[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie powinniśmy byli się pobrać.- Tylko te słowa przeszły jej przez gardło.- Słucham? - spytał lodowatym tonem.- Nie stać cię na mnie.Konie zwolniły.- Co, u diabła, masz na myśli?- Kiedy Harry uparł się przy tym olbrzymim zapisie na i moje nazwisko.- Suma była właściwa.Również bez interwencji brata otrzymałabyś podobną.Comiałaś na myśli, mówiąc, że mnie na ciebie nie stać?- Nie wniosłam niczego do naszego związku - stwierdziła.- Nawet nie miałam po-sagu, żeby móc utrzymać siebie lub dzieci.Sumę, którą przepisałeś na moje nazwisko,powinieneś przeznaczyć na potrzeby rodzeństwa i na utrzymanie posiadłości.Nie jesttak?- To wszystko nieważne - zapewnił po chwili milczenia.- Nie powiedziałem, żeżałuję decyzji o poślubieniu ciebie!Na to naturalnie Braybrook był zbyt uprzejmy.Prawda musiała jednak mniej wię-cej tak wyglądać.Z jego słów wynikało, że reszta posagu Sereny musi starczyć nautrzymanie Lissy, Emmy i dwóch chłopców.A co z posagiem córek? Jeśli Julian chciałoddać następcom nietknięty majątek, powinien był pojąć za żonę bogatą dziedziczkę, anie Christy Daventry bez złamanego pensa przy duszy, do tego pochodzącą z nieprawegołoża.- Niemożliwe, żebyś nie żałował - szepnęła.Powściągnął konie, przełożył wodzedo jednej ręki i otoczył ją ramieniem.- Do diabła, Christy! Jak możesz tak sądzić? I to po wczorajszym popołudniu iostatniej nocy!- Słyszałeś, co wyznałam wczoraj w nocy, prawda? - spytała zbolałym głosem.RLT- Tak.Nie ma w tym nic złego, Christy.Nie miałaś kochanka, więc jesteś nie-przyzwyczajona do.rozkoszy fizycznej.Naturalnie rozumiem, dlaczego to powiedzia-łaś, ale nie ma takiej konieczności.- A więc to tylko cielesna przyjemność.- W gardle miała wielką gulę, lecz mimo tomówiła dalej: - Mógłbyś ją znalezć z każdą kobietą.Przecież tak robiłeś i sądzę, że po-zostaniesz przy tym zwyczaju.Było to zupełnie jasne, kiedy zaproponowałeś mi rolękochanki i obiecałeś, że nie zostanę oddalona nawet po twoim ślubie.Christy odsunęła się od męża najdalej, jak mogła.Po tak bezwstydnej ripoście wo-lała zanadto mu się nie przyglądać.Dalej jechali w słońcu.Z pobliskich zarośli docierał śpiew ptaków.Z daleka dola-tywało porykiwanie krowy i nawoływanie chłopca.Wszystko to jednak nagle straciłourok.Milczenie przerwał Braybrook:- Pogodziłaś się z tym, że będę niewierny?- Tak.Nie mogła zaprzeczyć, bo przecież wiedziała o tym, zanim wzięli ślub.- I też będziesz niewierna?Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.Nie umiała sobie wyobrazić takiejsytuacji.- Nie zamierzam.Spojrzał na nią z nieprzeniknioną twarzą, ale zachował milczenie.Cztery dni pózniej przed południem Christy poszła do wsi po jedwab do haftowa-nia.Przez ostatnie dwa dni przyjmowała wizyty gości z życzeniami dla nowożeńców.Wiadomość o ich powrocie szybko się rozeszła i wszyscy chcieli poznać nową panią naAmberley.Czuła się jak żuk przyszpilony do tablicy.Naturalnie ludzie traktowali ją zszacunkiem, łatwo mogła jednak sobie wyobrazić, co mówią na jej temat, gdy zostają wswoim towarzystwie.Mąż odnosił się do niej uprzejmie, ale chłodno.Wprawdzie co wieczór przychodziłdo jej sypialni, ale gdy minęły chwile namiętności, wracał do siebie.Zupełnie jakbychciał zademonstrować, że nic do niej nie czuje.Christy podejrzewała, że z czasem bę-RLTdzie z tego nawet zadowolona, tymczasem jednak miała takie wrażenie, jakby codzienniemała jej cząstka umierała.Na kolejny wieczór dostali zaproszenie na kolację w Postleton Manor.Christyusłyszała od lady Postleton, że wszyscy niecierpliwie czekają, by ją poznać.Ten przejawhipokryzji wzbudził jej obrzydzenie.Naturalnie jednak nie mogła odrzucić zaproszenia.Julian był bardzo zadowolony i orzekł, że wkrótce będzie powszechnie uznaną damą.Codo niej, doskonale wiedziała, że gdyby rozeszła się prawda o jej pochodzeniu, uznaniedla niej ulotniłoby się w jednej chwili.Gdy weszła do sklepu, rozległ się, rzecz jasna, dzwonek i pan Wilkins nisko sięukłonił.Potem, ku jej irytacji, chodził za nią po całym sklepie i raz po raz zacierał ręce.Kiedy wreszcie załatwiła wszystkie sprawunki i wyszła, odetchnęła świeżym powietrzemz prawdziwą ulgą.Na ulicy we wsi zobaczyła Nan Roberts.- Dzień dobry, Nan - pozdrowiła dziewczynkę.- Dobrze się miewasz?Nan wstydliwie skinęła głową.- A mama? Też dobrze?Kolejne nieśmiałe skinienie.- A ja mam kotkę - pochwaliła się Nan.- Dała mi go ta druga lady Braybrook.-Przygryzła wargę.- Może pani przyjść i zobaczyć.Christy się zafrasowała.Jane była kochanką Braybrooka, ale dziecko patrzyło nanią z taką nadzieją.- Bardzo chętnie zobaczę kotkę, jeśli tylko jesteś pewna, że mama nie ma nic prze-ciwko temu.- Och, nie! - zapewniła dziewczynka.- Mama powiedziała, że pani jest dobra.Widząc niezapowiedzianego gościa, Jane okazała się daleka od entuzjazmu i po-witała Christy z chłodną uprzejmością.- Milady chce zobaczyć moją kotkę - oznajmiła Nan.Jane ciężko westchnęła.- Naprawdę? W takim razie znajdz szybko Puss.Nie powinna pani do mnie przy-chodzić - oświadczyła bez ogródek, gdy dziecko pobiegło do kuchni.- Ludzie będą ga-dać, a jego lordowskiej mości to się nie spodoba.RLT- Jeśli tylko to jest problemem, proszę zdać się na mnie - odparła Christy.- CzyNan znowu spotkały nieprzyjemności?Jane pokręciła głową.- Dzięki pani i jego lordowskiej mości już nie.Nie chcę być niegościnna, ale po copani kłopoty? Przecież okazała pani tyle dobroci Nan.No cóż, ale skoro już się stało, tomożemy chyba usiąść w ogrodzie.Napije się pani mojej jeżynowej nalewki?- Bardzo chętnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]