uradzili, żeby dziurę po kuli na obrazie pozostawić jako ostrzeżenie , ale jak tylko wpobliskim Komitecie Wojewódzkim zmieniono nadpalony dwuspadowy dach z czerwonej dachówki napłaski, przyszły stamtąd nowe dyrektywy i okazało się, że żadnej kuli nie było i postanowiono, że po62zacerowaniu płótna i uzupełnieniu ubytków dalsze prace konserwatorskie są zbędne.Zespół zdążyłjedynie przemyć markizowi oczy i nieco uwolnić od gipsu usta.Konserwatorów i bibliotekarzy ogarnęłoprzygnębienie.Wkrótce zmieniono również kierownika zespołu.Na jego miejsce przyszedł człowieknikomu w tym mieście bliżej nie znany; jak się okazało młody, niezwykle rzutki i pełen zapału.Zaskoczył on całe środowisko swą zdecydowaną, odważną decyzją, by jednak na przekór wszystkiemu prace konserwatorskie kontynuować.Ponieważ obawiano się prowokacji, nie bardzo chciano z nowymkierownikiem współpracować, wobec czego zaskoczył on środowisko po raz drugi oświadczając, żekonserwacji dokona sam, i to w czynie społecznym, po godzinach pracy.Jak zapowiedział, tak zrobił.Nie pytając nikogo o zdanie (tak się przynajmniej zdawało), zabrał obraz markiza z Czytelni Naukowejdo domu i pracując nieprzerwanie przez dwa miesiące (od tego zależał przecież jego prestiż) dotrzymałdanego słowa i ku zdumieniu środowiska odnowiony obraz zawisł na dawnym miejscu.Każdy mógłnaocznie sprawdzić, jak wzorowo praca została wykonana.Radość była powszechna i wielu stałychbywalców i bibliotekarzy zapisało się do organizacji partyjnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]