[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale teraz ten przydomek do niego pasował.Moroney był tak chudy, że podskórą widać mu było żebra.Mimo to stół, przy którym siedział, był dosłownie zasłanykośćmi.Ten szczegół zaintrygował Kenny ego Dorchestera.Wszystkie te kości.Zaczął jeliczyć, ale wkrótce stracił rachubę, gdyż ogryzione żeberka leżały bezładnie na talerzachpośród małych kałuż schnącego sosu.Ich objętość świadczyła jednak, że Moroney pochłonąłprzynajmniej cztery połcie żeberek, być może nawet pięć.Kenny emu Dorchesterowi nasunęła się myśl, że Henry Kościotrup Moroney poznałtajemnicę.Jeśli istniał jakiś sposób na to, by stracić na wadze dziesiątki kilogramów, a mimoto nadal być zdolnym do pochłonięcia pięciu połci żeberek za jednym posiedzeniem, Kennyrozpaczliwie pragnął go poznać.Wstał, podszedł do boksu Moroneya i wcisnął się na miejsceobok niego. Poznaję cię oznajmił.Moroney uniósł wzrok, jakby do tej chwili w ogóle nie zauważył Kenny ego. Och odezwał się słabym, znużonym głosem. To ty.Sprawiał wrażenie okropnie zmęczonego, ale Kenny pomyślał, że to zapewne naturalne wwypadku kogoś, kto schudł tak bardzo.Oczy miał zapadnięte, jego oczodoły zamieniły się wszare, głębokie dziury, a skóra zwisała w bladych, pustych fałdach.Pochylał się, wspartyłokciami o blat, jakby był zbyt słaby, żeby siedzieć prosto.Wyglądał okropnie, ale stracił nawadze tak wiele. Zwietnie wyglądasz! palnął Kenny. Jak to zrobiłeś? Jak? Musisz mi powiedzieć,Henry, naprawdę musisz. Nie wyszeptał Moroney. Nie, Kenny.Zostaw mnie.To nie przypadło do gustu Kenny emu. No, nie! zawołał. Przyjaciele tak nie postępują.Nie pójdę sobie, dopóki niezdradzisz mi swojej tajemnicy, Henry.Jesteś mi to winien.Pomyśl, ile razy dzieliliśmy sięchlebem. Och, Kenny ciągnął Moroney swym słabym, straszliwie brzmiącym głosem.Odejdz, proszę, odejdz, nie chcesz tego wiedzieć, to zbyt.zbyt. Przerwał w połowiezdania.Po jego twarzy przebiegł spazm.Mężczyzna jęknął.Głowa odskoczyła mugwałtownie w bok, jakby miał jakiś atak.Zabębnił dłońmi o stół. Ooooo zawołał. Henry, co się stało? zapytał zaniepokojony Kenny.Był już pewien, że KościotrupMoroney przesadził ze swoją dietą. Oooch westchnął Moroney z nagłą ulgą. To nic, nic.Wszystko w porządku.powiedział, ale ton jego głosu zadawał kłam coraz radośniejszym słowom. Czuję sięrewelacyjnie.Rewelacyjnie, Kenny.Nie byłem taki szczupły od czasu.od czasu.właściwieto nigdy taki nie byłem.To cud. Uśmiechnął się blado. Wkrótce osiągnę cel i wtedywszystko chyba się skończy.Chyba osiągnę cel.Właściwie to nie wiem, ile teraz ważę.Dotknął dłonią czoła. Ale jestem szczupły, naprawdę szczupły.Prawda, że dobrzewyglądam? Tak, tak potwierdził niecierpliwie Kenny. Ale jak to zrobiłeś? Musisz mipowiedzieć.Z pewnością nie dzięki tym oszustom z klubu. Nie dzięki nim zgodził się słabym głosem Moroney. Nie, to była małpia kuracja.Masz, zapiszę ci adres.Wyjął ołówek i nabazgrał coś na serwetce.Kenny schował ją do kieszeni. Małpia kuracja? Nigdy o niej nie słyszałem.Na czym ona polega? To. zaczął i nagle dopadł go kolejny atak.Zaczął miotać groteskowo głową. Idztam powiedział Kenny emu. Ona działa, Kenny, och, tak.Małpia kuracja, tak.Nie mogępowiedzieć nic więcej.Masz adres.Wybacz, ale muszę iść.Oparł dłonie płasko o blat, podniósł się z wysiłkiem i poszedł do kasy, powłócząc nogamijak człowiek dwukrotnie starszy.Kenny Dorchester śledził go wzrokiem.Doszedł downiosku, że Moroney zdecydowanie przesadził z tą małpią kuracją, czymkolwiek mogła onabyć.Nigdy przedtem nie miał żadnych tików i spazmów czy co to tam było. Trzeba umieć zachować umiar powiedział sobie stanowczo.Poklepał się po kieszeni,żeby się upewnić, czy serwetka tam jest, postanowił, że będzie rozsądniejszy niż KościotrupMoroney, i wrócił do boksu na drugi płat żeberek.Pożarł w sumie cztery, przekonany, że jeślima od jutra zacząć dietę, to dobrze byłoby najpierw porządnie się najeść.Następnego dnia była sobota, Kenny mógł więc bez przeszkód udać się na poszukiwaniamałpiej kuracji i marzenia o nowej, szczupłej wersji własnej osoby.Wstał wcześnie inatychmiast pobiegł zważyć się na elektronicznej wadze.Bardzo ją lubił, bo nie musiał sięschylać, żeby odczytać wynik.Urządzenie wyświetlało go jasnymi, dużymi, czerwonymicyframi.Tego dnia ważył 166 kilogramów.Przybyło mu kilka, ale nie przejął się tym zbytnio.Małpia kuracja szybko go od nich uwolni.Zamierzał najpierw zadzwonić, żeby się upewnić, czy mają otwarte w sobotę, ale okazałosię to niemożliwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]