[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Czy mam prawo wyboru, sir?— No.nie, Patterson, nie masz.Staram się grzecznie prosić, a nie wydawać roz-kazy, ale odpowiedź musi być pozytywna.— W takim razie, sir, proszę go przysłać na górę — zrezygnowanym głosem rzekłBarney.— Ten entuzjazm dobrze o tobie świadczy, Patterson.Kapitan wyszedł, uśmiechając się od ucha do ucha.— Gówno! — zaklął Barney.Strona 232 z 3682013-05-04 08:03:46— Jaka szkoda! — Jay zaczął znów zbierać swoje rzeczy.— A kto to taki tengość, Fairfax?— Byliśmy razem w Oksfordzie.Nie powinien był nigdy pójść do wojska, jakbabcię kocham.— Barney skrzywił się ze złością i kopnął szafkę.— Kłopot w tym, żetrudno tej sieroty nie żałować.— Cóż.jak mówi zawsze moja matka, „będziesz miał za to wolny fotel w niebie".— Ścisnął Barneya za łokieć.— A mogło być tak pięknie.— Zachichotał.— Jakmyślisz, jeśli pójdę do czternastki i zrobię jeszcze większą scenę niż Fairfax, to możeodeślą mnie tu z powrotem?— Bardzo wątpię.— Potrząsnął serdecznie dłonią Jaya.— Cześć, Jay.— Cześć, Barney.* * *„To nie Fairfax potrzebuje psychiatry tylko ja.", myślał Barney tej nocy, leżąctwarzą do poduszki na górnej pryczy i słuchając monotonnego posapywania swojegoniechcianego towarzysza.— Na pewno nic ci nie jest, Barney? — pytał Eddie z troską z dolnego poziomu.— Całą noc byłeś strasznie milczący.— Jestem po prostu zmęczony.Jeżeli chcesz z kimś pogadać, idź na dół.— Jadal-TLRnia służyła też jako kasyno oficerskie.— Tam jest na pewno tłum kolegów.— No wiesz.Nawet nie pomyślałbym, żeby cię tu zostawić samego, stary, jeśli cości doskwiera.W końcu jesteśmy kumplami, co nie?— Nic mi nie doskwiera, ani trochę.Jestem po prostu zmęczony — śmiertelniezmęczony, jeśli cię to interesuje.— Jeżeli zejdę na dół sam, nikt nie będzie ze mną gadał.— To dlaczego nie weźmiesz kartki — dali nam przecież — i nie napiszesz dłu-giego listu do domu? — warknął Barney.Też miałby ochotę zejść do kasyna, ale na samą myśl o Fairfaksie, wlokącym siędwa kroki za nim po kręconych schodach, chciało mu się po prostu rzygać.Marzył onapisaniu długiego listu do Amy, ale tylko kiedy będzie sam, tak żeby mógł spokojnieprzelać na papier to, co czuł.— Nie mam teraz ochoty na pisanie listu — powiedział urażony Fairfax:Strona 233 z 3682013-05-04 08:03:47Barney nie odpowiedział.* * *Pięć dni później przybył komendant obozu.Nazywał się Frederick Hofacker i był w randze pułkownika.Wprawdzie nikt niebył naocznym świadkiem jego przyjazdu, ale nie można było nie słyszeć hałasu, jakie-go narobiła kawalkada samochodów, która go przywiozła, ani stukotu butów na ka-miennych podłogach i wyszczekiwanych rozkazów.Przepisy, które dotychczas nie istniały, teraz weszły w życie.Jeńcy mieli być na nogach o siódmej rano, a w łóżkach najpóźniej o dziesiątej wie-czorem.Po tej godzinie nie wolno było rozmawiać.Ćwiczenia na dworze musiałytrwać co najmniej dwie godziny dziennie.Musieli zmywać po sobie naczynia po każ-dym posiłku i sami ścielić łóżka.Spóźnieni na posiłek nie otrzymywali jedzenia, akażde nieposłuszeństwo było karane zamknięciem w piwnicy o chlebie i wodzie natrzy dni.Każdy złapany na próbie ucieczki miał być z miejsca rozstrzelany.To ostat-nie słowo podkreślono dwa razy.Poza tym zostali poinformowani, że w niedziele w kasynie oficerskim będzie od-prawiana msza katolicka, a następnie pastor luterański odprawi nabożeństwo dlawszystkich jeńców innego wyznania.TLR— Brzmi całkiem nieźle — rzekł Barney, czytając kartkę z informacją.