[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czekajmy na ciąg dalszy!Złodziej wstał wreszcie i skierował swe kroki z.powrotem do pałacu.- Wraca! - szepnęła Juana.- A więc to ktoś z zamku? - Tak!- Senor, ty wiesz, kto to jest! Błagam cię, powiedz!- Sama domyślisz się nazajutrz.Miej tylko oczy otwarte! - Jakże poznam? Przecież złodziej niewyda się sam!- Owszem! Pożegna się z wszystkimi i opuści jawnie zamek, lecz powróci niebawem pod błahympozorem.-Nocą?- Nie, otwarcie w dzień!- Po cóż miałby powracać?- Przekona się, iż szkatułka pod dębem zniknęła, a że jest diabelnie uparty, powróci, by przekonaćsię, kto mu spłatał figla! - Rozumiem! Wygrzebiemy szkatułkę z ziemi!- Tak! I ty to uczynisz! Masz oto małe zawiniątko i połóż je zamiast szkatułki.Juana wzięła zawiniątko i pobiegła pod dąb.Wygrzebała szkatułkę, wrzuciła do jamy zawiniątko izasypała z powrotem, uklepując starannie ziemię.- Mam szkatułkę! - szepnęła wracając do Zorry.-Schowaj ją w bezpiecznym miejscu, lecz nie w kasie, i nic nie mów nikomu.Ani jednymspojrzeniem nie daj poznać po sobie, iż wiesz cokolwiek o nocnym włamaniu.Dopiero po odjezdziezłodzieja szkatułkę zwrócisz ojcu i poprosisz, by ją dobrze ukrył.- Czy poznam złodzieja?Lecz nie otrzymała odpowiedzi.Rozejrzała się dookoła.Zorro znikł.Juana pobiegła do zamku, mocno przyciskając szkatułkę do piersi.Kłopoty AnglikaNazajutrz wczesnym rankiem lord Lister opuścił zamek, wymawiając się pilną sprawą, i wyruszyłdo Saragossy.Nieco pózniej kilku młodych gości marszałka również opuściło siedzibę wielkopańską,wyruszając do Madrytu.Juana przypomniała sobie zagadkowe słowa Zorry i czekała na powrót nocnego włamywacza.Podczas gdy młodzi ludzie ciągnęli w swych karocach do Madrytu, na drodze do Saragossy Anglikzatrzymał swego wierzchowca, skręcił do lasu, zsiadł, przywiązał konia do drzewa i ruszył piechotą zpowrotem.Zbliżając się do zamku, zwalniaj kroku i ostożnie rozglądał się dokoła.Wreszcie tuż przy ogrodziepołożył się na ziemi i zaczął się czołgać.Przez otwór w żywopłocie przedostał się do parku i zatrzymał sięobok rozłożystego dębu.Nie podnosząc się, gorączkowo rozgrzebywał rękami ziemię.Wtem na usta jegowybiegło przekleństwo.Rozgrzebał ziemię, lecz nie natrafił na szkatułkę, natomiast palce jego trafiły nazawiniątko.Wydobył je z ziemi i odwinął szmatę.W ręku trzymał swój własny portfel, ten sam, który muZorro zagrabił poprzedniego dnia w zagadkowy sposób.- Damned - zaklął.- Szkatułkę ukradł Zorro! Po raz trzeci jest górą.To nie do wiary!Zaczął czołgać się z powrotem, wydostał się na gościniec i po wrócił do lasu, gdzie pozostawiłkonia.- Zorro znajduje się pomiędzy domownikami - rozmyślał.Dziwna, ciekawa zagadka.muszę jąrozwiązać.Kto to jest Zorro? Skąd wiedział, że włamię się do kasy Serrana?Odwiązał konia od drzewa.