[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawiał się, jak powinien postąpić prawdziwy uczony, taki,któregonigdy nie obchodził sukces czy rozgłos, ale sama nauka? Zostań odpowiedział sobie.Zostań i obserwuj dziecko.Starajsięodnalezć miejsce bytowania jego rasy i obserwuj ją."Co na moim miejscu zrobiłby każdy ojciec? zadał sobie pytanie.Powstrzymywał się od przewracania z boku na bok, żeby niezbudzićchłopca.Nie był jego ojcem.Nie mógł też grać tej roli wobec synadzikiejprzyrody.Musiał wrócić do Nairobi i podzielić się odkryciem z kolegamiuczonymi,którzy wydawali mu się teraz zupełnie obcy.Zastanawiał się, jakzareagowalibyna widok chłopca.Raj Haksar wiedziałby może, jak postąpić, to ekspertodplemion prymitywnych.Anderson szukałby rozgłosu, zorganizowałbyzjazdnaukowy i objechał cały świat z małym hominidem.Nie miał pewnościco doRandalla Phillipsa.Wydawał się tak zestresowany i zgorzkniały jegożonabyła niezdolna do normalnego życia, małżeństwo się rozpadało.Należystrzecsię człowieka, który traci życiowe oparcie.Pozostawał jeszcze Ngili,ulegającyzmiennym nastrojom i związany tradycją z afrykańską rodziną.Brakowało mu Ngilego.Pomyślał o nim i Yince.Dzieciak odwrócił się na wznak i pochrapywał z cicha, wydychanepowietrze wibrowało przepływając pod długim, niskim podniebieniem.Kenzłapał jeden z kamieni myśliwskich, wstał i zszedł po skałach natrawiastyteren.246 Przechadzał się po trawie, oświetlonej zamierającym już blaskiemogniska.Rozmyślał o tym, co Yinka powiedziała mu w Nairobi na temat wizyty,jakąAnderson i Haksar złożyli Jakubowi Ngiamenie w przeddzień ichpowrotuz Dogilani.Haksar utrzymywał, że mieszka tam jakieś plemię i żebędziepróbował zorganizować ekspedycję.Mogło to oznaczać, że podróżowałjużwcześniej po Dogilani.Może widział praludzi? Dlaczego jednaktrzymałby tow tajemnicy?Zawrócił.Zastanawiał się, czy ktokolwiek oprócz niego widziałtychhominidów.Istnieje ciekawa masajska legenda o dawnym ludzieznanym jakomangati.Według niej, Masajowie pokonali mangati i przegnali wzalesionegóry Kenii, skąd tamci nigdy nie powrócili.Czy w legendzie tkwiłoziarnoprawdy? Czy mangati byli rzeczywiście pierwotnymi ludzmi nie tylkow kategoriach folklorystycznych, lecz również antropologicznych?Stado dzikich psów wszczęło walkę o szczątki martwego lwa.Słuchającich szczęknięć i powarkiwań, Ken pomyślał o drugim lwie, kulejącymzabójcy małych lwiątek, i zapragnął także jego zabić.Może już wnajbliższychdniach.Wzdrygnął się od nocnego chłodu.Jak długo jeszcze tupozostanie?Nie stawił się na pierwsze spotkanie z Ngilim.Jeśli jego wyczucieupływu czasu nie zostało całkowicie upośledzone, przyjaciel miałprzyleciećza dwa, może trzy dni. Padnie, jak zobaczy mnie z tym chłopcem.Alecosię stanie, kiedy hominid zobaczy Ngilego? zaniepokoił się nagle.Jakzareaguje?"Odpowiedz na to, a także na wiele innych pytań, leżała przyognisku,pochrapując cicho i niewinnie.3aj? powiedział do telefonu w samochodzie Cyril Ander-Rson. Zatrzymałem wóz przed twoim domem i dzwoniłemdo drzwi, ale nie otwierałeś.Nie słyszałeś dzwonka?Raj Haksar odpowiedział niepewnie: Kiedy to było.? Nic niesłyszałem. Czyżby? Cyril jezdził w rzęsistym deszczu ulicami wokółdomuHaksara w Małym Benares, najstarszej części hinduskiej dzielnicyNairobi.Dwadzieścia minut temu.Sam słyszałem dzwonek, a dzwoniłemprzynajmniejtuzin razy.Gdzie właściwie byłeś?Drzwi frontowe tego domu wykonano z polerowanego drewnadekowego,ozdobionego inskrypcjami w języku hindustani.Cyril dobrze znał tendom.Wejście prowadziło do kolistego atrium, wznoszącego się na wysokośćdwóchpięter az po dach kopulasty niczym stupa cejlońskiej świątyni.Dziękitemudom stawał się wielkim pudłem rezonansowym.Niemożliwe, żebyHaksar nieusłyszał dzwonka. Dwadzieścia minut.Och, tak.Przykro mi, Cyrilu, byłem.nieobecny. Gdzieś jezdziłeś? Ty stary kłamco tandoori".Anderson widział na podjezdzie wózHaksarawiekowego brytyjskiego humbera z końca lat pięćdziesiątych, ooponachsflaczałych od długotrwałego postoju. Nigdzie.Cierpię na okresowe omdlenia.Podejrzewam, żewłaśnieprzechodziłem przez coś takiego. To było możliwe.Cukrzyca dokuczała mu coraz bardziej, a ostatnioorganizm przestawał tolerować insulinę, lek, który pozwalał zapanowaćnadchorobą.Anderson wiedział, że przedłużające się stany niedoboruinsulinyuszkadzają w końcu mózg.Diabetycy mieszkający samotnie jakHaksar zaczynali nierzadko zachowywać się nieracjonalnie, przestawali jeśćalboodstawiali leki, co mogło prowadzić do wystąpienia śpiączkicukrzycowej. Czuję się teraz nieco lepiej.a lekarz obiecał, że przepisze miinnylek.Co się dzieje?248 Otwórz drzwi.Wrócę i powiem ci. Mów przez telefon. Czyż sam nie twierdziłeś, że powinniśmy się spotkać? Jestem tak bardzo zmęczony.Oszczędzam siły na lekarza.Wspomniał,że może dzisiaj wpadnie.Ma tylu pacjentów.Dlaczego niemożesz mipowiedzieć przez telefon? Raj! Anderson w ostatniej sekundzie ostro zahamował,unikającpotrącenia Hinduski przechodzącej pospiesznie z dwójką dzieciprzez ulicę.Deszcz rozmazywał żółć ich bosych stóp i czerwień sari kobiety
[ Pobierz całość w formacie PDF ]