— Ale dwie godziny ćwiczeń na dworze, Barney — jęknął żałośnie Eddie.— I tocodziennie!— Ciekaw jestem, jak się teraz wiedzie niższym rangą — zastanowił się Barney.— Założę się, że śpią biedaki w jakiejś zatłoczonej hali, a nie po dwóch w pokoju, ibyłbym naprawdę zdziwiony, gdyby ich karmili tak dobrze jak nas.Fairfax nawet go nie słuchał.Odkąd tu przyjechali, jedyną osobą, o którą się mar-twił, był on sam.— Czy będziemy musieli iść do kościoła?— Nic tu o tym nie piszą.Ja na pewno pójdę na mszę katolicką.— Nie wiedziałem, że jesteś katolikiem, Barney!— Nie jestem, ale moja żona tak.Będę to robił dla niej.Strona 234 z 3682013-05-04 08:03:47To było doskonałe miejsce, żeby się modlić za Amy, w spokoju myśleć o niej, czućsię bliżej niej.Próbował sobie wyobrazić wyraz twarzy matki, gdyby się dowiedziała,że Barney chodzi na katolickąmszę, ale mimo wielu prób okazało się to niemożliwe.* * *Od przyjazdu pułkownika Hofackera do obozu upłynął już tydzień, kiedy pewnegoranka ukazał się żołnierzom, ćwiczącym na zewnątrz.Biegali, kuśtykali albo po prostuspacerowali, okrążając dziesięć razy „Pszczeli Ul".Barney pierwszy dotarł do mety, czyli do dwóch przewróconych kubłów, i to wła-śnie on dostrzegł najpierw wysokiego, nienagannie ubranego niemieckiego oficera,który spacerował niespiesznie — parę kroków w jedną stronę, parę w drugą, z jednąręką założoną na plecy; w drugiej ściskał laseczkę, wetkniętą pod ramię.Dwaj żołnie-rze uzbrojeni w karabiny wyglądali na jego straż przyboczną.Dzień był gorący i Bar-ney podejrzewał, że komendantowi musi być strasznie duszno w dopasowanym sza-rym mundurze, zapiętym pod samą szyję, w bryczesach i do połysku wyglancowanychwysokich butach.— Zawsze wygrywasz — zauważył Jay, kiedy chwilę później też przybiegł do me-ty.— Jestem najsprawniejszy, to dlatego.TLRBarney biegł teraz w miejscu, wysoko podnosząc kolana i wymachując rękami,jakby się topił w wodzie.W innych okolicznościach uważałby taki bieg na świeżym,pachnącym sosnowym olejkiem powietrzu za radosne przeżycie.Miał na sobie podko-szulek koloru khaki, szorty i tenisówki, które zdobył dla niego kapitan Campbell.Wy-posażono go też w zastępczą kurtkę, czapkę i płaszcz.Wszystko to było na niego owiele za duże, ale i tak mógł sobie pogratulować, że nie jest za małe.O nic nie pytał, podejrzewał jednak, że to ubranie zdjęto z jakiegoś zabitego żoł-nierza.Podszedł kapitan MacDermott z pułku Highland Rangers, który właśnie skończyłswoje rundy dookoła dziedzińca.Był najniższym jeńcem w „Ulu", mniejszym nawetod Eddiego — miał tylko metr sześćdziesiąt dwa wzrostu.Odznaczał się zaraźliwympoczuciem humoru.Strona 235 z 3682013-05-04 08:03:48— Musimy ci sprawić nocniczek z wyrzeźbionym twoim nazwiskiem, Patterson.Słuchajcie, to jest chyba pułkownik Hofacker! Trochę fircykowaty, muszę przyznać.Prawdziwy Beau Brummell, arbiter elegantiarum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]