[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podniosła wzrok na niebo czarne od chmur.W ułamku sekundy zapadł zmrok i Blair zerwała się na równe nogi.- O cholera.Odsunęła się od dołu, myśląc, że nie tylko kilku wrogów wpadło w pułapkę.Ona sama także do niej weszła.I nagle wampiry wyrosły przed nią jak spod ziemi.19Dwa wykończyła błyskawicznie instynktownym cięciem miecza, zanimDjeszcze wydobyły się z dołu.Ale jakiś przerażony głos w głowie mówił jej,że ma naprawdę poważne kłopoty.Naliczyła osiem, oprócz dwóch, które już zamieniła w popiół.Otoczyłyją, odcięły drogę ucieczki.A ona sama wlazła im w łapy, niemal gwiżdżącwesołą piosenkę.Jeśli uda jej się przeżyć - a szanse na to miała niewielkie - da sobie za to w twarz.Na razie musiała walczyć, skoro ucieczka niewchodziła w rachubę.Jedyne, co miała, to ogromną wiarę.Wyciągnęła kołek i zablokowałamieczem pierwszy cios, jednocześnie kopiąc w tył.Okręciła się, machającmieczem i tnąc wrogów, żeby zyskać choć odrobinę czasu.Dostrzegła odsłoniętą pierś, wbiła kołek.Następny z głowy.Ale to nie byli zieloni rekruci, którzy popełniali fatalne w skutkach błędy.Walczyła z doświadczonymi żołnierzami i wciąż było ich siedmiu na nią jedną.Oczami wyobrazni zobaczyła ogień i posłała go wzdłuż ostrza zaczarowanego przez Glennę miecza.- No chodz, dalej.No chodz!Zadała cios i odrzuciła przeciwnika w tył z płonącym ramieniem.I nagle poleciała w powietrze, gdy któryś wampir przytrzymał jej kopiącą nogę.Walnęła z całej siły o pień drzewa i zobaczyła gwiazdy na szarym polu obramowanym mdlącą czerwienią.Na szczęście ten, który ją zaatakował, spotkał się z ogniem i stalą i wrzeszcząc, wpadł do dołu.Blair przetoczyła się i rozrywana bólem, pchnęła płonącym mieczem.Nie czuła lewej ręki od ramienia w dół i zgubiła kołek.Rąbała, wbijała,cięła, ale przyjęła potężny cios w twarz, który o mało jej samej nie posłałdo dołu.Udało jej się nad nim przeskoczyć, znalazła oparcie dla stóp i morderczym ciosem odparła kolejny atak.Jeden z wampirów chciał rzucić się do jej gardła, więc strzaskała munos rękojeścią miecza.Poczuła, jak rwie się łańcuszek, który miała na szyi,a krzyże lecą na ziemię.Bez kołka i krzyża.A zostało jeszcze pięciu napastników.Nie przeżyjetego, nie uda jej się walczyć, dopóki Larkin nie przybędzie na pomoc.A więc nie umrze w dolinie, tylko tutaj i teraz.Lecz, na Boga, zabierze zesobą tak wiele wampirów, ile tylko zdoła, a Larkin jedynie dokończy dzieła.Jej lewa ręka zwisała bezwładnie, ale Blair wciąż miała nogi, którymikopała w górę i na boki, gdy prawa cięła ognistym mieczem.Potwory jąosłabiły, wybiły z rytmu.Zablokowała opadający miecz, ale czubek ostrzadrasnął ją w udo.Potknęła się lekko, odsłaniając na tyle, żeby któryś z nichkopnął ją w brzuch, odbierając oddech.Poleciała do tyłu, a gdy padała, poczuła, jak coś rozrywa się w jej wnętrzu.Resztką sił pchnęła na oślep mieczem i z ponurą satysfakcją patrzyła, jak jeden z napastników staje w płomieniach.Wtedy ktoś wytrącił jej miecz z dłoni i Blair nie miała już czym walczyć.Ile