[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkrótce dołączyli do nich inni, między innymi Akwilończyk. Przeje\d\ali tędy, wodzu stwierdził Urdos. Czy jedziemy za nimi? Nie, jedziemy z powrotem do Shahpuru odparł Berytus. Dlaczego? Zapytał Barca Shemita. Mo\emy ich złapać w ciągu jednego, lub dwóch dni. Tak? Co nam z tego? Nie mają ze sobą skarbu, a to dla nas jest wa\ne.Kończą się zapasy, a naszewierzchowce są na wpół okulałe od forsownej jazdy.Mo\emy uzupełnić \ywność, zmienić konie i wrócić tu wciągu pięciu dni.Jechaliśmy tak długo, bo szliśmy po śladach.Jeśli teraz pojedziemy prosto, najkrótsządrogą, stracimy niewiele czasu.Mówiąc to, zawrócił i ruszył na północ, rzucając ponure spojrzenia w stronę,gdzie umknęła ich zdobycz, pozostali poszli w jego ślady.* * *W krypcie, pod ołtarzem Ahrimana, kapłani zwołali tajne zgromadzenie.Tragthan i Shosq stali nad trumnąpodobną do kamiennego grobu.Le\ał w niej Nikas, ten o purpurowej twarzy.Był ciągle \ywy, mimo \e jegociało zostało niemal przepołowione przez Sagobala.Z rozległej rany sączyła się krew zmieszana z nieznanącieczą.Na wysokości pasa, gdzie kończyła się rana, ciało zdawało się goić. Jak wygląda nasza sytuacja? zapytał Nikas ledwie poruszając wargami, głosem słabym jak u ducha. Niepewna i niebezpieczna odpowiedział Tragthan.Miał twarz podobną do gada o \ółtawej skórze,zniszczonej wokół oczu i wzdłu\ dziwnych, prawie zanikłych warg.Oczy miały tak\e odcień \ółtawy, a zrenicepodobne były do prostokątów o zaokrąglonych końcach. Ludzie tego świata wcią\ grają w swoje gry chciwości i po\ądania.Sprofanowali naszą świątynię.Przynieśli do niej ziemskie sztuczki magiczne i zakłócili delikatną równowagę naszych działań.Mo\liwe, \ebyliśmy bliscy katastrofy. To był powa\ny błąd pozwolić trzymać głupie złoto temu satrapie w świętym miejscu syknął Shosq. Có\ innego mogłem zrobić? spytał Tragthan. Musieliśmy na to pozwolić, aby zapewnić sobieStrona 37Maddox Roberts John - Conan i łowcy główwspółdziałanie tej przeokropnej świni przy budowie świątyni.Nie domyślałem się, \e Sagobal wykorzysta tojako przynętę dla rabusiów, którzy przybyli tu rozlewając krew, zanim zdą\yliśmy wezwać naszego pana.Rozejrzał się, a jego oczy o po\ółkłych białkach zdawały się przeszywać ciemności. Jak daleko jest Umos? wyszeptał Nikas. Między światami powiedział Shosq nie istnieje ani w świecie naszego pana, ani w naszym.Tragthan i Shosq podeszli do ściany, przy której niedawno bandyci postawili swych zakładników.Byłaczarna i czyniła wra\enie czegoś, co wsysa w siebie wszelkie światło oraz barwy.Powierzchnia ścianypozostawała prawie gładka, ale w kilku miejscach powstały na niej wybrzuszenia.Po bardziej wnikliwymprzyjrzeniu się, niektóre z nich okazywały się być łudząco podobne do ludzkich twarzy, wykrzywionych przezagonię i przera\enie.Rozleglejsze wybrzuszenia uformowane zostały w kształt ludzkiego ciała.Na pierwszyrzut oka zdawać się mogło, \e to relikt przedstawiający postać człowieka, ale uwa\niejsze spojrzenieujawniało coś bardziej przera\ającego.Wyglądało to tak, jakby jakiś człowiek znajdował się po drugiej stronieczarnej membrany, usiłując przebić się do rzeczywistego świata.Jego twarz była obliczem kapłana Umosa. Umos, czy słyszysz nas? zawołał Tragthan.Przez dłu\szy czas nie było odpowiedzi, po czym dobiegł ich dzwięk jakby z wielkiego oddalenia. Słyszę cię, bracie! dochodził głos zza ściany. Nasz pan po\era swoje ofiary, zwykłychśmiertelników rzuconych tutaj razem ze mną.Jego głód wzrasta.Wydostańcie mnie stąd, albo znajdzcie muinnych, którzy mogliby zaspokoić jego nienasycenie. To niedorzeczność stwierdził Shosq jeszcze nie nadszedł czas.Musimy przyciągnąć naszego panabli\ej do jego ołtarza, zanim nasyci się duszami swych ofiar.Staje się mocniejszy i wkrótce nabierzewszechmocy.A stanie się to, gdy nastąpi właściwe ustawienie planet i gwiazd niezbędne, aby rytuał i rzucanezaklęcia obudziły w nim jego własną samoświadomość kapłan wypowiadał te słowa w szybkim tempie,jakby przepełniony nagłym strachem, po czym odwrócił się od Tragthana, patrząc z przera\eniem w oczach. Tragthan mogliśmy ściągnąć do tego świata coś zarazem bezmyślnego i wszechmocnego! A co w tym złego, jeśli tak się stanie? zapytał kapłan o gadzim wyglądzie. Co masz na myśli? spytał Shosq. Czy jesteśmy dziećmi, aby postrzegać naszego boga jako miłującego ojca? Wielki Ahriman jest panemdestrukcji, niszczycielem światów.Nawet w godnym pogardy kulcie Ormazda uznaje się, \e Ahriman musidopełnić swego aktu zniszczenia, aby Ormazd mógł dobrotliwie odbudować swój świat.My zaś wiemy, \edestrukcja kończy wszystko.Destrukcja jest chwałą Ahrimana. Ale to jest niezgodne z odwiecznym procesem! zaprotestował Shosq. Działanie magii tego czarownika przyciągnęło uwagę naszego boga tak, jak magnes przyciąga opiłki\elaza.Zmusił śmiertelników, aby oparli się o ścianę.Wówczas stali się ofiarami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]