[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej głos drżał lekko iserce mi się ścisnęło.-Czy byłby pan tak dobry i poszedł po Paula, panie Millhouse?Lady Tilney westchnęła, ale skinęła na Millhouse'a, który spoglądał na nią pytająco.- Lucy, chciałabym ci przypomnieć, że ostatnim razem Gideon przystawiał ci pistolet do głowy -odezwała się lady Tilney, gdy lokaj minął nas i wszedł piętro wyżej.- Naprawdę bardzo mi przykro - powiedział Gideon.-Z drugiej strony.zmusiły mnie do tegookoliczności.- Spojrzał znacząco na Lucy.- Tymczasem jednak znalezliśmy się w posiadaniuinformacji, które spowodowały zmianę naszej opinii.Aadnie powiedziane, ja też chyba powinnam dorzucić do tej rozmowy coś górnolotnego.Tylko co? Mamo, wiem, kim jesteś - chodz tu i przytul mnie"? Lucy, przebaczam ci, że mnie zostawiłaś.Teraz już nikt i nic nas nie rozdzieli"?Musiałam wydać z siebie jakiś krótki, dziwny dzwięk, który Gideon zupełnie prawidłowozinterpretował jako wstęp do ataku histerii.Objął mnie ramieniem i przytrzymał w samą porę, bomoje nogi najwyrazniej nie były już w stanie utrzymać ciężaru ciała.- Może przejdziemy do salonu? - zaproponowała Lucy.Dobry pomysł.O ile dobrze pamiętam,można tam gdzieśusiąść.Stolik do herbaty w niewielkim owalnym pokoju nie był tym razem nakryty, ale wszystkowyglądało tak jak ostatnio, pomijając kompozycję kwiatową - z białych róż zmieniła się w ostróż-kii lewkonie.W wykuszu okna wychodzącego na ulicę zobaczyłam parę krzeseł i foteli.- Usiądzcie - powiedziała lady Tilney.Opadłam na krzesło z perkalową tapicerką, ale inni stali dalej.Lucy uśmiechnęła się do mnie.Podeszła krok bliżej i wyglądała tak, jakby chciała mnie pogłaskaćpo włosach.Zerwałam się nerwowo.- Przepraszam, że jesteśmy tacy mokrzy.Niestety, niewzięliśmy ze sobą parasola - zaczęłam paplać.Uśmiech Lucy poszerzył się.- Jak to zawsze mówi lady Arista? Musiałam też się uśmiechnąć.- Dziecko, nie na moje kosztowne poduszki! - powiedziałyśmy chórem.Nagle twarz jej się zmieniła.Teraz Lucy wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać.- Powiem, żeby przyniesiono herbatę - powiedziała energicznie lady Tilney i chwyciła niewielkidzwonek.- Herbata miętowa z dużą ilością cukru i gorącym sokiem z cytryny.- Nie, proszę! - Gideon desperacko pokręcił głową.- Nie możemy na to tracić czasu.Nie wiem, czywybrałem właściwy moment, ale mam ogromną nadzieję, że z waszego punktu widzenia moje iPaula spotkanie w roku 1782 już się odbyło.Lucy, która zdążyła z powrotem wziąć się w garść, powoli skinęła głową, a Gideon odetchnął zulgą.- A więc jasne jest dla was, że przekazaliście mi tajne dokumenty hrabiego.Potrzebowaliśmy niecoczasu, aby wszystko zrozumieć, ale teraz wiemy, że kamień filozoficzny nie jest uniwersalnymlekiem dla całej ludzkości, lecz ma jedynie zapewnić nieśmiertelność hrabiemu.- I że ta nieśmiertelność kończy się wraz z chwilą narodzin Gwendolyn - szepnęła Lucy.-1 dlategobędzie próbował ją zabić, jak tylko krąg zostanie zamknięty?Gideon skinął głową, a ja spojrzałam z irytacją.O tym szczególe do tej pory dyskutowaliśmystanowczo za mało.Ale obecna chwila też nie była odpowiednia, bo mówił już dalej:- Wam chodziło zawsze tylko o to, by chronić Gwendolyn.- Widzisz, Lucy, przecież ci mówiłem.- W drzwiach pojawił się Paul.Miał rękę na temblaku i gdy się zbliżał, spojrzenie jego złotych oczu wędrowało między Gideonem,Lucy i mną.Wstrzymałam oddech.Był zaledwie kilka lat starszy ode mnie i w normalnym życiu pomyślałabym,że wygląda świetnie, z tymi kruczoczarnymi włosami, niesamowitymi oczami de Vil-liersów iniewielkim dołkiem w brodzie.Miałam nadzieję, że te bokobrody to nie jego wina, pewnie wtamtych czasach takie się nosiło.Pal sześć bokobrody, on naprawdę nie wyglądał jak mój ojciec ani,prawdę mówiąc, jak czyjkolwiek ojciec.