[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Summer wzięła głęboki oddech.- Nie posuniemy się dalej, Blake.I tak sprawy wymknęły się spod kontroli.Gdy zaczęła się wycofywać, chwycił ją mocniej.Stali naprzeciw siebie, znów czujni,na powrót spięci.- Podaj mi choć jeden powód.Tylko dobry, do diabła.- Dezorientujesz mnie! - wybuchnęła niespodziewanie Summer i od razu tegopożałowała.Zaklęła.- Do cholery, nie znoszę tego uczucia.- Chcę ciebie.- W jego głosie była niecierpliwość.- Też nie znoszę tego uczucia.- W takim razie mamy problem - orzekła dziwnie lekkim tonem, poprawiając włosy.- Pragnę cię.- Powiedział to w taki sposób, że zamarła z ręką w powietrzu i popatrzyłana niego uważnie.Te słowa nie miały w sobie nic z męsko - damskiej gry.Przeciwnie, byłyporażająco zwyczajne.- Pragnę cię bardziej niż kogokolwiek.Trudno mi się z tym pogodzić.- Mamy więc duży problem.- Summer oswobodziła się z uścisku Blake'a i przysiadłana skraju stołu.- Jest tylko jeden sposób, aby go rozwiązać.- Dwa.- Zdobyła się na uśmiech.- I mój sposób jest najbezpieczniejszy.- Najbezpieczniejszy - powtórzył, przesuwając palcem po aksamitnej wypukłości jejpoliczka.- Potrzebujesz poczucia bezpieczeństwa?- Owszem - odparła z przekonaniem.Nie myślała o tym, dopóki nie pojawił się Blakei nie zagroził jej poczuciu wolności.- Wiele sobie obiecałam, wyznaczyłam cele.Instynktpodpowiada mi, że będziesz przeszkodą w ich osiągnięciu.A ja zawsze kieruję sięinstynktem.- Nie zamierzam w niczym ci przeszkadzać.- Mam zasady.Jedna z nich zabrania nawiązywać stosunki osobiste ze wspólnikiemlub klientem.Zaliczasz się do obydwu kategorii.- Jak chcesz się temu oprzeć? Stosunki osobiste mają wiele odcieni.Niektóre już nasłączą.Nie mogła zaprzeczyć.Najchętniej uciekłaby jak najdalej od tego człowieka.- Udało nam się trzymać z dala od siebie przez dwa tygodnie - zauważyła.- Róbmytak dalej.Oboje mamy teraz dużo pracy, więc nie będzie to trudne.- Prędzej czy pózniej któreś z nas złamie zasady.To prawda, pomyślała Summer, imogę to być ja.- Nie wiem, co będzie prędzej czy pózniej.Interesuje mnie tu i teraz.Zostaję na dole iwracam do pracy.Ty jedz na górę i rób swoje.- Zwietny pomysł.- Blake zrobił krok w jej kierunku.Summer zsunęła się ze stołu.Wtej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.- Panie Cocharan, telefon, sekretarka mówi, że to coś ważnego.Blake z trudem opanował emocje.- Zaraz przyjdę.- Rzucił Summer długie, stanowcze spojrzenie.- Jeszcze nieskończyliśmy ze sobą.Odezwała się, gdy był już w drzwiach.- Mogę zamienić to miejsce w pałac albo w spelunę.Wybór należy do ciebie.Blake odwrócił się w progu.- Szantaż?- Raczej zabezpieczenie tyłów.- Uśmiechnęła się uroczo.- Graj według moich reguł, awszyscy będą zadowoleni.- Punkt dla ciebie, Summer - przyznał.- Tym razem.Gdy drzwi zatrzasnęły się,usiadła ciężko na krześle.Wyprowadziła go w pole, lecz gra toczy się dalej, a jej końca niewidać.Upłynęła godzina, nim Summer opuściła tymczasowy gabinet i wróciła do kuchni.Młodzi chłopcy przemykali tam i z powrotem z wózkami wyładowanymi brudnyminaczyniami.Zmywarka buczała pracowicie, garnki kipiały, ktoś śpiewał.Do pory obiadowejzostały tylko dwie godziny.Pośpiech i zamieszanie wzmagały się z każdą minutą.Właśnie wtedy dotarł do niej intensywny zapach jedzenia i Summer zdała sobiesprawę, że od rana nie miała nic w ustach.Zdecydowana upiec dwie pieczenie przy jednymogniu, zaczęła szperać w szafkach.Zamierzała znalezć coś odpowiedniego na pózny lunch iprzy okazji zorientować się w ich zawartości.Nie mogła narzekać.Szafki były świetnie zaopatrzone, a zapasy sprawiały wrażenieregularnie uzupełnianych.Maks ma naprawdę wiele zalet, pomyślała z uznaniem.Szkoda, żenie należą do nich otwartość i skromność.Przejrzała wszystkie zakamarki, ale nie znalazłatego, czego szukała.