[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dom był z zewnątrz i od wewnątrz jasno oświetlony, jak gdyby odbywała się tam jakaś feta.Rainer wjedną rękę wziął moją walizkę, a drugą oparł opiekuńczo na moim ramieniu.Drzwi wejściowe nie były zamknięte.W holu siedzieli lub stali mężczyzni i kobiety i przyglądali się nam zciekawością.- Biuro jest na końcu korytarza - powiedział jeden z mężczyzn.Znalezliśmy właściwe drzwi i zapukaliśmy, ale nikt nas nie poprosił do środka.Nagle za moimi plecamiusłyszałam głos nabrzmiały silnie akcentowaną serdecznością:- Noo! Jesteś nareszcie!Odwróciłam się.Jakaś kobieta objęła mnie z radością i tak serdecznie, jakby od wielu dni tylko na mnieczekała.- Moja droga! To wspaniale, że przyjechałaś! Jakaś zwariowana pacjentka - pomyślałam.- Pomyliła mniez kimś innym".- Ach, dzień dobiy - powiedział Rainer i podał kobiecie rękę.- Rozmawiałem z panią przez telefon.Przy-jechaliśmy trochę pózniej, bo przed południem była straszna burza.- Nic nie szkodzi.Proponuję, żebyśmy poszli do jadalni, a ja każę zaraz przynieść wam coś do jedzenia.Amoże nie masz apetytu, Katja?Nie czekając na odpowiedz, zaprowadziła nas do jadalni.Przyjrzałam się jej dobrze.Ubrana była w rzu-cającą się w oczy jaskrawą suknię w kwiaty, na nogach miała buciki na wysokich obcasach.Jej włosybyły żółte jak słoma.- Jestem Rosmarie - przedstawiła się, stając przed jednym ze stołów w jadalni.- Będziemy mieć codzien51nie ze sobą do czynienia.Przynależę do wszystkich: do nowych, do starych i do zwolnionych.Zwolnieni - to słowo zabrzmiało dziwnie.Również owa Rosmarie wydała mi się dziwna.Poczułam, że jejnie lubię.Zmiała się głośno, a jednocześnie bacznie mnie obserwowała.Ja się nie śmiałam.Nawet się nie uśmiech-nęłam.Jak dotąd, Rosmarie nie powiedziała nic zabawnego.- Tak oni wszyscy wyglądają pierwszego dnia -ciągnęła dalej - ale wkrótce opór ustaje, a potem są za-dowoleni, kiedy wpadają w czułe ramiona innego człowieka,Rainer uśmiechnął się z przymusem.Rosmarie wyciągnęła jakieś papiery, które miałam podpisać.Umie-ściłam swoje nazwisko na kresce z objaśnieniem: Podpis pacjenta.- Nie przeczytasz najpierw tego, co podpisujesz? -zapytał Rainer.Wzruszyłam ramionami.Chciałam mieć tylko święty spokój.- To nie wyrok śmierci - powiedziała Rosmarie.-Raczej swego rodzaju nowy początek.Podjęłaś decyzję.Poco ci znajomość tych wszystkich paragrafów i spraw ubezpieczeniowych? Twój ojciec i tak cię ubezpieczył.Od tej chwili musisz się skoncentrować na jednym: musisz wyzdrowieć.Niech inni zatroszczą się o tencały biurokratyczny kram! Dla ciebie ważny jest jedynie regulamin naszego domu.Powinnaś zachowywaćsię tak, żeby ani sobie, ani innym nie zakłócać procesu zdrowienia.Zeby ich wspierać, nie zostawiać nalodzie i ze wszystkich sił, z całą pomysłowością współpracować z nimi.Tak jest przecież w każdej rodzinie,a my tu też tworzymy coś w rodzaju rodziny.Tyle że nieco większej.Naszym programem jest wzajemnapomoc i umacnianie.Jesteś teraz członkiem kręgu, który zawsze52trzyma się razem.Ale ja gadam i gadam.Może ty też chciałabyś coś powiedzieć?Pokręciłam głową, mając nadzieję, że i ona w końcu zamilknie.- Cóż, to się kiedyś zmieni.Nawet najgrubszy lód się topi, jeśli promienie słońca ogrzewają go dostateczniedługo.A moim zdaniem ty nie jesteś szczególnie grubą taflą lodu!Rosmarie uśmiechnęła się figlarnie i klepnęła mnie po przyjacielsku.Odpowiedziałam wzruszeniem ra-mion.Usiedliśmy wreszcie przy stole i jakaś starsza kobieta przyniosła na tacy herbatę i kanapki.Rainer zjadłkawałek chleba z serem, ja łyknęłam tylko miętowej herbaty.- A jak jest z odwiedzinami i korespondencją? - zapytał Rainer.- Przez dwa tygodnie żadnych kontaktów ze światem zewnętrznym.%7ładnych listów, telefonów, odwiedza-jących.Brzmi to może dość twardo, ale stwierdziliśmy, że bardzo ważne jest, aby natychmiast nastawić sięna nową rodzinę.Inni tylko przeszkadzają swoimi troskliwymi pytaniami.To jest tak, jak z małymidziećmi w szpitalu: po odwiedzinach matek dzieci marudzą i tęsknią za domem.Tego zaś chcemyuniknąć.Wszyscy przecież jesteśmy w jakiś sposób dziećmi.- powiedziała Rosmarie i posiała mipromienny uśmiech.Nie doczekawszy się z mojej strony żadnej reakcji, dodała sucho:- We wszystkich placówkach psychoterapeutycznych jest taki zwyczaj, że członkowie rodzin pozostają nazewnątrz.Zresztą to właśnie oni są często sprawcami problemów,Rainer miał minę nieszczęśliwą i zafrasowaną, kiedy żegnał się ze mną.- Początek będzie na pewno trudny - powiedział.-19Ale jeśli chodzi o blokadę kontaktów, to chyba nie będziesz mieć z tym problemów, bo sama ją sobienarzuciłaś.Próbował się roześmiać, ale wypadło to żałośnie.Uścisnął mi dłoń.- Jeśli to miejsce nie będzie dla ciebie odpowiednie, zabiorę cię stąd.Dotknęłam rękawa jego marynarki i powiedziałam:- Nie martw się.Nie ty urządziłeś ten świat.- Odwiedzę cię za czternaście dni, natychmiast jak minie ten okres - uśmiechnął się nieśmiało i poszedł.Rosmarie zaprowadziła mnie do wyznaczonego pokoju.Mówiła teraz mniej, prawdopodobnie powiedziałajuż wszystko, co nowa" wiedzieć powinna.Pokój miałam dzielić ze starszą panią, mniej więcej w wieku mojej matki.Kiedy podałam jej rękę i przed-stawiłam się, spojrzała na mnie z jawną niechęcią.- Hilda - powiedziała krótko i natychmiast puściła moją dłoń.- Nie przerażaj się chłodnym powitaniem naszej Hildy - uspokoiła mnie Rosmarie.- Jest niezadowolona,bo dano jej do pokoju młode stworzenie, a ona woli raczej towarzystwo osób w swoim wieku.Ale jednym znaszych celów jest właśnie nauka robienia tego, czego się nie lubi.Nie powinno się zawsze wydłubywaćrodzynek z ciasta, jak to robią dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]