[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może zwabiłyje te śpiewy u Lacych przybiegły i stały tam, nasłuchując w za-dziwieniu.No, jakoś w końcu dali sobie radę, choć przez chwilęwydawało się jej, że już nigdy nie wstaną, tak toczyły się na wszyst-kie strony te złośliwe stworzenia.I nawet taksówkę znalezli. Mam zepsuty licznik, ale to będziez półtora dolara oznajmił kierowca. No Anthony na to aja jestem młody Packy McFarland i tak ci przyłożę, że się nie po-zbierasz. Nie skończył, bo taksówkarz odjechał bez nich.Musieli jednak złapać inną taksówkę, bo w końcu jakoś znalezli sięw mieszkaniu.195 Która godzina? Anthony siedział sztywno w łóżku i pa-trzył na nią jak sowa.Było to pytanie czysto retoryczne, gdyż Gloria nie potrafiła zna-lezć jednego choćby powodu, dla którego miałaby znać godzinę. Jezu, jak ja się czuję! wymamrotał Anthony.Rozluzniłsię i opadł na poduszkę. Niech mnie ktoś dobije! Przybywaj,kostucho! Anthony, jak trafiliśmy do domu? Przyjechaliśmy taksówką. Aha! Po chwili: I to ty położyłeś mnie do łóżka? Nie wiem.Wydawało mi się, że to ty mnie położyłaś.Jakito dziś dzień? Wtorek. Wtorek? Oby, bo jeśli jest środa, to muszę wstawać i iść dotej głupiej roboty.Pomyśleć, że trzeba być w mieście o dziewiątejczy jakiejś równie pogańskiej porze. Zapytaj Boundsa zaproponowała Gloria słabym głosem. Bounds! zawołał.Bounds, nienaganny, trzezwy, postać wprost ze świata, który,jak im się zdawało, całkowicie opuścili w ciągu tych ostatnich dwudni, przemaszerował drobnymi kroczkami przez korytarz i pojawiłsię w półmroku drzwi. Jaki dziś dzień, Bounds? Wydaje mi się, sir, że mamy dziś dwudziesty drugi dzieńlutego. Ale jaki to dzień tygodnia? Wtorek, sir. Dzięki.Chwila ciszy. Czy mam podać śniadanie, sir? Tak.Aha, Bounds, jeszcze przed śniadaniem przynieś tudzbanek z wodą, bo trochę chce mi się pić, i postaw go przy łóżku. Tak jest, sir.I z tą samą, trzezwą godnością Bounds wycofał się do kuchni.196 To dziś urodziny Lincolna przypomniał sobie bez więk-szego entuzjazmu Anthony. Albo dzień Zwiętego Walentego,albo jeszcze coś.Kiedy zaczęło się to szaleństwo? W sobotę wieczór. Po kościele? zapytał złośliwie. Goniliśmy się po całym mieście powozami.Maury usiadłna kozle, nie pamiętasz? Potem przyszliśmy do domu, a Maurychciał nas poczęstować bekonem.Wyszedł z kuchni ze spalonymiresztkami kilku plastrów, wmawiając nam, że są przysłowiowowysmażone na chrupko.Oboje zaśmiali się, spontanicznie, choć z pewnym wysiłkiem.Leżąc obok siebie przypominali sobie łańcuch wydarzeń, w wynikuktórych przeżywali teraz ten okrutny poranek.W Nowym Jorku mieszkali od niemal czterech miesięcy, bo wdomku na wsi pod koniec pazdziernika zrobiło się za zimno.W tymroku zrezygnowali z Kalifornii, częściowo z powodu braku fundu-szy, częściowo w nadziei, że ta nie kończąca się wojna, z uporemwkraczająca w swój drugi już rok, skończy się w zimie, a wtedymogliby wreszcie pojechać za granicę.Ostatnio ich dochody straci-ły dotychczasową elastyczność; nie dało się już naciągać ich na tyle,by pokrywały wszystkie wesołe kaprysy i sympatyczne wybryki, aAnthony spędzał wiele pełnych rozmyślań, lecz bezproduktywnychgodzin nad gęsto zapisanym notesem, sporządzając wspaniałezestawienia, pozostawiające spore rezerwy na rozrywki, wyjazdyitp. , i usiłując określić; choćby w przybliżeniu, dawniejsze wydat-ki.Wspominał czasy szaleństw ze swymi dwoma najbliższymiprzyjaciółmi, gdy to on i Maury płacili lwią część rachunków.Tooni kupowali bilety do teatru, to oni najczęściej brali udział w szla-chetnym wyścigu o to, kto stawia kolację.Tak wypadało, bo Dicka,z jego naiwnością i zadziwiającym zapasem opowieści na tematwłasnej osoby, traktowali, jakby był młodszy, jakby był ich wesoł-kiem, błaznem obu ich królewskich mości.Teraz było inaczej.Te-raz to Dick zawsze miał pieniądze, teraz to Anthony bawił ich, jakmógł z wyjątkiem szalonych, suto podlanych winem i mocnodrenujących kieszeń szaleństw i to Anthony miał rano poważ-ną minę, przyznając rację zdegustowanej i pełnej pogardy Glorii, że następnym razem muszą być rozsądniejsi.197W ciągu dwóch lat, które minęły od ukazania się Diabelskiejkochanki , Dick zarobił ponad dwadzieścia pięć tysięcy dolarów, zczego większość ostatnio, gdy zarobki prozaików wzrosły niepo-miernie wskutek nieopanowego głodu kina.Za każde opowiadaniepłacono mu teraz po siedemset dolarów, co dla tak młodego czło-wieka stanowiło bardzo poważną sumę nie skończył jeszczetrzydziestu lat a na każdej, w której znalazło się dość akcji (czylipocałunków, strzelanin i ofiar), by zainteresować kino, zarabiałdodatkowy tysiąc.Opowiadania jego były różne; w każdym byłodość życia i trochę niezłej techniki pisarskiej, ale żadne nie dorów-nywało oryginalnością Diabelskiej kochance ; kilka z nichAnthony uważał za wręcz prostackie.Dick twierdził surowo, żenapisał je, by dotrzeć do szerszego czytelnika.Czyż wszyscy auto-rzy, który na trwale zadomowili się na literackim Parnasie, odSzekspira po Marka Twaina, nie znajdowali czytelników tak wśródwybranych, jak i wśród mas?I choć Anthony z Maurym głośno protestowali, Gloria powta-rzała mu, by nie przejmował się niczym i starał się zarobić jak naj-więcej, bo przecież i tak tylko to się liczy.Maury, nieco grubszy, nieco spokojniejszy i bardziej wyrozu-miały niż dawniej, znalazł pracę w Filadelfii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]