[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wśród młodzieżyczęściej jednak zdarzali się brejkerzy tańczący przy rapie i me-tale uwielbiający heavy metal i chodzący w skórach.A jednakmimo zachodnich gustów muzycznych, częstych nieobecności wkambuzie i beztroskiego sypiania z kim popadło, zdaniem tak kon-serwatywnego arbitra moralności jak Wołowoj, Zina nadal należałado rzetelnych i politycznie dojrzałych.Zważywszy na stojące przed pierwszym oficerem zadanie ob-serwowania zagranicznych prowokatorów, można to było zrozumiećtylko w jeden sposób.A więc nie tylko dziwka i szmuglerka, ale także donosicielka.Prosty i krótki wniosek.Jak przesuwanie kulek na liczydle i wynikdodawania.Dziewczyna z Gruzji.Wykształcenie sprowadzone doumiejętności nalewania zupy.Awansuje do kręgów przemytniczychOdessy, kurwi się we Władywostoku i szpicluje na morzu.Bezna-dziejne życie, beznadziejnie zaczęte i beznadziejnie skończone.Pozbawione norm moralnych, przymiotów ducha i refleksji nadsamą sobą.W każdym razie tak to wyglądało.169Arkadij zauważył, że na kasecie grupy Van Haien pasek chro-niący przed skasowaniem został usunięty.Włożył taśmę do odtwa-rzacza i usłyszał kobiecy głos z silnym gruzińskim akcentem: Za-śpiewaj mi to, po prostu zaśpiewaj.Głos należał do Ziny.Arkadijpamiętał go ze stołówki.Odtwarzacz miał w rogu wbudowany mi-krofon.Zabrzmiał męski śpiew z akompaniamentem gitary.Możesz mi poderżnąć gardłoMożesz pociąć mi przegubyLecz nie ruszaj strun mej gitary.Niech mnie wdepcą w błotoNiech mnie wcisną pod wodęTylko niech zostawią moje struny.Słuchając śpiewu, Arkadij zajrzał do szuflady biurka, znalazłłyżki i zaczął szukać krystalicznego jodu.Kryształków nie było,rozejrzał się więc za jodem w tabletkach.W sali stała zamknięta nakłódkę szafka z lekarstwami przeciwdziałającymi napromieniowa-niu, czyli inaczej mówiąc na wypadek wojny.Wsadził w skobelśrubokręt i ukręcił kłódkę, jednak w środku znajdowały się tylkodwie butelki szkockiej whisky, broszura na temat zasad dystrybucjijodu i witamina E na wypadek ataku jądrowego.Jod znalazł w końcuw ogólnie dostępnej szafce. Zaśpiewaj jeszcze coś powiedziała Zina. Najlepiej tę zło-dziejską.Mężczyzna na taśmie się roześmiał. Innych nie znam.Arkadij nie poznawał jego głosu, ale piosenkę znał.Nie miała nicwspólnego z muzyką zachodnią, rockiem czy rapem.Słyszał ją w170wykonaniu moskiewskiego aktora Wysockiego, który stał się sławnyw całym Związku Radzieckim jako nieuznawany oficjalnie autor iwykonawca gorzkich, smętnych i jakże rosyjskich w nastroju pieśnio ludziach z marginesu i więzniach.Wysocki akompaniował sobiena siedmiostrunowej rosyjskiej gitarze, najłatwiejszym na świecieinstrumencie do brzdąkania.Piosenki rozchodziły się po kraju wpostaci magnatizdatów dzwiękowej wersji samizdatów a Wy-socki zdobył sobie dodatkowy tytuł do chwały, pijąc w młodymwieku na umór, co go ostatecznie doprowadziło do śmierci na atakserca.Z radzieckiego radia płynęły bezmyślne kawałki w rodzaju Kocham życie, kocham je znów i od nowa , na które zdawałobysię ludzie pozostaną głusi, prawda jednak jest taka, że żaden innynaród na świecie nie przejmuje się muzyką tak bardzo i nie jest odniej aż tak uzależniony, jak Rosjanie.Po siedemdziesięciu latachsocjalizmu złodziejskie pieśni nabrały statusu antyhymnów ZwiązkuRadzieckiego.Mężczyzną śpiewającym na taśmie nie był Wysocki, ale robił tocałkiem niezle.Trwa polowanie, polowanie trwa bez końcaNa drapieżniki, co w rozpaczy szczerzą kłyKrzyczą myśliwi, psy szczekają.W blasku słońcaNa białym śniegu lśnią czerwone ślady krwiMamy ostre i kły, i pazuryMoże stary odpowie mi wilkCzemu jednak boimy się kuliCzemu ludzki przeraża nas krzyk*.* Przekład Marlena Zimna.Na końcu taśmy Zina powiedziała tylko: Wiem, że nie znasz in-nych, ale tylko takie mi się podobają.Arkadija właściwie ucieszyło,171że właśnie takie jej się podobały, i włączył następną taśmę, ta jednakokazała się całkiem odmienna.Zina mówiła na niej niskim, zmę-czonym głosem: Modigliani malował Achmatowa aż szesnaście razy.Tak siępoznaje mężczyznę.Należy go zmusić, żeby cię namalował.Przydziesiątym podejściu zaczynasz rozumieć, jak on cię naprawdęwidzi.Tylko że ja przyciągam niewłaściwych mężczyzn.Nie ma-larzy.Trzymają mnie w garści i cisną, jakbym była tubką farby, a onimuszą ją jednym ruchem wycisnąć.Ale to nie malarze.W obrębie jednego zdania Zina potrafiła mówić słodkim i cie-płym, a zaraz potem śmiertelnie zmęczonym głosem, jakby brzdą-kała na własnych strunach głosowych. Na produkcji pracuje jeden mężczyzna, który wygląda intere-sująco.Jest bledszy od ryby, ma głęboko osadzone, jakby lunatyczneoczy.I w ogóle mnie nie zauważa.Byłoby ciekawie go przebudzić.Ale niepotrzebny mi jeszcze jeden mężczyzna.Bo jednemu sięzdaje, że może mi mówić, co mam robić.Drugiemu się zdaje, żemoże mi mówić, co mam robić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]