[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co ważne, protokolanci najwyraźniej przykładali się do swej pracy, gdyż wszystkie dokumenty zapisano wyraźnym, czytelnym pismem pozbawionym kleksów oraz poprawek.Löwefell z doświadczenia wiedział, że nie zawsze zachowywano tak godny pochwały porządek, i nie raz, i nie dwa zdarzało mu się już przedzierać przez dokumenty, które wyglądały, jakby dawano na nich jeść psom.Inkwizytor dokładnie przeczytał wszystkie pisma i nie znalazł w nich nic wykraczającego poza normalność.Za wyjątkiem jednego.Czarownica odmawiała jakichkolwiek zeznań na każdym etapie śledztwa.Nie pomogłopodwieszanie połączone z wyłamywaniem stawów, nie pomogło przypalanie stóp, zakładanie żelaznych trzewików, kruszenie kciuków w imadle, szarpanie piersi rozżarzonymi cęgami, rwanie paznokci, sadzanie na koźle i tak dalej, i tak dalej.Wtedy prowadzący śledztwo inkwizytor zadecydował o bezcelowości dalszych tortur („w trosce, by skazana dożyła dnia egzekucji” – jak napisano).Owszem, takie przypadki się zdarzały.Niezwykle rzadko, zważywszy na poświęcenie oraz wyszkolenie funkcjonariuszy Inkwizytorium, lecz się zdarzały.W wypadku braku dowodów ze świadków i rzeczy czasami sprawę wtedy umarzano, a oskarżoną czy też oskarżonego zwalniano.W tym jednak wypadku dowodów rzeczowych było aż nazbyt wiele.Katarzynę dodatkowo obciążały zeznania służącej, która już w czasie pierwszej interrogacji wyznała, iż dopomagała swej pani w mrocznych praktykach poprzez porywanie dzieci z ulicy i zbieranie dla niej kości martwych noworodków na cmentarzu.Razem z nią latała również na sabaty, całowała w tyłek diabła ukazującego się pod postacią kozła oraz oddawała się sodomii.Łącznie oskarżano Katarzynę o popełnienie szesnastu zbrodni.Do prostactwa zarzucanych czynów nie pasował spis woluminów, które znaleziono w pracowni kobiety.Spis z rewizji był bardzo dokładnie przygotowany i obejmował nawet takie przedmioty jak „cynowa łyżka sztuk jedna” (chociaż oczywiście w domu Pięknej Katarzyny aż roiło się od drogich sprzętów i dzieł artystycznych).Wyszczególniono również tytuły wszystkich zarekwirowanych ksiąg i Löwefell z uwagą wczytał się w ten fragment protokołu.A było się w co wczytywać! Piękna Katarzyna miała nie tylko księgi spisane po łacinie, lecz również po grecku, a nawet w języku perskim i aramejskim.W jej bibliotece znajdowały się nie tylko traktaty o najbardziej wynaturzonych praktykach magicznych, lecz również dzieła dotyczące botaniki, anatomii czy praktyki leczenia chorób oraz ogromne kompendium wiedzy astrologicznej.Kogo wy chcecie nabrać? – pomyślał Löwefell.Albo czarownica była rzeczywiście potężna, a wtedy te wszystkie zeznania są niewarte funta kłaków, albo mieliście do czynienia z wariatką i trucicielką, która usiłowała zabawiać się mroczną magią i która w czasie przesłuchań częściowo przyznała się do rzeczywistych win, a częściowo powtarzała to, co podpowiadali jej przesłuchujący, lub to, co podpowiadała jej fantazja.Inkwizytor dokładnie zapoznał się z aktami, po czym zdecydował się na powtórne odwiedziny u Schongauera.– Byłbym rad, jeśli zechciałbyś wyświadczyć mi jeszcze jedną przysługę – powiedział.