[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Macie doprowadzić mnie do klucza.Jakzamierzacie to zrobić, skoro ujadacie na siebie niczym dwa psy w zaułku?Conan zamrugał z niedowierzaniem.Mysz atakująca kota wprawiłaby go w mniejszezdumienie.Bombatcie szczęka opadła.Gdy dziewczyna zamilkła, zaklął, ale schował miecz dopochwy. Jedziemy w góry wycedził przez zaciśnięte zęby.Conan bezlitośnie zdusił gniew,który groził ponownym wybuchem, i zapanował nad swymi emocjami.Okazując pozornyspokój, zawrócił konia na południe. Nie możesz! zaprotestowała Jehnna.Bezsilnie zacisnęła drobną piąstkę na kuli łęku.Jej władcza postawa zniknęła jak płomyk na wietrze. Conanie! Musisz jechać drogąwskazaną przeze mnie.Musisz!Cymmerianin zatrzymał się z westchnieniem i zerknął przez ramię. Jehnno, to nie jedna z gier, w jakie bawiłaś się w ogrodach swojej ciotki.Robię to, cochcę, a nie to, co czyimś zdaniem muszę robić. Myślę, że to wszystko bardzo przypomina grę rzekła ponuro Jehnna. Grę wolbrzymim labiryncie, tylko że ty odmawiasz dalszej zabawy. W tym labiryncie, Johnno, za każdym zakrętem może czyhać śmierć. Nie! twarz szczupłej dziewczyny stała się portretem świętego oburzenia. Ciotkawychowała mnie specjalnie w tym celu.To moje przeznaczenie.Nie wysłałaby mnie zpałacu, gdyby mogła spotkać mnie jakaś krzywda.Conan spojrzał na nią uważnie. Oczywiście, że nie rzekł powoli. Jehnno, zabiorę cię do klucza i skarbu, i zpowrotem do Shadizar.Obiecuję, że włos ci z głowy nie spadnie, ale najpierw musisz jechaćze mną, bowiem być może będziemy potrzebowali wszystkich umiejętności pewnegoczłowieka.Jehnna z wahaniem skinęła głową. Zgoda.Pojadę z tobą.Conan ruszył na południe, a Malak i Jehnna pociągnęli za nim.Bombatta, z twarzą ciemnąjak burzowa chmura, jechał na samym końcu.W lustrzanej komnacie w kryształowym pałacu nie było już żadnych cieni.Krwawy żarzniknął i Serce Arymana jarzyło się swą zwyczajną czerwienią.Amon Rama zatoczył się lekko, odchodząc od krystalicznej kolumny, na której spoczywałklejnot.Jego wąska twarz zdawała się jeszcze bardziej zapadnięta, a smagła skóra poszarzała.Rzucanie czarów na odległość wymagało ogromnego wysiłku.Musiał wypocząć i pokrzepićsię przed kolejną próbą.Jednakże teraz myślał nie tyle o śnie i jedzeniu, ile o powodzeniu swych zabiegów.Niewiedział, co się stało na równinie.Serce w tym samym czasie nie mogło być użyte jakoczarnoksięskie zwierciadło i soczewka mocy.Od razu odrzucił możliwość, że dziewczyna maz tym coś wspólnego.Prawda, była Jedyną, ale nie znała się na taumaturgii.Jej życie miałowyłącznie jeden cel i paranie się czarami było jej zakazane przez samą naturę tego, czemusłużyła.Pozostawali więc towarzyszący jej mężczyzni.Nie było wśród nich magów.Gdyby byłoinaczej, wykryłby wibracje mocy w chwili, gdy po raz pierwszy ujrzał ich w Sercu.Każdytalizman, zdolny osłonić ich przed wyzwoloną przez niego energią, również byłby doskonalewidoczny.To pozostawiało tylko jedną odpowiedz, aczkolwiek wydawała się ona zupełnienieprawdopodobna.Jeden z nich z pewnością jeden z dwóch wojowników posiadałniewiarygodnie potężną siłę woli.Uśmiech stygijskiego nekromanty znów zabłysł okrucieństwem.Nieugięta wola& Pozaporwaniem dziewczyny, coś takiego mogło dostarczyć mu niezłej rozrywki.Ale najpierw jedzenie, wino i sen.Amon Rama zmęczonym krokiem opuścił komnatęluster.Pozostało w niej tylko jarzące się Serce Arymana.VIIPurpurowa tarcza słońca dotykała już szczytów gór, ale nadal bez litości prażyła czwórkęjezdzców.Bombatta od chwili skręcenia na południe klął bez ustanku, ale czynił to szeptem&Conan zaś starał się niczego nie słyszeć.Gdyby usłyszał, musiałby zareagować, a doszedł downiosku, że Jehnna nie powinna widzieć, jak zabija Bombattę.Jednak gdyby dziewczyny niebyło, zrobiłby to z przyjemnością. Za następnym wzgórzem, Conanie oznajmił nagle Malak. Niech mnie Selketwypatroszy, jeśli nie tam jest chata Akiro.Chyba że okłamano mnie w Shadizar. Już trzy razy tak mówiłeś zauważyła uszczypliwie Jehnna.