jeszcze zostało? Zastanawiała się.Trzy? Może trzy.Larkin poradzisobie z trzema.Nic mu nie będzie.W głowie jej się kręciło, ale z trudempodniosła się na nogi.Nie chciała umierać, leżąc na plecach.Próbowała odzyskać równowagę, zaciskając pięści.Może, ale tylko może, uda jej się wykończyć jeszcze jednego, tylko jednego, gołymi rękami, zanim ją dopadną.Nagle zobaczyła, że się odsunęły.Trzy? Cztery? Zaczynało jej się dwoić w oczach.Z całej siły postarała się skupić i zobaczyła unoszącą się nad ziemią Lorę., Nie zamierzały mnie zabić, pomyślała półprzytomnie, chciały mnie tylkoosłabić.Zostawiły mnie dla niej.To gorsze niż śmierć - na tę myśl krew ścięła się w jej żyłach.Zastanawiała się gorączkowo, czy znajdzie jakąś broń, jakiś sposób, żeby sama ze sobą skończyć, zanim Lora zamieni ją w potwora.Może uda jej się rzucić w pułapkę.Lepiej nadziać się na pal niż przemienić w wampira.- Jestem pod wrażeniem.- Lora z uśmiechem klasnęła lekko w dłonie.- Pokonałaś naszych siedmiu doświadczonych wojowników.Przegrałam zakład z Lilith, stawiałam, że nie zabijesz więcej niż czterech.- Cieszę się, że pomogłam ci przegrać.- Cóż, miałaś lekką przewagę.Otrzymały rozkaz, by cię nie zabijać.Taprzyjemność należy do mnie.- Tak sądzisz?- Wiem.A ten płaszcz? Podoba mi się od chwili, gdy zobaczyłam cię natej bocznej drodze w Irlandii.Wspaniale będę w nim wyglądała.- A więc to byłaś ty? Wybacz, wszystkie śmierdzicie dla mnie tak samo.- Nie mogę powiedzieć tego samego o was, śmiertelnikach.- Lorauśmiechnęła się promiennie.- A skoro mówimy o śmiertelnikach, muszęprzyznać, że twój Jeremy był przepyszny.- Wciąż uśmiechnięta, dotknęłapalcami ust, jakby przypominała sobie ten smak.Nie myśl o Jeremym, rozkazała sobie Blair.Nie daj jej tej satysfakcji.Nic nie powiedziała, kwitując gest Lory kamiennym milczeniem.- Ale gdzie moje maniery? Oczywiście już się spotkałyśmy, ale nigdynas sobie oficjalnie nie przedstawiono.Jestem Lora i zostanę twoją stwo-rzycielką.- Blair Murphy, to ja zamienię cię w pył.A ten płaszcz leży dużo lepiejna mnie niż na tobie.- Będziesz fantastyczną towarzyszką zabaw! Już nie mogę się doczekać.Ponieważ darzę cię podziwem i szacunkiem, stoczymy o to walkę.Tylko tyi ja.- Lora pogroziła palcem trzem żołnierzom.- Odsuńcie się, sio, sio, sio.To sprawa między nami dziewczętami.- Chcesz walczyć? - Myśl, myśl, myśl, nakazała sobie Blair.Zignorujból.- Miecze, noże, gołe dłonie?- Uwielbiam walkę wręcz.- Lora uniosła dłonie i pomachała palcami.- Jest taka intymna.- Dla mnie bomba.- Blair rozchyliła poły płaszcza, żeby pokazać, że niejest uzbrojona.- Mogę zadać ci pytanie?- Bien sur.~ Ten akcent jest prawdziwy czy tylko go podrabiasz? - Odpięła od paska butelkę z wodą.- Urodziłam się w Paryżu w tysiąc pięćset osiemdziesiątym piątym roku.Blair parsknęła.- Przestań.- No dobrze - powiedziała Lora ze śmiechem.- W tysiąc pięćset osiemdziesiątym trzecim.Ale jaka kobieta nie oszukuje choć troszkę przy dacieurodzin?- Byłaś młodsza niż ja, kiedy umarłaś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]