[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic już nie mówiły, czekały jedynie na pojawienie się najpięk-niejszego obiektu, który - choć dobrze znały - nie przestawał zadziwiać ich co-dziennie - fabryki montującej kolorowe telewizory, miraże ze szkła i błyszczącejstali, przywidzenia, bańki kryształowego powietrza.Dziewczyny pracowały po-śród sterylnej czystości, blasku, prawie jak w nierealnym śnie, tak nowoczesnabyła fabryka, park przemysłowy, jak mówili menedżerzy.Montażownie po-zwalały jankesom z części wyprodukowanych w Stanach Zjednoczonych, a zło-żonych w Meksyku przy użyciu dziesięciokrotnie tańszej siły roboczej, produ-kować zabawki, motocykle, meble, wyroby tekstylne, komputery, telewizory irzucać je z powrotem na rynek północnoamerykański, po opłaceniu podatku je-dynie od wartości dodanej - one zresztą w tych sprawach zbyt dobrze się nieorientowały, Ciudad Juarez było zwykłym miejscem, gdzie wzywała je praca,praca, która nie istniała w pustynnych i górskich wioskach, praca niemożliwa doznalezienia w Oaxaca, Chiapas czy w Dystrykcie Federalnym.Tutaj znajdowałasię w zasięgu ręki i chociaż płaca była dziesięć razy mniejsza niż w StanachZjednoczonych, była też dziesięć razy większa niż nic w całej reszcie Meksyku:do znudzenia powtarzała to Candelaria, kobieta trzydziestoletnia, bardzo gruba,prawie kwadratowa, równie szeroka z przodu, z tyłu i z boków, która nie zrezy-gnowała z tradycyjnego stroju wieśniaczki, choć trudno było poznać, z jakiegoregionu, bo przekonująca, poważna, ale uśmiechnięta Candelaria zaczerpywała zkażdego po trochu: huśtające się warkocze przewiązywała kolorową, huicholskąwłóczką, długie haftowane bluzy, zwane huipilami, pochodziły z Jukatanu,spódnice z plemienia Tehuanas, szerokie pasy nosiło plemię Tzotzili, a skórzanesandały, czyli huaraches, na podeszwach z opon firmy Goodrich, można byłoznalezć na każdym targu.Ponieważ Candelaria była kochanką przywódcy anty-rządowego związku zawodowego, wiedziała, co mówi; to cud, że nie przepę-dzono jej ze wszystkich montażowni na cztery wiatry, ale ona zawsze uprze-dzała wypowiedzenie, była mistrzynią rotacji, co sześć miesięcy zmieniała miej-sce pracy, zaś jej kolejny szef oddychał z ulgą na wiadomość, że podżegaczkaodchodzi, a także dlatego, że duża płynność kadr była już wtedy dla przedsię-biorców synonimem niskiej albo w ogóle zerowej świadomości politycznej,dzięki tej płynności nie starczało czasu na podburzanie kogokolwiek.Candela-ria, roześmiana, jedynie powiewała warkoczami i dalej rozbudzała świadomośćto tu, to tam, co sześć miesięcy gdzie indziej; miała trzydzieści lat, z czego pięt-naście spędziła w montażowniach, nie chciała rujnować sobie zdrowia, już kie-dyś pracowała w wytwórni farb i od rozpuszczalników się rozchorowała - patrz-cie no, przez dziewięć miesięcy musieć puszkować farbę po to, żeby na konieczostać pomalowaną od środka, to akurat wtedy powiedziała - i wtedy też poznałaBeltrana Herrerę, mężczyznę dojrzałego, który właśnie dlatego jej się spodobał,dojrzałego, ale o oczach pełnych czułości, a rękach - siły, o śniadej cerze, siwa-wego, z wąsem i w okularach, i Beltran powiedział jej: tutaj z litości nie dadząwody nawet kogutowi, żeby zdobyć to, czego się potrzebuje, człowiek musi sięz nimi siłować na rękę, zgłaszają tu takie wydatki i zyski, jakie im się spodoba,nie ma ubezpieczenia od podwyższonego ryzyka, ani negocjacji, ani emerytur,ani gratyfikacji za ślub, macierzyństwo czy śmierć w rodzinie, robią wielką ła-skę, że dają nam pracę, dziękujcie Bogu i zamknijcie gębę na kłódkę, ale ty odczasu do czasu rzuć te trzy słówka, Candelario mojego życia, three little words,jak się śpiewa w fokstrocie, będzie strajk powszechny, będzie strajk po-wszechny, będzie strajk powszechny, powtórz to trzy razy niby jakąś litanię,moja słodka Cande, i od razu zobaczysz, jacy się zrobią bladzi, będą ci przyrze-kać podwyżki, dadzą wyrównania, uszanują twoje zdanie, i namówią do zmianyfabryki.Zrób to, ukochana, bo wolę widzieć cię zwolnioną nizli martwą.- Jak tu pięknie! - westchnęła Marina, starając się nie zniszczyć swoimisztyletowatymi obcasami zielonej łąki, na której dwujęzyczne tabliczki głosiły:NlE DEPTA TRAWNIKA - KEEP OFF THE GRASS.- Tutaj jest jak w Disneylandzie - powiedziała Dinorah pół żartem, pół se-rio.- Tak, ale pełno tu żarłocznych olbrzymów, które mają ochotę na takieniewinne księżniczki jak wy - odparła z sarkastycznym uśmiechem Candelaria, zgóry wiedząc, że jej ironia nie znajdzie uznania wśród tych cielątek.Ale kochałaje, mimo wszystko.Włożyły służbowe niebieskie fartuchy (tylko Rosa Lupę nie) i zajęły miej-sca naprzeciwko telewizorów, gotowe do pracy, Candelaria przy płycie głównej,Dinorah przy lutownicy, Marina pierwszy raz przy zgrzewarce.Rosa Lupę zaję-ła się kontrolą braków, luznymi drucikami, uszkodzonymi wtyczkami, i w tymsamym czasie mówiła do Cande: słuchaj no, przestań wreszcie traktować nas jakgłupie gęsi, dobrze, i nie zgrywaj świętej, spryciulo, zawsze nas tylko pouczasz,zawsze nami gardzisz.Ja? - zrobiła wielkie oczy Candelaria - słuchaj, Dinorah,powiedz mi, czy znajdziesz tu większą kretynkę ode mnie, Cande- larii, kobietęobarczoną większą ilością obowiązków? Przyjechałam z wioski, sprowadziłamdzieci, pózniej rodzeństwo, na koniec mojego tatę, czy to taki wielki spryt? Amoże sądzisz, że śpiewająco wystarcza mi na życie?- Twój lider nie daje ci forsy na drobne wydatki, Candelario?Kwadratowa dotknęła Dinorah w taki sposób, że złapał ją prąd, była tosztuczka, którą jedynie ona znała.Dinorah wrzasnęła i nazwała grubaskę świnią,ta jednak tylko się roześmiała i oświadczyła, że każda z nich powinna opowie-dzieć swój ulubiony serial telewizyjny: lepiej żyć w zgodzie, żeby spędzając ra-zem czas, nie umrzeć z nudów.- Po co sprowadziłaś swojego ojca?- %7łeby nie zapomnieć - odparła Candelaria
[ Pobierz całość w formacie PDF ]