– Koblencki oddział Inkwizytorium jest do twojej dyspozycji – odparł grzecznie Schongauer, a Löwefell z ironią pomyślał, jak bardzo te słowa nic nie znaczą.– Prosiłbym w takim razie o protokoły z innych procesów czarownic, które odbyły się w tym samym roku co proces Pięknej Katarzyny.– Czemu nie? – Schongauer wzruszył ramionami.– To żaden kłopot.Kiedy już Löwefellowi dostarczono żądane dokumenty, ten pieczołowicie rozłożył je na blacie stołu.Oto leżał przed nim protokół z przesłuchań jakiejś czarownicy nazywanej StarąBertą.Karty zapisane były tym samym charakterem pisma, co karty z procesu Katarzyny.Bardzo dopracowanym i wyraźnym charakterem.Ale na dokumentach ze śledztwa Starej Berty Löwefell dostrzegł ledwo widoczną różową plamę.Najwyraźniej na papier kapnęła kropla krwi lub wina, którą protokolant następnie usiłował starannie wytrzeć.Dalej inkwizytor dostrzegł tłusty ślad.Oto najprawdopodobniej na dokumenty spadła kropelka płynnego wosku ze świecy.Protokolant zgrabnie usunął wosk, lecz ślad po nim pozostał.A co było na trzeciej stronie? Bystre oko Löwefella wypatrzyło brązową kropkę, którą starano się przykryć, przedłużając nóżkę litery „K”.To był najpewniej ślad, jaki na dokumencie pozostawiła iskra.Potem jeszcze inkwizytor zobaczył, że górny róg karty jest nadszarpnięty, jakby ktoś zbyt gwałtownie chciał przerzucić stronę i naderwał delikatny papier.Mimo tych drobnych kancer dokumenty z procesu Starej Berty prezentowały się niemal idealnie.Niemal.Tymczasem w przypadku dokumentów z procesu Katarzyny nie trzeba było używać słowa„niemal”.One po prostu były w idealnym stanie.A więc miałem rację: funta kłaków niewarte, pomyślał Löwefell z satysfakcją, jaką daje udowodnienie podejrzeń.Akta z przesłuchań Pięknej Katarzyny zostały najwyraźniej zapisane po to, by ukryć prawdziwą dokumentację.* * *Przełożony koblenckiego oddziału Inkwizytorium był, delikatnie mówiąc, nieszczególnie zachwycony, iż musi odwiedzić pokój biskupiego wysłannika.Jak widać jednak, nie chciałsię okazać niegrzeczny, a poza tym, co tu dużo mówić, Löwefell w pewnym stopniu był jego przełożonym, czy też dokładniej rzecz biorąc, miał prawo korzystać ze względów należnych przełożonemu.– Potrzebujesz mojej pomocy, Arnoldzie? – spytał, nie siląc się już na serdeczny ton.Löwefell wcześniej dokładnie rozłożył na stole dokumenty, a teraz wskazał je palcem.Nawet nie musiał szczególnie długo wyjaśniać, jakim tropem biegły jego myśli.– I kto by pomyślał, że zdradzi nas perfekcja kancelisty? – westchnął Schongauer, a potem roześmiał się.Löwefella zdumiało, że Schongauer najwyraźniej nie przejął się odkryciem mistyfikacji.– Nie tylko perfekcja kancelisty, lecz również porównanie zarekwirowanych dzieł z zeznaniami służącej.Kobieta, która czytała księgi zajmujące się wiedzą tak hermetyczną, nie kazałaby służbie porywać dzieci czy kraść kości na cmentarzu.– Niedopatrzenie – beztrosko zgodził się Schongauer.– Dziwisz się? – zapytał zaraz później, jakby odgadując myśli gościa.– Dziwisz się, że nie sram w portki ze strachu, iż biskupi piesek przejrzał naszą grę?A jednak się boisz, pomyślał Löwefell.Inaczej nie starałbyś się zamaskować tego strachu niegrzecznym zachowaniem.– Sądzę, że wszystko mi wyjaśnisz – odparł łagodnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]