%7łylasty złodziej wzruszył ramionami i wyszczerzył zęby. Nawet ja czasami się mylę.Ale tym razem ręczę, że mam rację.Kamienie sypnęły się spod kopyt wierzchowca, gdy Conan ruszył w górę stoku.Zaczynałsię już zastanawiać, czy Malak choć w przybliżeniu orientuje się, w jakim kraju należy szukaćAkiro.Potem znalazł się na szczycie wzniesienia i warknął: Na Kamienie Hanumana! Nie przeklinaj przy Jehnne! prychnął Bombatta, ale gdy stanął u boku Conana, samnie wytrzymał. Na Wnętrzności i Pęcherz Czarnego Erlika! mruknął.Poniżej rzeczywiście wznosiła się siedziba Akiro prymitywna chałupa z gliny ikamienia, przytulona do zbocza wzgórza.I Akiro tam był.Pulchny, żółtoskóry czarnoksiężnikstał pod słupem wbitym przed chatą, a wokół jego kolan piętrzyły się gałęzie, które wcześniejzaczynały lizać płomienie.Przed stosem stali trzej mężczyzni, zwróceni do obserwatorów naszczycie.Unosząc w górę ręce mruczeli coś monotonnie.Szerokie rękawy długich białychszat spływały z ich rozpostartych rąk niczym skrzydła.Ponad dwudziestu innych, którychbrudne, wystrzępione łachmany żywo kontrastowały z białymi szatami trzech kapłanów,przyglądało się pilnie wszystkiemu wyjąc i potrząsając włóczniami. Nigdy za bardzo nie lubiłem Akiro wyznał słabym głosem Malak. Potrzebujemy go odparł Conan.Popatrzył na Bombattę, nie zadając pytania, aleZamorańczyk wyczytał je w jego oczach. Nie, barbarzyńco.Jeśli to człowiek, którego szukałeś, to wyłącznie twoja sprawa. Dlaczego tylko gadacie zapytała ze złością Jehnna zamiast pomóc temubiedakowi? Bombatto? Moim obowiązkiem jest strzec ciebie, dziecko.Miałbym zabrać cię pomiędzy tychdzikusów, czy może zostawić samą tutaj, podczas gdy w pobliżu mogą kryć się inni? Możemy jeszcze jechać do Arenjum zasugerował Malak. Jedz prosto do Akiro, Malaku. Conan dobył miecza.Zachodzące słońce zabłysłokrwawo na ostrej stali. Nie wytrzyma długo w tych płomieniach mówiąc te słowa,ścisnął boki wierzchowca i pognał w dół. Donarze, ratuj! wyjęczał Malak. Conanie, pomyśl, co to za ludzie, skoro udało imsię pojmać czarnoksiężnika! mamrocząc modlitwy do dziesiątki różnych bogów, małyzłodziej puścił wodze luzaka i pogalopował za Cymmerianinem.Conan szarżował w milczeniu, a wrzaski i śpiewy zebranych niżej wojowników zagłuszyłytętent końskich kopyt.Wierzchowiec wpadł między nich niczym okręt rozbijający fale i rozrzucił na boki.Ci,którzy nie ponieśli szkody, natychmiast zniżyli włócznie i rzucili się ku Conanowi, ale on narazie nie zwracał na nich uwagi.Skupił się na kapłanach w białych szatach, którzy nieprzestając śpiewać nie spuszczali oczu z Akiro.Zapewne odprawiali jakieś czary iCymmerianin uznał, że jeśli chce uratować Akiro, to musi położyć temu kres.Zrodkowy z trzech czarowników padł z wrzaskiem stratowany kopytami wierzchowca.Rozległ się okropny chrzęst łamanych kości.Wielki młodzieniec nie miał żadnych skrupułów,atakując przeciwników od tyłu.To nie była zabawa.Ci ludzie mieli zamiar zabić jegoprzyjaciela i musiał ich powstrzymać za wszelką cenę.Kapłan po prawej wyciągnął z obszernego rękawa długi sztylet.Cymmerianin nie potrafiłoderwać od człowieka przerażonego wzroku nawet w chwili, gdy uniósł miecz.Zciągniętedziko wargi kapłana obnażyły spiłowane zęby, ostre niczym wilcze kły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]