- Muszę wrócić, lecz jaki powód podam? Aha, już wiem!Wyszedł z koniem na drogę, podniósł ostry kamień i zaczął ścierać nim skórę na swoim czole.Pochwili skóra rozdarła się i ukazała się krew.Wyciągnął chustkę z kieszeni i owiązał nią głowę.Następniewytarzał się w ubraniu w pyle przydrożnym, potem wsiadł na konia i ruszył z powrotem do zamku.Niemałe zdumienie ogarnęło służbę i domowników don Serrana, gdy ujrzeli powracającegoAnglika, lecz w jakim stanie?Resztkami sił szlachetny lord trzymał się w siodle, głowę miał owiniętą zakrwawioną chustką, całeodzienie było w kurzu.- Co się stało, milordzie? - zawołano podbiegając ku niemu i ściągając go z konia.- Koń.poniósł! - jęknął Anglik.- Poniósł i wyrzucił mnie z siodła.Zraniłem się w głowę!.Zaniesiono go do jednej z komnat zamkowych i ułożono na łóżku.Senorita Juana delikatnie zdjęła chustkę z głowy rannego, by zrobić okład.- Rana niezbyt grozna! - roześmiała się Juana.- %7łyciu pańskiemu nie zagraża niebezpieczeństwo.- Och, senorito! - westchnął Anglik, wznosząc ku niej oczy.- Już czuję się daleko lepiej, twojecudowne rączki to zdziałały.Ogłuszył mnie upadek z konia, obecnie jednak czuję się zdrów i silny!I łącząc czyn ze słowami, lord Lister powstał z łóżka.- Lekkie zawroty głowy - rzekł - oraz pewne osłabienie, a za jakieś dwie, trzy godziny dosiądękonia i wyruszę w drogę.Jeśli pozwolisz, senorito, wyjdę do parku, by zaczerpnąć nieco powietrza.Wyszli razem i zaczęli spacerować alejami, gawędząc.Wtem Anglik zatrzymał się jak wryty:- Patrz, senorito, ślady kobiecych nóżek.Jakaś kobieta szukała czegoś pod tym drzewem!- O, milordzie - uśmiechnęła się Juana.- Zaprzątasz sobie głowę rzeczami bez najmniejszegoznaczenia.Czy to mało kobiet przebiega tędy w ciągu całego dnia? Była to zapewne żona lub córkaogrodnika!Anglik milcząc poszedł dalej.Nieco pózniej opuścił pod błahym pretekstem towarzystwo Juany.Dziewczyna odczekała chwilę i pobiegła do swego pokoju, stąpając ostrożnie na korytarzu.Otworzyła drzwijednym szarpnięciem i ujrzała mężczyznę na czworakach, zaglądającego pod jej łóżko.Milcząc czekała, ażmężczyzna się wyprostuje.Wreszcie nieproszony gość powstał z podłogi, trzymając w rękach szkatułkę,którą wydobył spod łóżka.Był to lord Lister.- Zostaw pan tę szkatułkę w spokoju, panie Raffies rozległ się głos Juany.Anglik drgnął i stanął jak osłupiały.- Domysły pańskie były słuszne - ciągnęła dalej Juana.- Tak, to ja odebrałam panu szkatułkępoprzedniej nocy.A teraz zechce pan łaskawie pozostawić ją w tym pokoju i opuścić zamek jak najprędzej.Raffies uczynił krok w stronę okna, chcąc uciec przez balkon.- Wstydz się, senor! - rzekła pogardliwie Juana. Chcesz uchodzić za dżentelmena, a okradaszkobietę.Włamywacz zbladł, położył szkatułkę na stoliku i wyszedł z pokoju z opuszczoną głową.Powróciłjednak i zapytał pozornie obojętnym tonem:- Jedno słowo, senorito! Czy sama odkryłaś nocną kradzież, czy też uprzedzono cię?- Uprzedzono mnie!- Domyśliłem się tego! Wydał mnie Zorro!- Domyślaj się czego chcesz, senor, lecz opuść czym prędzej zamek, którego gościnnościnadużyłeś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]