[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Malory potrzebowała dziesięciu sekund, aby odzyskać głos.- Co?Co takiego?Jak to?Dlaczego?Przecież pani K., to jedna z naszych najlepszych klientek.Zawsze pierwsza ogląda brązy art deco.Wargi Toda ułożyły się w wąski, ironiczny uśmieszek.- Lepszy wróbel w garści.Taką właśnie mądrością uraczyła mnie Pamela, kiedy odkryłem, co zrobiła.A jak dokonałem mojego odkrycia?- zawiesił głos triumfalnie.- Ano wydarzyło się to, kiedy pani K., zupełnie nieoczekiwanie, przyjechała wczorajpo południu.Bo nie mogła się już doczekać, jak mi wytłumaczyła.A przywiozła ze sobą niejedną, tylko dwie przyjaciółki.Myślałem, że się zapłaczę.- Jak się to odbyło?Co powiedziała?- No więc chciałem jej pokazać rzezbę, a tam plakietka sprzedane naklejona napodstawkę.Pomyślałem, że to pomyłka, ale poszedłem sprawdzić.Pamela sprzedała ją dziś rano, najwidoczniej wtedy, kiedy byłem na zapleczu iwydzwaniałem do Alfreda, by go ułagodzić po tym, jak Pamela Zmierdziel zarzuciła mu, żeza dużo sobie policzył za skrzynie na marmurowe akty.Print to PDF without this message by purchasing novaPDF (http://www.novapdf.com/)- Alfred?Za dużo sobie policzył?- Malory przycisnęła ręce do skroni.- Nie mogę tego pojąć.- To było straszne.Po prostu straszne.Dobre dwadzieścia minut go urabiałem, a i tak nie byłem do końca pewien, czy niewparuje do środka i nie przywali jej tym swoim wielkim młotem.Właściwie powinienem mu był pozwolić.- Przez chwilę rozważał ów pomysł, po czym zamachał obiema rękami, jakbyodpędzał go od siebie.- W każdym razie podczas gdy ja pacyfikowałem Alfreda, Pamela sprzedała brąz paniK., jakiemuś turyście, który zajrzał do nas zupełnie przypadkowo.- Tod odchylił się do tyłu, przykładając dłoń do serca.- Nadal nie mogę w to uwierzyć.Pani K., była oczywiście bardzo wzburzona i zażądała rozmowy z tobą.Musiałem jej wytłumaczyć, że już u nas nie pracujesz.No i wtedy rozpętało się piekiełko.Zupełnie jakby gówno wpadło do wentylatora.- Pytała o mnie?Jakie to słodkie.- Potem zrobiło się jeszcze słodziej.Pamela zeszła na dół i się zaczęło.Cyrk jak rzadko.Najpierw wystartowała pani K.: Jak mogło dojść do sprzedaży rzeczy odłożonej dlaklienta ; na co Pamela złośliwie, że Galeria nie praktykuje odkładania czegokolwiek, jeśliklient nie wpłaci depozytu gotówką.- Depozyt gotówką?- Wstrząśnięta Malory mogła tylko wybałuszyć oczy.- Od jednej z naszych najstarszych i najbardziej wiarygodnych klientek?- Właśnie.I znowu pani K.: Od piętnastu lat patronuję tej galerii i zawsze moje słowowystarczało.A James gdzie się podział ?Print to PDF without this message by purchasing novaPDF (http://www.novapdf.com/)A Pamela na to: Pani wybaczy, ale ja teraz prowadzę galerię.No więc pani K., z grubej rury: No cóż, skoro James postawił kretynkę na czelegalerii, to znaczy, że cierpi na demencję starczą.- Och nie, pani K.- W tym czasie Julia pognała na zaplecze zadzwonić do Jamesa i poinformować go, żemamy drobny problem.Pamela i pani K., niemal biorą się do bitki, kiedy wpada James.Usiłuje je uspokoić, ale te za bardzo już są nabuzowane.Pani K., powiada, że nie będzie niczego załatwiała z tą kobietą.Prześlicznie to powiedziała.Z tą kobietą.Dla moich uszu zabrzmiało to niczym muzyka.Na co Pamela, że galeria to biznes i trudno go prowadzić, ulegając fumom i kaprysomjednej klientki.- O mój Boże.- James szaleje, obiecuje pani K., że załatwi wszystko po jej myśli.Ale ta dosłownie trzęsie się ze złości, a twarz ma fioletowo - purpurową.Mówi, że dopóki galerią będzie rządziła ta kobieta - o tak, powtórzyła to raz jeszcze- jej noga więcej tu nie postanie.A na koniec dorzuca - o, ten kawałek ci się spodoba - że jeśli James wypuścił z rąktaki klejnot jak Malory Price, zasługuje na to, żeby zbankrutować, po czym żegluje do drzwi.- Nazwała mnie klejnotem.- Zachwycona Malory wyściskała samą siebie.- Kocham ją.Zwietnie, Tod, trzeba przyznać, że ten dzień zaczął się dla mnie wyjątkowo.- To jeszcze nie wszystko.James jest wkurzony.Kiedy po raz ostatni widziałaś go wkurzonego?- Chyba nigdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]