- A więc czasem warto dać ludziom kredyt zaufania - powiedział i zmierzył Gideona wzrokiem.-Nawet takiemu małemu draniowi jak on.- Czasem jednak człowiek ma po prostu tylko niesamowite szczęście - prychnęła Lucy.Odwróciłasię do Gideona.- Bardzo ci dziękuję, że uratowałeś Paulowi życie, Gideonie - powiedziała.-Gdybyś przypadkowo tamtędy nie przechodził, byłby teraz martwy.- Och, ty zawsze przesadzasz, Lucy.- Paul się skrzywił.- Jakoś bym się z tego wykaraskał.- No jasne - rzucił Gideon z uśmieszkiem.Paul zmarszczył czoło, ale zaraz również się uśmiechnął.- No dobra, może i nie.Ten Alastair to chytry lis i do tego jeszcze cholernie dobry szermierz.Apoza tym było ich trzech.Niech ja go jeszcze kiedyś spotkam.- To raczej mało prawdopodobne - mruknęłam.- Gideon przyszpilił go w roku 1782 szablą dotapety - wyjaśniłam, gdy Paul spojrzał na mnie pytająco.-1 jeśli Rakoczy w porę go nie znalazł, topewnie nie przeżył tego wieczora.Lady Tilney opadła na krzesło.- Przyszpilił go szablą do tapety! - powtórzyła.- Cóż za barbarzyństwo!- Ten psychopata nie zasłużył na nic innego.- Paul położył rękę na ramieniu Lucy.- Jasne, że nie - dodał cicho Gideon.- Ależ mi ulżyło - powiedziała Lucy ze wzrokiem utkwionym w mojej twarzy.- Teraz, kiedy wiecie,że hrabia zamierza zabić Gwendolyn, gdy krąg zostanie zamknięty, nigdy to się nie stanie! - Paulchciał coś dorzucić, ale ona nie dała mu dojść do słowa.- Te papiery zapewne pomogą dziadkowiprzekonać Strażników, że mieliśmy rację i że hrabiemu nigdy nie chodziło o dobro ludzkości, lecztylko o siebie.I ci idioci Strażnicy, a przede wszystkim ten dupek Marley, nie będą już moglizaprzeczać dowodom.Ha! Zhańbiliśmy pamięć hrabiego de Saint Germain, akurat! On nawet niebył prawdziwym hrabią! Był jedynym w swoim rodzaju łajdakiem i ach, czy mówiłam już, jak miulżyło, bo ulżyło, i to bardzo! - Zaczerpnęła głęboko powietrza i sprawiała wrażenie, jakby mogłajeszcze tak gadać godzinami, ale wtedy Paul ją objął.- Widzisz, księżniczko? Wszystko będzie dobrze - szepnął łagodnie i choć właściwie nie było toskierowane do mnie, co dziwne, u mnie przelała się czara łez.W najprawdziwszym znaczeniu tego słowa.Bo choć tak bardzo się starałam, nie potrafiłam ichpowstrzymać.- Nie będzie - wyrwało mi się i teraz było mi wszystko jedno, co stanie się z poduszkami.Opadłamna pierwsze z brzegu krzesło.- Właśnie, że nie wszystko będzie dobrze.Dziadek nie żyje od sześciulat i nie może już nam pomóc.Lucy przykucnęła koło mnie.- Nie płacz - powiedziała bezradnie.Ale sama też płakała.-Kochanie, nie możesz tak straszniepłakać, to zle działa na.-Chlipnęła.- Naprawdę nie żyje? - spytała ze smutkiem.- Serce, prawda?A cały czas mu powtarzałam, żeby nie podjadał po kryjomu tortu z kremem.Paul pochylił się nad nami i wyglądał tak, jakby też miał wybuchnąć płaczem.No super.Jeśli Gideon się do nas przyłączy, będziemy mogli śmiało konkurować z tym letnimdeszczem za oknem.Zapobiegła jednak temu lady Tilney.Wyciągnęła z kieszeni spódnicy dwie chusteczki, podała pojednej Lucy i mnie.- Na to będzie jeszcze czas, dzieci - powiedziała tonem, który do złudzenia przypominał ton ladyAristy.- Teraz wezcie się w garść.Musimy się skupić.Kto wie, ile mamy czasu.Pociągnęłam nosem i roześmiałam się, słysząc, jak Lucy trąbi w chusteczkę.Hm, miejmy nadzieję,że nie odziedziczyłam po niej tego nawyku.Paul podszedł do okna i wyjrzał na ulicę.Gdy się odwrócił, wyraz jego twarzy był znów neutralny.- W porządku.Dalej.- Podrapał się w ucho.- A więc Lucas nie może nam już pomóc.Mimo toprzekonanie Strażników o egoistycznych zamiarach hrabiego na podstawie tych dokumentów musibyć możliwe.- Spojrzał pytająco na Gideona.- A wtedy krąg nigdy nie zostanie zamknięty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]