- Summer?Usłyszawszy głos Maksa, powoli zaniknęła szafkę.Nie musiała na niego patrzeć, byodgadnąć, że przybrał wyraz chłodnej uprzejmości zmieszanej z dezaprobatą.Trzeba będziecoś z tym zrobić, pomyślała.W tej chwili była zbyt zmęczona, głodna i nie w nastroju dopoważnych rozmów.- Słucham, Maks.Otworzyła następną szafkę i zajrzała do środka.- Może mógłbym w czymś pomóc?- Może - odparła, nie przerywając zajęcia.- Sprawdzam zaopatrzenie i przy okazjiszukam słoika z masłem orzechowym.Widzę - energicznie kontynuowała przegląd wiktuałów- że jesteśmy.świetnie zaopatrzeni i zorganizowani.- Moja kuchnia zawsze jest perfekcyjnie zorganizowana - powiedział sztywno Maks.-Nawet podczas tego całego.zamieszania.- To się niedługo skończy - zapewniła.- Nowe kuchenki chyba zdały egzamin.- Dla niektórych nowe znaczy lepsze.- Dla niektórych - odparła - postęp oznacza katastrofę.Gdzie znajdę masło orzechowe,Maks? Jestem naprawdę głodna.- Summer odwróciła się w samą porę, aby zobaczyć, jakbrwi Maksa unoszą się powoli, a na usta wstępuje grymas politowania.- Na dole - powiedział wyniośle.- Tam trzymamy takie rzeczy dla dzieci.- Zwietnie.- Nie przejęła się uszczypliwym komentarzem.Kucnęła i wydobyłaupragniony słoik.- Przyłączysz się?- Dziękuję, nie.Muszę wracać do pracy.- Trudno.- Wzięła nóż i zaczęła grubo smarować masłem kromki.- Jutro o dziewiątejprzejrzymy razem projekt menu.- O tej porze jestem bardzo zajęty.- Otóż nie - powiedziała łagodnie.- Jesteśmy zajęci od siódmej do dziewiątej, potemwszystko się uspokaja, zwłaszcza w dni powszednie, i mamy względny spokój aż do lunchu.O dziewiątej - powtórzyła, nie zwracając uwagi na gniewne prychnięcie Maksa.- A terazprzepraszam, idę po galaretkę.Obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wielkich lodówek, zostawiającpoirytowanego kucharza.Pompatyczny, zacofany typ, myślała, nakładając na talerzgrejpfrutową galaretkę.Dopóki nie przestanie być taki sztywny i oporny, ciężko będzie im siępracowało.Parokrotnie myślała już, że Maks złoży rezygnację i w chwilach napięć czekała nato z niecierpliwością.Zmiany w kuchni już dają się odczuć, uznała, składając kanapkę z masłem i zgalaretką.Dodatkowy blat i lepszy sprzęt usprawniły przygotowywanie potraw.Poprawiła sięteż ich jakość.Gdy wgryzła się z apetytem w kanapkę, usłyszała za sobą podekscytowaneszepty.- Maks będzie wściekły.Wściekły!- Nic już nie może zrobić.- Co najwyżej drzeć się i łomotać garnkami.Kpiący ton ostatniego zdania sprawił, że Summer odwróciła się w kierunkurozmawiających.Byli to dwaj asystenci, pochylali się nad kuchenką.- Z jakiego powodu? - spytała głośno, z pełnymi ustami.Dwie zdziwione twarzeobróciły się ku niej.Obie były zaczerwienione z gorąca i z podniecenia.- Może pani powinna mu to powiedzieć, pani Lyndon - odezwał się jeden po chwiliwahania.W jego głosie wciąż jeszcze pobrzmiewała nutka rozbawienia.- Co powiedzieć?- Julio i Georgia uciekli razem na Hawaje.Dowiedzieliśmy się o tym przed chwilą odbrata Julia.Julio i Georgia? Po krótkim namyśle Summer przypomniała sobie dwójkę kucharzy ztrzeciej zmiany.Spojrzała na zegarek.Powinni tu być od piętnastu minut.- Rozumiem, że nie pojawią się dziś w pracy.- Odeszli.- Jeden z kucharzy pstryknął głośno palcami.- Urwali się, tak po prostu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]