[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Twoje słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że mistrz Ezra Obed Lane całkiemsłusznie chciał zniszczyć to miejsce.O, już prawie skończyłem.Yil przydźwigał to w swoimplecaku.I warto było.Materiału wybuchowego nie jest zbyt dużo, ale dość, żeby zniszczyćokręt i zrobić dziurę w powłoce Klucza.Ciśnienie dokończy dzieła.A że Ezra Obed nie żyje,nie muszę nawet uruchamiać łodzi ratunkowej.Będę miał dość czasu, żeby przenieść się zpowrotem do swojego prawdziwego ciała.Ty zaś umrzesz obok prochów żony, nie cieszyszsię? Ponieważ jednak udzieliłeś mi pięknej lekcji na temat rzeczywistej natury świata, niechcę cię tak tutaj zostawiać.Słysząc rozkaz, Daniel poderwał się i stanął sztywno przy jednym z krzeseł, z szerokorozstawionymi nogami i rękoma za głową.- Uklęknij i weź z podłogi pistolet.Dłoń Daniela poruszała się całkiem niezależnie od niego.Palce zacisnęły się nazimnej kolbie.- Chciałbyś wiedzieć, dlaczego istnieje śmierć? - powiedział głos Bijou,wydobywający się z ust, które znowu do złudzenia przypominały jej usta.- Obawiam się, żetrochę potrwa, zanim to zrozumiesz.Ale czekając na prawdę, nie będziesz się nudził.Ból cięrozerwie.A może i zmotywuje do przemyślenia wszystkiego ponownie.- Daniel poczuł nasobie spojrzenie jej oczu.- Strzel sobie w brzuch.Tylko raz.Daniel ujrzał, jak lufa podnosi się z wolna i kieruje w jego stronę.On nie ma nade mną władzy.Zimne żelazo dotykało już jego skóry.Nagle na twarzy Prawdy odmalowało się niezadowolenie, jakby ktoś przerwał muzabawę.- Twoi przyjaciele tu idą.ON NIE MA NADE MNĄ WŁADZY.Może to była kwestia chwilowej nieuwagi tamtego, a może Danielowi udało sięwreszcie przekonać siebie - dość, że znowu poczuł się panem własnego ciała.Bez wahania zwrócił lufę pistoletu w stronę Prawdy i wystrzelił.Drobna postać Bijou zatoczyła się do tyłu i upadła.Kiedy podniosła się z powrotem nanogi, wyglądała już zupełnie inaczej.Daniel znów widział Prawdę, z jego czarnymi włosami iprastarymi oczyma.Z dziury w jego piersi nie płynęła krew.Wyraźnie nie przejmował sięraną: bez trudu wyrwał biegnącą wzdłuż ściany cienką metalową rurę i nie spuszczającwzroku z Daniela, uderzył z całej siły w pobliskie krzesło, które rozpadło się na drzazgi.- Jak to dobrze, że twoja żona uprawiała fechtunek - rzucił.- Jej mięśnie są wdoskonałym stanie.Bez pośpiechu uniósł pręt.Cały czas wpatrywał się w Daniela zimnym, uporczywymspojrzeniem i Daniel, który już zamierzał strzelić powtórnie, zawahał się.On chce, żebym tozrobił, pomyślał.Wiedział przecież, że w ten sposób nie wyrządzi mu najmniejszej szkody.Zmieniłwięc zdanie, rzucił pistolet i rzucił się na Prawdę z gołymi rękoma.Tamten, zaskoczony, niezdążył uderzyć.Cofnął się, pręt wypadł mu z ręki.Potoczyli się po podłodze, walcząc o to, kto znajdzie się na górze.Wtedy Danielwyczuł coś dziwnego.Jego przeciwnik zdawał się tracić siłę i zręczność.Po kilku chwilach przestał nad nimgórować, a wręcz zaczął mu ustępować - i Daniel chyba wiedział dlaczego.Chce wrócić doswojego prawdziwego ciała, ale sam mówił, że potrzebuje na to trochę czasu.Korzystając zosiągniętej przewagi, Daniel usiadł mu na piersi i zaczął uderzać jego głową o podłogę.- Nie możesz mnie zabić! - pisnął głos, wydobywający się znowu z ust Bijou.Jejzaczerwienione oczy patrzyły błagalnie.Mimo zgrozy, która go ogarnęła, Daniel nieprzestawał.