[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nad nimi wisiały osobiste kufle stałych gości, aponieważ Dan nie posiadał własnego, szynkarz wyjął dla niego czysty garniec spod lady,wyrażając współczucie mocną mieszanką jabłecznika i rumu - na koszt firmy.Kiedy Dannareszcie wybrał się do domu, było już ciemno i pora kolacji dawno minęła.Jedno spojrzenie wystarczyło Laurze, by się domyślić, co go zatrzymało.Każdy ruchwykonywał powoli i z namysłem: powiesił kapelusz, potem obrócił się i spojrzał na stół, naktórym czekało pojedyncze nakrycie.- Tak mi przykro, Lauro - rzekł niezbyt wyraznie, chwiejąc się na nogach.Laura stanęła za krzesłem z wysokim szczeblowanym oparciem, zaciskając ręce nanajwyższej poprzeczce.- Martwiłam się o ciebie.- Naprawdę? - przez dłuższą chwilę przyglądał jej się przekrwionymi oczyma.-Naprawdę?- Oczywiście.Rano obiecałeś mi.Machnął ręką, jakby odpędzał muchę, wepchnąłdwa palce do kieszeni kamizelki, spojrzał na sufit i znów się zachwiał.- Dan, musisz coś zjeść.Uczynił niesprecyzowany gest w stronę stołu.- Nie fatyguj się z kolacją.Ja tylko.- jego głos zamarł i utonął w westchnieniu.Opuścił brodę na pierś, jakby zasnął na stojąco.Dobry Boże, to wszystko przeze mnie! - myślała w udręce Laura.- Co ja mu zrobiłam? Następne dni aż nazbyt jasno odpowiedziały na to rozpaczliwepytanie.Dan Morgan w szybkim tempie staczał się na dno.I choć przyrzekł jej ograniczyćwyskoki, wkrótce jego kufel zawisł na kołku Pod Niebieską Kotwicą.Niebawem też jegożona przestała używać gorsetu z fiszbinów, bo przeważnie wieczorem nie było nikogo, ktomógłby jej pomóc rozwiązać sznurówki.Lato zbliżało się do końca.Dni Laury wypełniały teraz przygotowania do zimy.Dojrzały nadbrzeżne dzikie śliwki i Laura z pomocą Josha zebrała owoce, zniosła je do domui wzięła się do przetworów.Wracając po całym dniu spędzonym na wrzosowiskach, pieściław sercu wspomnienie Rye'a.Po powrocie zjadali kolację we dwoje, bo Dan wracał spodNiebieskiej Kotwicy zwykle pózno w nocy.Josh namawiał ją na winogrona, i choć Laura wiedziała, gdzie znajdzie zatrzęsieniepurpurowych kiści, nie chciała tam wracać i budzić bolesnych wspomnień.Był to jednakwymarzony surowiec na dżem, sok i bakalie, więc w końcu przemogła się.Widok polany odnowa napełnił ją tęsknotą, ale w ślad za nią natychmiast przyszło poczucie winy, które jej nieopuszczało, zwłaszcza od owego wieczoru, gdy Dan niespodzianie pojawił się na kolacji ipozostał w domu przez cały wieczór, większość czasu poświęcając dziecku.Przez kilka kolej-nych dni przychodził punktualnie i był trzezwy.Laura nie posiadała się z radości.Odsunęłaod siebie myśl o Rye'u i dołożyła starań, by ich dom znów był radosny i miły jak dawniej.Pewnego ranka, kiedy Dan wyjmował z szafy świeżą koszulę, na podłogę wypadłgorset Laury.Schylił się, podniósł go i trzymał przez chwilę, patrząc na swoje dłonie, któreostatnio trzęsły się bez przerwy.Machinalnie potarł palcami fiszbin.Co się stało z ichmałżeństwem?.Przymknął oczy.Kiedy je otworzył, zobaczył wystającą z płóciennejzaszewki listwę.Z wahaniem dotknął gładkiego, zaokrąglonego końca i uświadomił sobie, żenie jest to zwykły fiszbin, lecz brykla.Z wzrastającą obawą wysunął ją z kieszonki, aż słowopo słowie odczytał cały wiersz.Dan skurczył się, jak gdyby znów dosięgnął go cios silnej pięści Rye'a.Nagle dotarłodo niego, iż pomagając Laurze dociągnąć sznurówki, przyciskał do jej piersi miłosnewyznanie innego mężczyzny i na nowo ugodziła go bolesna prawda: Laura nigdy nieprzestała kochać Rye'a.To Rye zawsze był jej wybranym.- Dan, śniadanie gotowe - rozległ się za nim głos Laury.Wrzucił gorset do szafy,pospiesznie zamknął drzwi i wyszedł z pokoju.- Co się stało? - zaniepokoiła się Laura.Dan był blady i sprawiał wrażenie chorego.Zerknęła, co trzyma w ręce, ale była to tylko świeża koszula.Włożył ją, utrzymując, żewszystko jest w porządku.Tego dnia Dan Morgan wrócił do domu pózniej niż kiedykolwiek dotąd.Zaczął się wrzesień.Wkrótce miały się rozpocząć zajęcia klas wstępnych, prowadzoneprzez grono uczynnych dam, kilka matek zaplanowało więc ostatni piknik dla grupydzieciarni.Choć Josh był za mały, żeby iść do szkoły, zaproszono go wraz ze starszym o rokJimmym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]