- Jestem tym, co zobaczysz tuż przed śmiercią, wszystkim, co w tobie najgorsze,miejscem, w którym znajdziesz się, gdy umrzesz.Nazywają mnie Praw.- Twarz Bijou razjeszcze się rozpłynęła.Z gardła Prawdy wydobył się ochrypły krzyk.Daniel, z twarząwykrzywioną bolesnym grymasem, wstał chwiejnie i chwycił leżący obok pręt.- Od tej pory prawda będzie miała jakąś inną postać - powiedział.Otwarte usta rozciągniętego na podłodze mężczyzny odbiły się w gładkiejpowierzchni spadającego błyskawicznie pręta.Po dłuższej chwili Daniel się zorientował, że u jego stóp pozostała jedynie kupkapopiołu - prochy Bijou, tej jedynej, prawdziwej.- Daniel! - rozległ się głos stojącego w progu Darby'ego.- Tu jest bomba - rzekł Daniel, wskazując szarą skrzynkę.Maya, która szła za Darbym, mimo wciąż niesprawnego kolana wskoczyła na kanapę.- Uruchomiona bomba - jęknęła z przerażeniem.Darby rzucił się w jej stronę.Gdy ostrożnie zdjęli wieko, przyjrzał się kablom, apotem zwrócił ku Danielowi twarz, na której malowała się rozpacz porażki.- Wybuchnie za niecałą minutę.Maya, da się to jakoś rozłączyć?Dziewczyna przesuwała palcami po kolejnych kablach, tak szybko i delikatnie, jak nato pozwalała jej poraniona dłoń.Na koniec potrząsnęła głową.- Nie wiem, który to kabel.Jest ich czternaście, ale tylko jeden właściwy.Jeślipociągniemy za inny, wylecimy w powietrze od razu.- Musimy zaryzykować - oświadczył Daniel.Maya ponownie przesunęła ręką po przewodach i podjęła decyzję.Już zaciskała nanim palce, gdy Daniel krzyknął:- Poczekaj!Przyklęknął obok niej i pochylił się nad skrzynką.Czternaście kabli.Zamknął oczy, usiłując sobie przypomnieć.Trzynaście czerwonych i jeden biały, awszystkie wszczepione w okaleczoną pierś Klausa.Biały kończył się pętelką zaciśniętą najego kciuku.Daniel doskonale pamiętał który.Próbował go przeciąć razem z Moonem.Trzeci od lewej.Kto wie, dlaczego my, wybrańcy, zostaliśmy wybrani?A jeśli wszystko to było częścią planu? Może Katsura Kushiro przewidział tę właśniekonkretną chwilę i najważniejszą wiadomość zakodował w ciele Klausa Siegla? Jak to mówiłDarby? Wprawdzie najkrótsza droga z jednego pokoju do drugiego wiedzie przez ścianę, leczmy, istoty ludzkie, musimy niestety używać drzwi i korytarzy.Ale on, Daniel, nie wierzył.Zwłaszcza w ten cały niby plan.- Danielu! - krzyknął Darby.- Cokolwiek zamierzasz zrobić, zrób to teraz!Daniel otworzył oczy i spojrzał na wyświetlacz.Zostało pięć sekund.5,4.Ujął w palce trzeci kabel od lewej.Przypomniał sobie, że gdy pociągnął za niego wWielkim Pociągu, rozpoczął się koszmar.2,1.Klik.EpilogNa Sentosie było spokojne popołudnie.Horyzont mienił się pomarańczowo i złociście.Ceremonia dobiegała końca.Przemawiał Hector Darby - słowami pełnymi ciepła iwspomnień.Choć trzymał w dłoniach Najświętszą Biblię Miłości i Sztuki, nie zajrzał do niejani razu.Daniel, w rytualnej masce i płaszczu, ścisnął Yun za ramiona, kiedy urnę zestraszliwie niegdyś sprofanowanymi prochami Bijou - tymi, które udało się zebrać z podłogina okręcie - opróżniano nad brzegiem urwiska.To samo uczyniono z prochami MeldonaRowena, Anjali Sen i Jeremy'ego Yina Lane'a, którego potraktowano jak pozostałych,ponieważ Darby nalegał, przekonując, że choroba usprawiedliwiała straszne czyny biednegoYila.Później, kiedy wiatr rozsypał popioły nad morzem, wszyscy zdjęli maski i ruszyli wdrogę powrotną.Mimo ogólnego smutku Yun się uśmiechała, tuląc się do boku Daniela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]